American Retro Party – #TescoParty #2
Zawsze czułam, że urodziłam się w złych czasach i po złej stronie globu. Uważam, że najlepiej odnalazłabym się żyjąc w USA rodząc się na przełomie lat 40 i 50 :) Co prawda nie prowadziłabym wtedy bloga, ale za to z ustami pomalowanymi na czerwono i grzywką zakręconą na wałek przygotowywałabym mężowi pieczoną szynkę, a gościom serwowałabym key lime pie :) Niestety dziś, zupełnie na drugim końcu świata pozostaje mi jedynie odbywać retro-sentymentalną podróż starając się we własnym domu stworzyć vintage’ową jadłodajnię rodem z USA. Czy mi się to udało? Sami oceńcie! American Retro Party to temat drugiego przyjęcia #TescoParty przygotowanego w ramach współpracy z Tesco! :)
Co dziś w menu? Zobaczmy… :) Projektowanie własnego “diner-menu” dało mi sporo frajdy :) Grafik ze mnie jak z koziego tyłka trąbka, ale i tak wyszło chyba całkiem, całkiem :)
A tak prezentował się stół w całej okazałości:
Zacznijmy od budowania klimatu. Tradycyjna kolorystyka amerykańskiej jadłodajni może zawierać elementy: czerni i bieli (najlepiej w formie szachownicy), czerwieni, turkusu bądź różu. Ja z tego ostatniego tym razem zrezygnowałam i ograniczyłam się do tego koloru jedynie w milkshake’ach :) Takie milkshake’i jest bardzo łatwo zrobić – to kwestia zmiksowania ulubionych lodów z mlekiem. Ale skoro miało być tradycyjnie, to tak też jest u mnie – truskawka i czekolada! <3
Składniki (na 6 porcji):
- 600 ml lodów truskawkowych
- 2 szklanki mrożonych truskawek
- 1 litr lodów czekoladowych
- 2 litry mleka 3,2 %
- 500 ml śmietanki kremówki
- cukier puder (do smaku)
- 12 wisienek koktajlowych
Kremówkę ubijamy na sztywno. Pod koniec ubijania dodajemy cukier puder do smaku.
W kielichu miksera (w zależności od pojemności miksera, być może warto każdy smak koktajlu rozdzielić na dwie porcje) łączymy ze sobą lody truskawkowe z mrożonymi truskawkami i 1 litrem mleka. Miksujemy, aż składniki dokładnie się połączą. Przelewamy koktajl do szklanek.
Osobno miksujemy lody czekoladowe z pozostałym litrem mleka. Również rozlewamy do szklanek.
Wierzch milkshake’ów dekorujemy kremówką i wisienką koktajlową. Opcjonalnie można też polać je sosem do deserów lub posypać cukrową posypką.
Jak widzicie, w milkshake’ach nie może zabraknąć słomek! Na szczęście papierowe słomki w paseczki są dość łatwo dostępne i w prosty sposób tworzą fajny klimat :) W jadłodajniach można było spotkać szklane pojemniki na słomki. Mi niestety nie udało się takiego znaleźć, dlatego musiałam zadowolić się szklanym kuflem..
Elementy turkusu przemyciłam natomiast pod postacią płyt winylowych rozwieszonych na ścianach i… lukru na donutach ;) Przyznaję, trochę przegięłam z barwnikiem i donuty farbowały na niebiesko, ale chyba nie przeszkadzało to gościom, bo zniknęły raz dwa :)
Prawdziwe donuty powinny być smażone na głębokim tłuszczu, ale coraz popularniejsze stają się te pieczone w piekarniku. Są nieco lżejsze (o ile można tak o donutach w ogóle powiedzieć) od swoich oryginalnych kuzynów i dzięki specjalnym foremkom do donutów mają idealne kształty.
Składniki (na 12 donutów):
- 320 g mąki
- 150 g drobnego cukru
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1 łyżeczka soli
- ¼ łyżeczki gałki muszkatołowej
- 150 ml maślanki
- 2 jajka
- 2 łyżki rozpuszczonego masła
- 1 szklanka cukru pudru
- kilka łyżek mleka
- barwnik do lukru (opcjonalnie)
- 6 łyżek dżemu wiśniowego
- cukrowa posypka (opcjonalnie)
Mąkę, cukier, proszek do pieczenia, sól i gałkę muszkatołową łączymy razem. Dodajemy maślankę, jajka i rozpuszczone masło i całość ucieramy na jednolitą masę. Ciasto przekładamy do rękawa cukierniczego i napełniamy nim foremkę na 12 donutów. Pieczemy około 10 minut w temperaturze 180 stopni, aż wierzch donutów będzie przyrumieniony.
Studzimy na kratce. Następnie przekrawamy je w poprzek (jak bajgla) i smarujemy wnętrze dżemem.
Do cukru pudru stopniowo dodajemy po 1 łyżce mleka, aż otrzymamy płynny, ale gęsty lukier. Opcjonalnie dodajemy barwnik spożywczy. W tak przygotowanym lukrze moczymy donuty i szybkim ruchem odwracamy je, by lukier spłynął po jego brzegach. Posypujemy cukrową posypką i odstawiamy do zastygnięcia.
Podoba się Wam paterka z winyli, na której leżą pączki? Bez problemu zrobicie taką sami! Całość zajmuje dosłownie 5 minut, pod warunkiem, że macie pod ręką stare zniszczone płyty i łącznik od starej patery piętrowej (może być nawet nie taka stara bo paterę w każdej chwili można rozmontować) :)
Jeśli jeszcze nie zrobiło się Wam za słodko, to mam dla Was przepis na jeszcze jeden klasyk kuchni amerykańskiej – upside down cake, czyli ciasto, które dla odmiany pieczone jest z owocami na spodzie, zamiast na wierzchu. Zrobiłam błąd i pozwoliłam mojemu ciastu za bardzo wystygnąć nim odwróciłam je na drugą stronę, dlatego karmel zamiast majestatycznie spływać i apetycznie oblewać jego brzegi po prostu… zastygł ;) Mówi się trudno, i tak było pyszne!
Składniki:
- 60 g masła
- 150 g brązowego cukru
- 6-7 plastrów ananasa z puszki
- 6-7 wisienek koktajlowych
- 260 g mąki
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- ½ łyżeczki soli
- ½ łyżeczki cynamonu
- ¼ łyżeczki gałki muszkatołowej
- 110 g oleju
- 150 g cukru
- 2 jajka
- 100 ml zalewy z ananasa w puszce
- 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
Na patelni rozpuszczamy masło. Mieszamy je z brązowym cukrem i tak przygotowaną pastę rozsmarowujemy na dnie okrągłej (najlepiej silikonowej, ale nie koniecznie) foremki do pieczenia (średnica ok. 25 cm).
Na cukrze układamy ciasno plasterki ananasa i wisienki koktajlowe.
Mąkę łączymy z proszkiem do pieczenia, solą, cynamonem i gałką muszkatołową.
W misce miksera łączymy olej z cukrem i ubijamy przez chwilę. Następnie dodajemy po jednym jajku, każdorazowo miksując, aż składniki się połączą. Do powstałej masy stopniowo dodajemy suche składniki. Gdy masa będzie mieć jednolitą konsystencję, dodajemy zalewę z ananasa i ekstrakt waniliowy i ponownie miksujemy do połączenia się składników.
Ciasto wylewamy na przygotowany wcześniej spód. Pieczemy w temperaturze 170 stopni około 30-45 minut (do suchego patyczka).
Upieczone ciasto lekko studzimy, a następnie wykładamy na paterę, odwracając foremkę do góry nogami.
Najlepiej smakuje jeszcze lekko ciepłe.
Dobra, zasłodziliście się? Pora na konkrety! Pierwszy konkret to pulled pork w sosie BBQ. Nosz normalnie miodzio! Co tu dużo więcej mówić?
Pulled pork czyli „odrywana wieprzowina” to mięso, które za sprawą długiego przygotowania staje się niezwykle delikatne i soczyste. Nazwa tego dania pochodzi od sposobu, w jaki mięso się podaje – najpierw trzeba je poszarpać i porozrywać na mniejsze kawałki. Tak rozdrobnione mięso miesza się z sosem i podaje jako osobne danie lub faszeruje się tym bułę (może być taka jak do hamburgerów). Uwaga! Ze względu na czas przygotowania, pulled porka trzeba zacząć robić już dzień wcześniej!
Składniki (na około 10 porcji):
- 1,5 kg łopatki wieprzowej
- 1 szklanka pikantnego ketchupu dobrej jakości
- 1 szklanka Coca-coli
- 1 łyżka musztardy
- ½ łyżeczki mielonych goździków
- 2 łyżki sosu Worcestershire
- 2 ząbki czosnku
- 1 cebula
- 2 łyżki oleju
- 1 łyżeczka słodkiej papryki
- sól
- pieprz
- bułki do burgerów (opcjonalnie, do podania)
Mięso oczyszczamy z błon. Słodką paprykę mieszamy z 1 łyżeczką soli i ½ łyżeczki pieprzu. Dodajemy do przypraw 1 łyżkę oleju i tak przygotowaną pastą nacieramy dokładnie mięso.
Mięso wkładamy do wolnowaru i zostawiamy na noc (10-14 godzin). Opcjonalnie możemy przygotować mięso także w piekarniku – należy włożyć je do brytfanny, szczelnie przykryć i piec w temperaturze około 100 stopni podobną ilość godzin.
Gdy mięso będzie gotowe, cebulę i czosnek siekamy i podsmażamy na pozostałym oleju. Gdy się zarumienią, dodajemy do nich pozostałe składniki, dokładnie mieszamy i zmniejszamy ogień. Do sosu dodajemy także cały sos z dna naczynia, w którym piekło się mięso.
Gotujemy na małym ogniu, mieszając od czasu do czasu, aż będzie miał konsystencję gęstej śmietany. Przyprawiamy do smaku solą i pieprzem.
Upieczone mięso szarpiemy przy pomocy widelca na mniejsze kawałki. Zalewamy mięso gorącym sosem. Podajemy w bułkach do burgerów lub samodzielnie.
Porki porkami, ale czymże byłoby amerykańskie menu bez hot dogów? Oczywiście możecie iść na łatwiznę i kupić gotowe buły, ale ja polecam zrobić Wam własne. I koniecznie, wybierając parówki, wybierzcie te o jak najwyższej zawartości mięsa! Do tego ketchup, musztarda i… cebulka! <3 Przepis na buły i cebulkę znajdziecie poniżej :) Parówki oczywiście przed wsadzeniem w bułę należy zagrzać. Jeśli planujecie je podać tak jak ja, w formie bufetu “zrób to sam” (tak jest najlepiej!), wrzućcie parówki do wrzącej wody i (jeśli macie możliwość) ustawcie naczynie na podgrzewaczu. Dzięki temu parówy pozostaną ciepłe przez całą (no, może nie tak całą…) imprezę.
Składniki:
Na bułki:
- 25 g świeżych drożdży
- 1 łyżka cukru
- 50 ml ciepłej wody (około 42 st. C)
- 200 ml ciepłego mleka (około 42 st. C)
- 2 łyżki oleju
- 1 łyżeczka soli
- 500-550 g mąki
- 1 jajko
- 1 łyżka mleka
Na cebulkę:
- 7 dużych cebul
- 2 łyżki masła
- 1 łyżeczka cukru
- sól
- kilka łyżek wody
W dużej misce łączymy drożdże z cukrem i wodą. Przykrywamy czystą bawełnianą ściereczką i odstawiamy na 20 minut, aż zaczną pracować.
Do zaczynu dodajemy mleko, olej, sól i stopniowo dodajemy mąkę. Wyrabiamy ciasto (ręcznie lub przy pomocy robota kuchennego), aż nabierze jednolitej, gładkiej konsystencji.
Czystą miskę smarujemy odrobiną oleju, przekładamy do niej ciasto, ponownie przykrywamy ściereczką i odstawiamy na około 1 godzinę, aż ciasto podwoi swoją objętość.
Na natłuszczony blat wyjmujemy ostrożnie wyrośnięte ciasto (nie zagniatamy, ciasto powinno być dobrze napowietrzone). Ostrym nożem dzielimy je na 8 równych części. Z każdej części formujemy podłużną bułeczkę i układamy je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia w taki sposób, by prawie stykały się brzegami.
Odczekujemy około 15 minut. Jajko roztrzepujemy z mlekiem. Przy pomocy pędzelka smarujemy wierzch bułeczek.
Pieczemy około 20 minut w temperaturze 200 stopni. Zrośnięte ze sobą bułeczki studzimy na kratce, a przed podaniem ostrożnie je rozrywamy.
Cebulę kroimy w piórka. Na patelni rozgrzewamy masło. Wrzucamy cebulę i smażymy, aż do zrumienienia. Dodajemy cukier, mieszamy, a następnie podlewamy 2-3 łyżkami wody. Gdy cebulka nabierze brązowego koloru przyprawiamy do smaku solą.
Podajemy na ciepło jako dodatek do hot dogów.
Jeśli jakimś cudem jeszcze macie miejsce w żołądku, albo postanowiliście zwieńczyć wieczór jakąś amerykańską filmową klasyką (w tamtych czasach oglądanie telewizji i wyjścia do kina były jedną z ulubionych form rozrywek przecież!) pędźcie do kuchni zrobić popcorn. Ale pamiętajcie, miski są nudne i mało retro. Jeśli chcecie dalej bawić się w klimacie, przygotujcie wcześniej tekturowe pudełka na popcorn :)
Jeśli chcecie, to poniżej znajdziecie do pobrania pliki z szablonami potrzebnymi do wykonania tutoriala. Możecie jednak oczywiście zaprojektować własne, wedle własnych preferencji :)
Pobierz:
Uff, to już prawie koniec! :) Ale jeszcze nie! Bo mam jeszcze dla Was kilka podpowiedz, jak drobnymi elementami sprawić, by całość była jeszcze bardziej vintage! :)
Z pewnością macie w kuchni szklany dzbanek do parzenia kawy. Najlepiej, jeśli ma czerwoną rączkę. Zaparzcie kawę “americano” i postawcie dzbanek na stole. Tak, jak w Stanach obowiązuje darmowa dolewka kawy ile wlezie, tak u Ciebie goście mogą jej wypić ile tylko mają ochotę.
O zastrzyk kofeiny we krwi może zadbać także Cola, szczególnie w małych, szklanych butelkach :)
Dobre, domowe frytki smażone na głębokim tłuszczu już same w sobie nawiązują do menu tamtych czasów. Ketchup i musztardę przelejcie do czerwonego i żółtego dyspensera do sosu (kosztują dosłownie grosze), a obok postawcie metalowy, chromowany serwetkownik :)
Miałam pod ręką miskę wykonaną ze starego winyla. Niestety nie wiem jak taką zrobić w domu, ale jeśli ktoś z Was się dowie, koniecznie dajcie mi znać! ;) Stare winyle śmiało jednak mogą służyć jako podkładki czy patery. Pamiętajcie tylko, żeby po pierwsze dobrze je wyczyścić, a po drugie nie zniszczyć płyty z jakąś dobrą muzyką! ;)
No i na koniec, jak zwykle szczegóły – słomki, serwetki, ceraty – zadbajcie o wzory i patterny! Kropki, paski i kratka sprawdzą się idealnie (pod warunkiem, że jednym z kolorów jest biały!).
Jak Wam się podoba moja wizja domowego “dinera”? :) Dajcie znać co wpadło Wam w oko najbardziej, o czym Waszym zdaniem zapomniałam i jakie sami macie pomysły na to jak sprawić by było jeszcze bardziej w stylu lat 50-70 piszcie w komentarzach! :)
-
Artur
-
Michał Baluch
-
Maria Banach
-