praliny z masłem orzechowym i ciasteczkami i “Koncept”
Gra “Koncept” to zupełna świeżynka ze stajni Rebel.pl. Wydana zaledwie 2 (3?) miesiące temu, trafiła w moje ręce bym sprawdziła o co w tym chodzi i z czym to się je. Wygląd pudełka i gry zachęcał – minimalizm, ale w bardzo barwnym wydaniu.
Wewnątrz pudełka – plansza, zestaw kart, znaczniki punktów i plastikowe znaczniki podkategorii w postaci wykrzyknika lub znaku zapytania i kompletu kostek w odpowiednim kolorze. Wszystko w pudełku ma swoje miejsce. Czysto i schludnie.
No dobra, ale o co w tej grze właściwie chodzi? Idea jest dość prosta – to takie kalambury, ale na planszy. Na każdej karcie znajduje się 9 haseł, o trzech różnych stopniach trudności – łatwe (rzekłabym że banalne, w sam raz do rozgrywek z dziećmi lub między dziećmi), średnie – akurat na start i trudne – (rzekłaby hardkorowe :)). Zamiast pokazywania hasła całym swoim ciałem ku ogólnej uciesze obu drużyn oraz zamiast rysowania na tablicy bohomazów, jakich nie powstydziłby się sam Picasso hasła pokazujemy… pionkami. Plansza składa się z ponad 100 obrazków, przedstawiających wszystko, czego dusza zapragnie – są kategorie, płcie, kolory, wielkości, kształty i… wszystko, co tylko za pomocą tego obrazkowego pisma uda się nam zinterpretować. Ustawiając na planszy zielony znacznik znaku zapytania ustalamy kategorię główną. Następnie zielone kostki układamy przy kolejnych obrazkach, będących rozwinięciem myśli kategorii głównej. Drużyna dalej nie wie o co chodzi? Z pomocą przychodzą znaczniki wykrzykników – określają one podkategorie, a odpowiadające im kolorystycznie kostki analogicznie są rozwinięciem każdej z nich.
To tyle teorii. A jak jest w praktyce? W praktyce okazuje się, że ile osób, tyle sposobów myślenia i logika nie zawsze dochodzi tu do głosu. Weźmy na przykład hasło “młynek do pieprzu” – ja jako kategorię główną zaznaczyłam “jedzenie”, a następnie, jako jej rozwinięcie “narzędzie” i tak dalej i tak dalej. Mężczyzna oburzył się, że powinno być na odwrót: kategoria “narzędzie” a rozwinięcie “jedzenie”. No i kto ma rację? Ja stawiam, że oboje, bo w końcu każdy hasło pokazuje według własnego ciągu myśli – przyznaję jednak, że może to wprowadzać spore zamieszanie :)
Jedną z podstawowych reguł gry jest to, że osoba pokazująca hasło jedyne co może powiedzieć to “tak”, gdy ktoś wpadł na właściwy trop. W praktyce jednak okazuje się to bardziej skomplikowane. Do “tak” najpierw dochodzi “nie”, potem “blisko”, “prawie”, “nie do końca”, “tak, ale…” i tak dalej :) Widząc jak zgadujące osoby miotają się w zupełnie bezsensownych kierunkach, trudno się powstrzymać by nieco ich nie naprowadzić na właściwy trop.
Podoba mi się duże zróżnicowanie haseł na kartach. My zdecydowaliśmy się od razu na kategorię pośrednią i uważam, że był to dobry wybór na start, dla dorosłych graczy. Było co prawda kilka haseł, które ciężko jest pokazać, nie mając pojęcia co tka konkretnie znaczą np. wiem, że był taki film, ale nie mam bladego pojęcia o czym są “C.K. Dezerterzy”. Problematyczny okazał się dla nas też “Marylin Manson” bo jedyne co udało się ustalić to że jest to “malujący się metalowiec”. Mężczyzna nie potrafił mi wczoraj wybaczyć, że nie rozwikłałam zagadki kim jest: “człowiek-maszyna do zabijania, ze stali, tnący jak zwierze” (jeśli i Wam nic to nie powiedziało, to rozwiążę zagadkę – to Wolverine :)). Wśród haseł są jednak również hasła-rzeczowniki takie jak majonez, papier toaletowy, saksofon itp.
Ku mojemu zaskoczeniu nieźle się podczas gry uśmialiśmy, jednocześnie bez tego elementu kalamburów, którego wiele osób nie znosi – kompromitacji wynikającej z robienia siebie durnia :) Mi osobiście nigdy to nie przeszkadzało, ale wiem, że spore grono moich znajomych właśnie z tego powodu nie znosi grać w tego typu gry. Tu bardziej od umiejętności aktorskich czy rysunkowych liczy się zdolność logicznego myślenia i… znajomość tematów :)
Czuję, że jeszcze trochę za wcześnie, by wydawać jednoznaczną ocenę gry – jestem przekonana, że poziom zabawy różni się w zależności od tego z kim gramy i na jakie wyżyny abstrakcyjnego myślenia potrafimy się wspiąć. Mimo to daję grze całkiem wysoką, choć nieokreśloną jednoznacznie notę :) Bawiłam się dobrze (lepiej niż zakładałam!) i z pewnością zagram w grę jeszcze nie raz – tłumaczenie zasad zajmuje dwie minuty, co daje jej duży potencjał na zostanie jedną z naszych ulubionych “imprezówek”.
Wyjątkowo, tym razem nie zaproponuję Wam żadnej przekąski, która byłaby ściśle związana z klimatem gry. Zaproponuję jednak coś, co może leżeć pod ręką, co szybko się zajada i nie przeszkadza podczas rozgrywki. A przy tym jest przeeeeeeepyszne!!! :D To praliny z masłem orzechowym i ciasteczkami. Ich przygotowanie zajmuje 15 minut, składają się zaledwie z trzech składników, a są na prawdę doskonałe! Warto przekonać się samemu!
Składniki (na około 12 pralin):
- 100 g kruchych, maślanych ciasteczek
- 4-6 łyżek masła orzechowego (najlepiej typu "crunchy")
- 100 g mlecznej czekolady
Ciasteczka mielimy na proszek. Stopniowo dodajemy do nich masło orzechowe, zagniatając razem. Masła powinno być tyle, by masa dobrze się kleiła i dawała formować w kulki, ale nie powinna być zbyt miękka. Gotowe ciasto porcjujemy i formujemy kuleczki.
W międzyczasie w kąpieli wodnej rozpuszczamy czekoladę. Kuleczki moczymy i obtaczamy w czekoladzie i odkładamy na deskę przykrytą pergaminem. Gotowe praliny chłodzimy w lodówce. Gdy czekolada stwardnieje, są gotowe do jedzenia.
Orzechowo-czekoladowego chrupania życzy gruszka z fartuszka! :)
-
Nemesis_Nave