jogurtowa pasta z bobu i mięty

Całe życie żyłam w przekonaniu, że nie lubię bobu. Pamiętam, że próbowałam go raz, podczas wakacji nad morzem i prawdopodobnie rozczarowana tym, że nie smakuje jak cukierki skreśliłam go z mojego jadłospisu na resztę życia. I prawdopodobnie byłby na mojej czarnej liście jeszcze długo, gdyby nie to, że znalazł się w rozpisce od mojej dietetyczki. Postanowiłam dać bobowi drugą szansę i ku mojemu zaskoczeniu odkryłam, że chyba go jednak uwielbiam.

Z tej historii płynie jeden morał – dawajcie jedzeniu drugą szansę. Jeśli macie smaki z dzieciństwa, których nie znosicie i trzęsie Was na samą myśl to… spróbujcie raz jeszcze, już jako dorośli ludzie. Kto wie, może olśni Was tak, jak mnie z bobem. A wcześniej jeszcze z kilkoma innymi rzeczami (…szynką, oscypkiem, serem smażonym, suszonymi śliwkami…) :)

Ponieważ to moje pierwsze podejście do bobu, postawiłam na prostotę. Teraz, gdy już wiem “jak go ugryźć” mogę szaleć! :)

Przepis przygotowany w ramach diety obowiązującej mnie podczas projektu “Gruszka się (znowu) odchudza”, za aprobatą dietetyka – Urszuli Skrzypczak.