dyniowe makaroniki

Póki trwa sezon na dynię, warto wykorzystać ją na wszelkie możliwe sposoby. Ja na przykład wykorzystałam je do dyniowych makaroników, które pojechały ze mną aż do Gdańska (obiecane Paulinie) i na które przy okazji załapał się Rednacz. Prawdę mówiąc Paulina dostała wersję okrojoną, bo wcześniej na makaroniki załapało się jeszcze kilka osób i wszyscy jednogłośnie twierdzą, że smakowało. No to jak smakowało, to mogę się podzielić przepisem :)

Klasycznie już, pozwoliłam sobie najpierw przypomnieć kilka zasad robienia makaroników, które są moim zdaniem absolutnym kluczem do sukcesu :)

1. Podsusz białka. Ja moje białka oddzieliłam od żółtek trzy dni temu i przez ten cały czas stały w lodówce. Dopiero na godzinę przed rozpoczęciem pieczenia wyciągnęłam je z lodówki, by nabrały temperatury pokojowej. To ważne, bo ubite białka mają wtedy lepszą konsystencję.

2. Używaj suszonej mąki migdałowej. W niektórych przepisach radzą, że mąkę migdałową można uzyskać mieląc migdały. Ok, w teorii się zgadza. Problem jest jednak taki, że świeżo zmielone migdały są zbyt wilgotne (o czym przekonałam się na warsztatach). Ja do moich makaroników użyłam kupnej, wysuszonej już mąki migdałowej i wyszło o niebo lepiej.

3. Przed wsadzeniem makaroników do piekarnika pozostaw je na blacie przez 30-60 minut. W ten sposób wierzch makaroników lekko obeschnie i makaroniki nie będą pękać przy pieczeniu.

4. Po wyjęciu makaroników pozwól im wystygnąć i dopiero później zdejmuj je z blachy. Inaczej mogą się połamać i pokruszyć.

5. Krąży również legenda, że makaroników nie powinno się piec w deszczowe dni, bo wilgotność powietrza jest zbyt duża. Nie sprawdziłam tego osobiście, ale na wszelki wypadek warto się do tej rady zastosować ;)

6. Na koniec jeszcze moja obserwacja. Jeśli pieczecie makaroniki na silikonowej macie, blachę wstawcie na sam dół piekarnika (piekąc góra-dół) – dzięki temu spód dobrze się dosuszy.

dyniowe makaroniki

Składniki (na 2 blachy piekarnikowe):

- 100 g białek (z około 3 jajek), podsuszonych wcześniej w lodówce przez 2-3 dni, a następnie doprowadzonych do temperatury pokojowej
- 40 g drobnego cukru
- 120 g mąki migdałowej (gotowej, ze sklepu - jest bardziej sucha)
- 200 g cukru pudru
- 1 czubata łyżeczka przyprawy pumpkin spice
- odrobina pomarańczowego barwnika w proszku

Do przełożenia:
- 150 g białej czekolady (ja wykorzystałam belgijską czekoladę, którą otrzymałam w prezencie ze sklepu Patiserka.pl)
- 1/2 szklanki idealnie kremowego puree z dyni
- 1/2 szklanki kremowego twarożku
- 1 łyżeczka przyprawy pumpkin spice

W kąpieli wodnej rozpuszczamy białą czekoladę. Puree z dyni miksujemy z twarożkiem i przyprawą pumpkin spice. Składniki miksujemy z białą czekoladą. Masę studzimy w lodówce, aż nabierze konsystencji gęstego kremu

Cukier puder, przyprawę pumpkin spice oraz mąkę migdałową blendujemy razem, aż składniki się połączą.

Białka ubijamy, aż będą gęste, ale nie sztywne. Wówczas dodajemy drobny cukier i całość ubijamy dalej, aż piana zrobi się sztywna. (Uwaga! Piana powinna być sztywna, ale nie przebita - jeśli zacznie wyglądem przypominać pianę z kąpieli i rwać się jak ona, to znaczy, że białka ubite są zbyt mocno).

Do białek dodajemy stopniowo suche składniki. Dodajemy je ostrożnie, aby piana z białek nie opadła i masę mieszamy delikatnie szpatułką (nie mikserem!), aż wszystkie składniki się połączą. Na koniec dodajemy odrobinę pomarańczowego barwnika by nadać makaronikom piękny kolor.

2 blachy piekarnikowe wykładamy papierem do pieczenia lub matą silikonową do makaroników. Przy pomocy rękawa cukierniczego z okrągłą końcówką wyciskamy niewielkie porcje ciasta (mniej więcej wielkości mirabelki), zachowując między nimi 2-3 centymetrowe odstępy.

Gdy ciasto zostanie wyciśnięte, pukamy blachą o blat stołu, by ciasto lekko się rozpłynęło. Tak przygotowane makaroniki odstawiamy na 30-60 minut, by lekko podeschły.

Piekarnik nagrzewamy do 150 stopni. Wkładamy blachę (jedną na raz!) do piekarnika, na około 20 minut. Po tym czasie wyjmujemy blachę i odstawiamy makaroniki do ostygnięcia (mogą leżeć na gorącej blaszce, dzięki temu dostaną jeszcze nieco ciepła od spodu i lepiej się podsuszą).

Udanego makaronikowania życzy gruszka z fartuszka! :)

  • Nigdy nie robiłam makaroników, zawsze wydawały mi się czymś “co nie może się udać”. Kiedyś pracowałam w dość znanej francuskiej knajpie w Krakowie i tam też nikt nie umiał ich nikt zrobić. Dzięki tym radom na początku posta – spróbuję!

    • gruszka

      Daj koniecznie znać czy się udało! :)

  • gin

    Co do deszczowych dni, to się zgadza – duża wilgotność powietrza sprawia, że skorupki nie chcą wyschnąć. A jak skorupki nie wyschną, to wiadomo – katastrofa… Często mam ten problem w deszczowej Danii ;)
    Twoje makaroniki wyglądają przecudownie! Dyniowe musiały być wyjątkowo pyszne :)