#kuchniazpazurem odcinek 4 – wywiad z Pauliną Sobczak – wolontariuszką Kociego Pazura oraz przepis na kocie ciasteczka z masłem orzechowym i galaretką z winogron
Akcja #kuchniazpazurem trwa! W skrócie chodzi o to, że ja tworzę koci kontent, Wy wpłacacie pieniądze na rzecz Fundacji Koci Pazur i wspólnie napełniamy setki futrzastych, kocich brzuszków. Bo jesteśmy fajni i mamy dobre serca. Możecie sobie wpisać do portfolio :) Wszystko dokładnie opisałam tutaj, pieniądze wpłacamy tutaj, przepis znajdziecie (prawie) na końcu tego wpisu – scrollujcie dalej! :)
Od ostatniego odcinka #kuchnizpazurem minęła dłuższa chwila. Coś się ostatnio nie potrafię ogarnąć i zapanować nad moim harmonogramem, który mam wrażenie, że żyje od jakiegoś czasu własnym życiem. Tym bardziej więc podziwiam wolontariuszy wszelkich fundacji, którzy potrafią łączyć życie zawodowe i prywatne z pomocą potrzebujących. No bo nie oszukujmy się – jak mi zabraknie czasu na update notki na blogu, to jedyną osobą, która się tym przejmie będę ja. Oni nie mają tego komfortu. Dlatego właśnie dziś chciałabym zaprosić Was do przeczytania krótkiej rozmowy z Pauliną Sobczak – wolontariuszką Kociego Pazura z kilkuletnim już stażem w pomaganiu potrzebującym kotom. Mam nadzieję, że tych parę odpowiedzi przekona niektórych z Was że warto pomagać – a o tym jak, dowiecie się już z dalszej części tego wpisu :)
Przy okazji zachęcam Was też do przyłączenia się do najnowszej zbiórki na rzecz Fundacji Koci Pazur – o tym dlaczego warto opowiada Paulina, ja dodam od siebie tylko, że każda złotówka jest super ważna! A jeśli jeszcze nie rozliczyliście swoich PITów to tu znajdziecie podpowiedź jak zrobić z nich dobry uczynek ;)
A jak już wszystko przeczytacie i wpłacicie symboliczną złotóweczkę, to na końcu wpisu znajdziecie przepis na pyszne ciasteczka z masłem orzechowym i galaretką z winogron :) O takie:
Jak to było z Twoją miłością do kotów? Była od zawsze czy pojawiła się nagle?
Była zawsze. Ja się wychowałam na wsi w czasach, kiedy jeszcze nikt nie myślał o sterylizacji kotów wiejskich. Wtedy na naszym podwórku było mnóstwo kotów (moja mama ma alergię i nie może przebywać z kotami zbyt długo w jednym pomieszczeniu). Były więc to koty wolno żyjące, ale na tyle oswojone, że można je było miziać, a ja zawsze pałałam do tego miziania miłością. Dlatego właśnie jak tylko wyprowadziłam się do Poznania na studia, zaadoptowałam Pana Kota. Pana Kota mamy już 8 lat.
Kiedy zaczęłaś udzielać się w Kocim Pazurze?
2,5 roku temu. 1 września przyjechały do mnie moje pierwsze „tymczasy“, w tym Yoko, która do dziś jest z nami, bo nie miałam serca jej oddać i jej brat Szogun, który szybko został wyadoptowany. Czasem zdarza się, że pierwszy kot zostaje na zawsze w swoim domu tymczasowym. A czasem nie tylko pierwszy.
A jak to się stało że zaangażowałaś się w wolontariat?
Zaczęłam się udzielać jako „junior“ rok wcześniej, jeszcze zanim przeprowadziliśmy się do obecnego mieszkania. W poprzednim lokum nie mieliśmy warunków by być domem tymczasowym, a ja zawsze tego chciałam. Udzielałam się „rękodzielnicząc” – skontaktowałam się z Kocim Pazurem bo podobało mi się to w jaki sposób działają – zaczęłam więc stać na ich stoiskach i dziergać.
Jak to zrobić żeby zostać wolontariuszem?
Trzeba mieć dużo samozaparcia, bo wolontariat to praca po godzinach, którą łączy się z normalnymi codziennymi obowiązkami. Jeśli chcesz pomagać na serio, musisz liczyć się z tym, że tego czasu będziesz musiał wygospodarować więcej. Przede wszystkim trzeba mieć świadomość, że zabiera to sporą część życia. Oczywiście można pomagać również w mniejszym wymiarze czasu i to też jest super, ale to po prostu wciąga. Jeśli nie ma się do tego serca, to po paru podejściach do pomocy po prostu się nie wraca, bo nie czuje się tego bluesa. Natomiast jak czujesz tego bluesa to się trochę przepada. Dla mnie wolontariat – pod względem poświęconych na to godzin – to po prostu drugi etat, za który jedynym wynagrodzeniem jest olbrzymia satysfakcja.
Czy wolontariuszem może zostać osoba niepełnoletnia? Lub czy można być za starym na wolontariusza?
Nie przyjmujemy osób niepełnoletnich, chyba, że zjawiają się u nas „w pakiecie” z rodzicem (czyli rodzic zgłasza się jako wolontariusz, a niepełnoletni z tego tytułu również chce pomóc). To ograniczenie wynika przede wszystkim z kwestii formalnych, ponieważ zostając wolontariuszem należy podpisać umowę, która ma wiążącą ważność prawną. Nie zdarzyło się jednak jeszcze nigdy by trafił do nas ktoś kogo uznalibyśmy na za starego za wolontariusza.
Czy każdy kto zostaje wolontariuszem musi oferować również dom tymczasowy i w drugą stronę – czy każdy kto daje dom tymczasowy dla kotów musi angażować się w wolontariat?
Przyjmujemy, że jeśli ktoś oferuje dom tymczasowy to po prostu musi być cały czas na łączach z nami. Fundacja często finansuje opiekę nad kotem (między innymi wizyty u wyznaczonego weterynarza czy specjalistyczne leki jeśli kot takich potrzebuje), ale dom tymczasowy musi niejako w zamian udzielać się na fundacyjnym forum w wątku poświęconym jego podopiecznym – raz na parę dni coś napisać czy wrzucić fajne zdjęcie, które tego kota zareklamuje. Bo trzeba pamiętać, że kot w domu tymczasowym to kot, który musi znaleźć nowy, tym razem już stały dom. A nie znajdzie go bez odpowiedniej reklamy.
Nie każdy wolontariusz musi być jednak domem tymczasowym. Mamy wolontariuszy, którzy z różnych powodów nie mogą pozwolić sobie na kota (lub kolejnego kota), dlatego pomagać można także na inne sposoby. Ale nie skłamię mówiąc, że na chwilę obecną jakieś 70% naszych wolontariuszy to także domy tymczasowe.
Jesteście otwarci na przyjmowanie nowych wolontariuszy?
Zawsze! Wolontariusze są nam bardzo potrzebni, szczególnie domy tymczasowe. Żeby zostać wolontariuszem trzeba być jednak przygotowanym na krytykę – koty są centrum naszego życia i mamy już wypracowane pewne mechanizmy i poglądy na to jak kotami należy się zajmować np. karmić odpowiednią karmą, nie bawić się dłonią tylko zabawkami – to są rzeczy które dla nas, wolontariuszy z dłuższym stażem są oczywiste, ale doświadczenie pokazuje nam, że jednak nie dla wszystkich jest to jasne. Dlatego edukujemy, ale też bywa, że brakuje nam cierpliwości – na co dzień spotykamy się z bardzo dużą niewiedzą, która bywa dla kotów bardzo szkodliwa (np. istnieje błędne przekonanie, że koty piją mleko, a ono bardzo im szkodzi). Bywa więc, że jesteśmy nastawieni nieco bojowo – nowicjusz musi się więc uzbroić w cierpliwość, przyjmować pewne rzeczy na klatę, nie przejmować się i nie brać krytyki personalnie, ale też szybko się uczyć. Dość konkretne wymagania mamy także dla domów tymczasowych, takie jak zabezpieczenie okien, wymogi dotyczące karmienia czy wizyty u wskazanych przez nas weterynarzy. Trzeba też pokazać gotowość do poświęceń, ale też umiejętność słuchania i stosowania się do rad bardziej doświadczonych wolontariuszy. Nim więc ktokolwiek stanie się domem tymczasowym musi przejść przez swego rodzaju sito i nie każdy niestety tym domem tymczasowym może zostać.
Sama jesteś domem tymczasowym dla kotów. Ile kotów przeszło już przez Twoje ręce?
Wydałam piątkę, dwa zostały u mnie, dwa czekają na adopcję. Razem jest więc dziewięć, nie licząc dwóch, które już wcześniej były pod moim dachem.
Tak z ludzkiego punktu widzenia – jak to jest być domem tymczasowym?
To jest trudne. Przy każdym wydawanym „tymczasie” jest płacz, szloch i zastanawianie się czy aby na pewno trafi do dobrego, fajnego domu. Nawet jeśli kot przychodzi na krótko (choć u mnie wszystkie były przynajmniej 3 miesiące), to jednak zawsze się do niego przywiązujemy. One są traktowane tak samo jak koty, które mieszkają z nami na stałe – tak samo je miziamy, tak samo śpią z nami w łóżku jeśli mają na to ochotę. Jest więc w tym trochę z oddawania dziecka. Z drugiej strony jest jednak satysfakcja – gdy dostajemy zdjęcia czy informacje z nowych domów i widzimy, że kotom się tam fajnie wiedzie to myślimy sobie, że jednak było warto. A dla nas każdy wyadoptowany tymczas to nowe miejsce dla kota, który potrzebuje domu.
Faktycznie jest tak, że na każdego kota, któremu znajdujecie dom, pojawia się za chwilę nowy członek rodziny?
W moim przypadku tak. Głównie dlatego, że zawsze są koty, które czekają w kolejce na pomoc. Jako Fundacja mamy pod opieką w tym momencie ponad 100 kotów, z czego około 20 wymaga zmiany środowiska (bo nie dogaduje się z innym kotem w grupie lub wymaga podawania jakichś leków, z którymi obecni opiekunowie sobie nie radzą np. kroplówek). Tak właśnie było z Tosią, która obecnie jest u mnie – ze względu na kroplówkowanie trafiła pod mój dach, miała być na chwilkę, a jest już z nami prawie pół roku (i dalej szuka domu).
Domyślam się, że idealna sytuacja jest taka, że ktoś zapewniając dom tymczasowy jednocześnie bierze na siebie także wszystkie wydatki z tym związane – od karmy po wizyty u weterynarza. Co jednak w sytuacji, gdy ktoś chciałby dać kotom miejsce w swoim domu, ale ze względów finansowych nie może sobie na to pozwolić. Czy może wówczas liczyć na wsparcie Fundacji?
Zdecydowanie tak. Podpisujemy wówczas taką dość specyficzną umowę wolontariacką, w której albo wolontariusz deklaruje jedynie opłacanie karmy oraz żwirku, natomiast Fundacja bierze wówczas na siebie wszystkie koszty związane z zabiegami medycznymi, albo wręcz Fundacja bierze na siebie wszystkie koszty od a do z, a wolontariusz zapewnia jedynie swój czas i miejsce dla kota. Jest to jednak umowa wiązana – jeśli taki opiekun nie aktualizuje regularnie informacji na wspomnianym wcześniej forum, to może niestety zostać wykreślony z takiej listy wsparcia.
Chciałam podpytać cię także o mechanizmy działania Fundacji. Kotów potrzebujących jest mnóstwo i przybywa ich nieustannie. Domyślam się, że każdego dnia zgłaszają się do Was ludzie z kolejnymi informacjami o potrzebujących zwierzakach i oczywistym jest, że nie sposób pomóc wszystkim. Jak zatem decydujecie, które koty trafią pod Wasze skrzydła?
Codziennie zgłasza się do nas kilkanaście osób, niestety nie wszystkim jesteśmy w stanie pomóc, ze względu na brak miejsca. Najbardziej komfortową dla nas sytuacją jest dla nas taka, gdy osoba, która się do nas zgłasza oferuje, że może zająć się tym kotem, przygarnąć go na czas rekonwalescencji, a także zapewnić mu transport do weterynarza, ale na przykład brakuje jej środków finansowych na sterylizację. My w takiej sytuacji wypożyczamy niezbędny sprzęt do złapania i przechowania kota i wskazujemy weterynarza z którym współpracujemy, byśmy mogli pokryć koszty. Im większa jest inicjatywa ze strony osoby która się do nas zgłasza, tym większe mamy możliwości pomocy. Priorytet mają też koty w ciężkim stanie – chore, wygłodzone – one trafiają do nas w pierwszej kolejności. Często też zostają przyjęte do nas koty które bardzo garną do ludzi, ale obecne warunki życia są dla nich niebezpieczne (np. nasz miziaczek Tosia, która wcześniej żyła w miejscu gdzie do niej strzelano – z Tosi wyjęliśmy trzy kulki śrutu). Dużo łatwiej jest jeśli kot wraca w miejsce bezpieczne, gdzie ktoś go dogląda, karmi, gdzie ma budkę na zimę – takich kotów wysterylizowaliśmy i wypuściliśmy już bardzo dużo.
Wiem też, że Fundacja chętnie wspiera karmicieli dzikich kotów. Jak to działa w praktyce? Czy ktoś kto ma w swojej okolicy sporo bezdomnych kotów może się do Was zgłosić z prośbą o karmę?
Tak, zgłosić się można, ale poziom pomocy jaką jesteśmy w stanie udzielić zależy w dużej mierze od tego ile sami otrzymaliśmy darów w postaci karmy. W pierwszej kolejności wspieramy naszych stałych karmicieli (czasami są to osoby które mają nawet 30 kotów pod opieką), ale w miarę możliwości staramy się pomagać także osobom które dopiero zaczynają lub zgłaszają się do nas jednorazowo. Oczywiście, wszyscy nasi karmiciele dbają o swoje koty, między innymi sterylizując je, by nie powiększać niepotrzebnie kociej populacji. Staramy się również pomagać w tym zakresie.
Wspomniałaś o darach w postaci karmy, wiem, że darczyńcy mogą wspierać Was także budkami dla kotów na zimę. W jaki sposób, inny niż finansowy, można Wam jeszcze pomóc?
Przede wszystkim poszukujemy rękodzielników, którzy chcieliby wykonać i podarować na rzecz Fundacji przedmioty, które możemy później sprzedawać na aukcjach internetowych oraz naszych stoiskach – może to być malowanie drewnianych breloczków, może to być dzierganie, szydełkowanie… mamy mnóstwo pomysłów, często niezrealizowanych, na fanty, które możemy sprzedawać. Jednym z takich gadżetów są kotojajka przy których postawiliśmy na akcję grupową – w tej chwili kotojajka dziergają cztery osoby. To z kolei tchnęło mnie, żeby zorganizować warsztaty szydełkowania, na których nauczyłam kilka osób jak robić np. szydełkowe zabawki i piłki dla kotów. Jedna z koleżanek zajmuje się decoupage i chętnie przyjmie łapki do pomocy. Kolejna koleżanka zajmuje się robieniem biżuterii. Tak naprawdę każdy rodzaj rękodzieła, który ma w sobie koci element jest doskonała na nasze stoisko.
Zawsze przydadzą się również osoby do wystawiania ogłoszeń kotom szukających domu, dyżurni sprzętowi, osoby dysponujące autem, które pomogą przemieścić koty do i od weterynarza…
Gdzie można nabyć wasze gadżety?
W Poznaniu jest sporo imprez o tematyce kociej lub zwierzęcej, gdzie pojawiamy się regularnie z fundacyjnym stoiskiem. Poza tym organizujemy aukcje na charytatywni.allegro, gdzie czasami trochę nieregularnie, ale również pojawiają się niektóre nasze fanty.
Czy na koniec tej rozmowy chciałbyś dodać jeszcze coś od siebie?
Tylko tyle, że warto. Zawsze warto. Są momenty, kiedy dzieje się kilka rzeczy na raz – przyjechał nowy kot, jeden rzyga, drugi sika, trzeci nie chce jeść, kolejny jest chory i trzeba jechać z nim do weterynarza, w międzyczasie dzwoni 5 osób z pytaniami, a Ty byłaś właśnie w pracy 10 godzin i marzysz tylko o tym, żeby odpocząć i mówisz sobie: „nienawidzę tych futrzastych stworzeń!”. I to trwa może pół godziny. Ale jak już się ogarnie to zasikane łóżko, wciągnie najgorszy dres jaki ma się w szafie, nastawi budzik na 6 rano i wejdzie pod kołdrę, a chwilę później pojawi się obok ta mrucząca kulka, wtuli się w ciebie mówiąc „kocham cię”, to myślisz sobie: „No tak, ja Ciebie też.” Wszystko co robimy dla tych paskudnych, wrednych, futrzastych, niewdzięcznych, żarłocznych stworów – wszystko jest warte tego, że one przychodzą i mówią „dziękuję”.
Poczytali? No to teraz do kuchni i robić te ciasteczka! Ale już! :) Inspirowane amerykańską kanapką PB&J są po prostu przepyszne!
Składniki:
Na ciasteczka:
- 200 g masła
- 300 g drobnego cukru
- 2 jajka
- 500 g mąki
- 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1/2 łyżeczki soli
- 2 łyżki esencji waniliowej
Na galaretkę:
- 200 g ciemnych winogron
- 100 g cukru
- sok z cytryny (do smaku)
- 1 łyżeczka żelatyny
Dodatkowo:
- kilka łyżek masła orzechowego
Masło ucieramy na gładką masę. Dodajemy cukier i ucieramy razem. Dodajemy jajka i miksujemy razem, aż składniki się połączą.
Suche składniki mieszamy razem, dodajemy do utartego masła i mieszamy razem, do otrzymania jednolitego ciasta.
Umieszczamy ciasto między dwoma kawałkami folii spożywczej i rozwałkowujemy na grubość około 3 mm. Rozwałkowane ciasto chłodzimy w lodówce przez około 1-2 godziny.
W międzyczasie przygotowujemy galaretkę. Żelatynę namaczamy w 50 ml wody. Winogrona myjemy i przekładamy do garnka. Dodajemy cukier, 50 ml wody i zagotowujemy. Zmniejszamy ogień, rozgniatamy winogrona i gotujemy na małym ogniu, aż owoce się rozgotują.
Gorące owoce przecieramy przez sito. Dodajemy sok z cytryny do smaku oraz żelatynę. Mieszamy, aż żelatyna się rozpuści. W razie konieczności jeszcze trochę podgrzewamy.
Odstawiamy do wystygnięcia. Po wystudzeniu galaretka powinna mieć gęstą konsystencję dżemu.
Ze schłodzonego ciasta wycinamy ciasteczka w kształcie kocich główek. Na połowie z nich możemy dodatkowo wyciąć wąsy, nosek lub oczka.
Pieczemy ok. 5-10 minut w temperaturze 180 stopni (do przyrumienienia krawędzi). Studzimy.
Połowę ciasteczek (bez wyciętych elementów) smarujemy cienką warstwą masła orzechowego. Pozostałe masło przekładamy do woreczka lub rękawa cukierniczego. Wyciskamy wzdłuż krawędzi tworząc "ramkę". Do środka nakładamy ostudzoną galaretkę. Przykrywamy drugim ciasteczkiem (z wyciętymi noskami). Gotowe ciasteczka chłodzimy w lodówce, aż galaretka zupełnie się zetnie.
Ciasteczek tak pysznych, że aż będziecie mruczeć - życzy gruszka z fartuszka :)
FAQ – dla bardziej ciekawskich
Pomagać trzeba też mądrze, więc uznałam, że najrozsądniej będzie, jeśli zwrócę się bezpośrednio do działającej w mojej okolicy Fundacji Koci Pazur, która robi tu dla kotów ogromnie, ogromnie dużo (a co konkretnie to przeczytacie na ich stronie). W tej chwili pod opieką mają aż 100 podopiecznych i nie są w stanie przygarnąć więcej, głównie ze względów finansowych. Działają non profit, wolontariusze nie pobierają wynagrodzenia (tutaj nomen omen dodam, bo nie dla wszystkich może być to jasne, że i mój wkład jest całkowicie non profit, nie jest to żadna akcja sponsorowana) i nieustannie potrzebują wsparcia. Jesteśmy dorośli, możemy rozmawiać szczerze, bo i wy czuliście to za każdym razem dostając prezent od dawno nie widzianej ciotki – najlepsze są zawsze pieniądze. Z pieniędzy, które otrzymują z darowizn zakupują głównie jedzenie oraz żwirek – tego zużycie jest największe. W drugiej kolejności są leki, artykuły weterynaryjne, kontenerki, budki na zimę dla bezdomniaków i dużo innego niezbędnego kotom do życia dobra.
- karma (Każda. Serio. Można by zrobić długi wykład o tym, które są dobre, a które złe, ale bezdomne koty dokarmiane przez wolontariuszy nie wybrzydzają. Jeśli jednak chcecie postawić na jakość, zapraszam Was do lektury. W PW mogę również polecić Wam konkretne marki – tanie, a dobre.)
- żwirek dla kotów
- środki do dezynfekcji (np. Manusan)
- jednorazowe podkłady higieniczne
- transportery do przewożenia kotów
- klatki wystawowe (dla kotów po zabiegach)
Fundacja na swojej stronie na Facebooku często prosi też o określone leki, specjalistyczne karmy i inne produkty bieżącej potrzeby. Zajrzyj na ich stronę lub skontaktuj z wolontariuszami, żeby dowiedzieć się, czego akurat potrzeba. Jeśli jest tak, że akurat nie możesz uszczknąć z portfela ani grosika, ale twoje wielkie serce rwie się do pomocy, to możesz przetrzepać swój dom w poszukiwaniu starych koców i kołder, a następnie dostarczyć je do fundacji Koci Pazur. Dzięki nim zima stanie się mniej straszna dla bezdomniaków, a rekonwalescencja w kocim szpitaliku będzie wygodniejsza. Miałeś kiedyś kota, a w domu zostały ci po nim sprzęty takie jak np. kontenerek? Również może on trafić do Fundacji. Fundacja Koci Pazur wystawia również charytatywne aukcje, do których możesz dorzucić swoją cegiełkę, nie tylko kupując, ale także przekazując swoje rękodzieła na sprzedaż. Jeśli więc rysujesz, malujesz, rzeźbisz, wyklejasz, wycinasz, lepisz, albo tworzysz w jakikolwiek inny sposób i chcesz, żeby Twoją sztukę doceniał także ktoś spoza rodziny, to to jest doskonałe ku temu miejsce! Oczywiście to dopiero początek całej listy sposób na pomoc. O reszcie przeczytasz na stronie Fundacji w zakładce “Możesz pomóc”. Jeśli w dalszym ciągu czujesz niedosyt, rusz głową! Zastanów się co możesz zaoferować, a następnie skontaktuj się z Fundacją i zapytaj czy Twoje umiejętności, zasoby lub kontakty mogą się przydać :)
- Może jesteś stolarzem i możesz wykonać drewniane budki na zimę?
- Albo tworzysz strony internetowe i chciałbyś pomóc odświeżyć Fundacji ich internetowy wizerunek?
- Robisz piękne zdjęcia i marzysz by fundacyjne koty zostały Twoimi modelami?
- ….
Pomysłów jest na prawdę mnóstwo! Zastanówcie się, a na pewno będziecie mogli dać coś od siebie!
Za wsparcie w napełnianiu kocich brzuchów dziękujemy również:
GŁÓWNEMU PATRONOWI AKCJI #KUCHNIAZPAZUREM