trufelki petit beurre

Ciasteczka Petit-Beurre są znakiem mojego dzieciństwa. Pamiętam, że były to najtańsze ciasteczka, jakie można było kupić, więc dla nas, dzieci żyjących w czasach bez kieszonkowego były z założenia najlepsze :) Ale to, że były tanie, wcale nie znaczy, że były złe! Wręcz przeciwnie – maślany smak herbatniczków pamiętam do dziś i wspominam bardzo dobrze.

Gdy dostałam więc e-mail od Pani Kasi z informacją, że na rynku dostępne są ciasteczka Petit-Beurre marki Jutrzenka w wersji kakaowej i pytaniem, czy zechciałabym je przetestować, bez wahania powiedziałam, że tak! Choć nie wyrosłam jeszcze z podchrupywania ciasteczek do herbaty, to zachęta Pani Kasi by użyć je do wypieków brzmiała sensownie.

Ponieważ szykował mi się wypad do Krakowa (o nim później :)) uznałam, że zostawianie mężczyzny z całą blachą ciasta jest nieekonomiczne, bo takich możliwości przerobowych to nawet on nie ma. Zrobiłam więc coś drobnego, coś w formie przekąski, co mogło przeleżeć w lodówce cały weekend czekając na mój powrót. Przyznam, że zostawienie trufelków w lodówce nie było głupim pomysłem – po trzech dniach trufelki nabrały wyraźniejszego smaku, co bardzo mi się spodobało, bo niestety użyty przeze mnie dżemik okazał się być nieco bez wyrazu. Tym razem wykorzystałam dżem truskawkowy, ale następnym razem użyję dżemu wiśniowego lub powideł śliwkowych.

Co mogę powiedzieć o samych ciasteczkach? Cóż, nastąpiło tu starcie moich wspomnień, ze stanem zastanym. Ciasteczka wydają mi się znacznie twardsze niż to pamiętam, ale przyznaję się bez bicia – nie pamiętam jakimi ciasteczkami zajadałam się w dzieciństwie, gdyż pod nazwą Petit Beurre funkcjonuje kilka różnych rodzajów tych herbatników. W przypadku gdy dodajemy je do ciast z kremem ma to sens – nie rozmiękną tak szybko i zachowają stałą konsystencję, co jest absolutnie super. Ich twarda i zwarta konsystencja trochę utrudniła mi ich kruszenie do trufelków, ale za to mogę zagwarantować, że doskonale będą się nadawać, gdy będziecie musieli przyciąć ciasteczka do wielkości formy. Do pochrupywania w mojej opinii są niestety ciut za twarde.

Dodatek kakao w ciasteczkach jest wyraźny, ale nie przytłaczający. Niestety w wersji kakaowej ciasteczka znacznie straciły na swojej słodkości. Oczywiście to znowu kwestia preferencji, ale w mojej opinii mogłyby być znacznie słodsze. Być może z wyraźnie słodkimi kremami smak się równoważy, ale ja w moich wypiekach rzadko stosuję kontrast słodkie-gorzkie. W trufelkach były na tyle kakaowe, że zrezygnowałam zupełnie z dodatku kakao do składu.

Oczywiście marudzę, jak to ja, ale ogólnie jednak opinia ciasteczek wychodzi na plus :) Są chrupiące, smaczne i zwarte. Osobiście? Zostanę przy wersji bez kakao, bo tą lubię znacznie bardziej, ale miłośnikom kakaowych smaków polecam :)


trufelki petit beurre

Składniki:

– 500 g herbatników kakaowych Petit -Beurre

– 100 g orzechów laskowych

– 50 g masła

– 1/4 szklanki mleka

– 1/4 szklanki cukru

– 200 g dżemu (ja dałam truskawkowy, ale podejrzewam, że wiśniowy lub powidła śliwkowe sprawdziłyby się lepiej)

– kieliszek wódki

– sezam do obtoczenia trufelków

Orzechy laskowe blendujemy na drobno i przekładamy do sporej miski. Połowę herbatników blendujemy na proszek, drugą połowę wkładamy do woreczka i tłuczemy wałkiem na dość drobne kawałki. Mieszamy z orzechami i dżemem.

Masło, mleko i cukier przekładamy do rondelka i podgrzewamy na małym ogniu, aż masło się całkowicie rozpuści. Dodajemy do orzechowo-ciasteczkowej masy. Na koniec wlewamy kieliszek wódki i dokładnie łączymy wszystkie składniki.

Masę chłodzimy w lodówce przez pół godziny.

Ręcznie formujemy kuleczki wielkości orzecha włoskiego. Sezam wysypujemy na spodek i obtaczamy w nim trufelki. Przechowujemy w lodówce.

Smacznego życzy gruszka z fartuszka! :)