pieskie życie

Od najmłodszych lat, w moim życiu obecne są zwierzęta. Początkowo były to głównie psy. Pierwszy którego pamiętam był Bimber. Imię o tyle dziwne, co i odpowiednio uargumentowane. Argumentacji nie rozumiałam dopóki nie dorosłam, jednak w końcu wytłumaczenie: “bo gdy biegał wśród górskich traw, to było mu widać sam-ogon” nabrało dla mnie sensu :) Bimber był kundlem i chodził własnymi drogami. To były czasu, gdy psy biegały po okolicy bez kagańca i nie interesował się nimi żaden hycel. Bimbra trudno było utrzymać na podwórzu, więc rodzice nawet specjalnie nie próbowali. Pies chętnie korzystał z wolności znikając na całe noce (a czasami na kilka) i zapładniając okoliczne suczki. Pielgrzymując to tu to tam, dożył sędziwego wieku 13 lat. Pewnego dnia wyszedł z domu i już nie wrócił :(

Gdy żałoba po Bimbrze minęła, w głowie mojej siostry zakiełkowało marzenie o nowym psie. Pojechaliśmy więc na coś w stylu psiego targu. Za mała byłam, żeby pamiętać co to dokładnie było, pamiętam jedynie, że było wielu wystawców próbujących znaleźć nowe domy dla czworonogów – zarówno tych rasowych z rodowodem za gruby hajs, jak i dla tych o mniej błękitnej krwi. Zakochaliśmy się wówczas w słodkim springer spanielu o niesamowitym umaszczeniu – miał wszystkie kolory, jakie pies może mieć i to na raz. Mama i siostra akurat przechodziły fazę miłości do Joe Cockera i tak nasz nowy pupil dostał imię Cocker (z którego potem często musieliśmy tłumaczyć się miłośnikom psów, którzy za wszelką cenę próbowali nam wytknąć, że to jest springer spaniel, a nie cocker spaniel). Cocker niestety rozchorował się strasznie. Trafił do lecznicy, przeszedł operację i już, już dochodził do siebie gdy nagle… wszystko odwróciło się o 360 stopni i zmarł w lecznicy. Płakałam za nim tygodniami. Gdy rodzice (po zbyt krótkiej przerwie) zaproponowali kupno nowego psa, pałałam średnim entuzjazmem, bo moja żałoba dalej trwała. Niemniej jednak, w naszym domu pojawiło się nowe zwierze.

Nowe zwierze też było springer spanielem. Tym razem dla odmiany czarnym i dla odmiany (i ku naszemu zdziwieniu) nie płci męskiej. Najwidoczniej wykazaliśmy się całkowitą ignoracją w kwestiach funkcji rozrodczych zwierząt, bo daliśmy sobie wkręcić przy zakupie że “jeszcze mu urośnie”. Ja jestem usprawiedliwiona – byłam dzieciek, ale co kurde myśleli sobie moi rodzice? Do dziś pozostaje to dla mnie zagadką :)

Tak oto przywieziony do domu pies, początkowo przewrotnie nazwany Kilerem (każdy kto raz w życiu miał do czynienia ze springer spanielem – mega wesołym psem o najsmutniejszych oczach świata – zrozumie absurd tego imienia), musiał zostać szybko przemianowany. Siostra próbowała przepchnąć imię Lejdi, ale pies się już przyzwyczaił do Kilera i tak zostało głupie imię – Kila.

psy

Kila absolutnie kochała wszystkich domowników, ale najbardziej mojego tatę. Gdy rodzice się rozwiedli pies i tata musieli się ze sobą pożegnać. Życie to dziwka i przez kolejne miesiące pies nie miał łatwo. Wszyscy domownicy musieli chodzić do szkoły lub pracy, a ponieważ Kila notorycznie demolowała dom ilekroć zostawała sama, nauczyliśmy ją zostawać w ciągu dnia na podwórku. Po wiośnie jednak przyszło lato, po lecie jesień, a po jesieni zima. I nie mieliśmy serca przetrzymywać psa by marznął na dworze, a zostawianie go w domu każdorazowo kończyło się potrzebą remontu. Choć łzy lały się strumieniami postanowiliśmy znaleźć jej nowy dom. Kila trafiła w czułe i opiekuńcze ręce starszej pani, mamy przyjaciela moich rodziców i tam dożyła starości.

Po tych wydarzeniach moje serce rozsypało się w drobny mak i wmówiłam sobie, że nie lubię zwierząt i nigdy już żadnego nie chcę mieć…

Minęło wiele lat i zamieszkałam z Mężczyzną. Mężczyzna bardzo chciał mieć kota. Mało tego, chciał mieć dwa koty. Ja trzymając się twardo mojej wmówionej niechęci do zwierząt, spotęgowanej faktem, że kotów faktycznie nigdy nie lubiłam, broniłam się jakiś czas. Ostatecznie doszłam do wniosku, że kot to przecież takie niezależne i chodzące własnymi drogami zwierze – jak chce, niech bierze, byle sam im sprzątał kuwetę, a michę z żarciem to już mogę im przecież postawić. W pierwszym dniu, w którym te dwie małe włochate kulki przekroczyły próg naszego mieszkania wiedziałam już, że moje serce jest całe ich i nikomu, nigdy, przenigdy ich nie oddam. W dodatku bardzo szybko okazało się, że trafiły się nam dwa najbardziej przytulaśne koty świata, które nie mają za grosz niezależności, uwielbiają towarzystwo człowieka i praktycznie łaszą się przez całą dobę.

Po co o tym wszystkim piszę?

Zwierzęta to ogromna radość, ogromna miłość, ale też ogromny obowiązek. Są ludzie, którzy faktycznie nie są w stanie udźwignąć tego ostatniego. Ja przekonałam się, że warto mieć u swojego boku jakiegoś małego stwora, który jednym przytuleniem potrafi poprawić najbardziej podły dzień. Przekonałam się też, że choć zwierzęta czasami od nas odchodzą, to ludzkie serce potrafi być wielkie i pomieścić tam miłość dla kolejnych lokatorów na czterech łapach.

Jak wiecie, od jakiegoś czasu jestem ambasadorką akcji DlaSchroniska.pl. Jeśli nie jest Wam obojętny los zwierząt w schroniskach, ale z jakichś przyczyn nie możecie mieć zwierzaka i chcielibyście pomóc w jakiś inny sposób (a do tego na przykład jeszcze jesteście leniwi i nie chce się Wam wychodzić z domu, albo chcielibyście coś zrobić, ale nie wiecie co jest potrzebne, albo… no cokolwiek) to koniecznie tam zajrzyjcie. Na stronie znajdziecie konkretne zwierzaki i listę konkretnych potrzeb (także tych za kilka złotych). Możecie wybrać swojego pupila (i nikt nie będzie Was osądzał za to, że kierowaliście się tym, że jest np. najładniejszy – wszystkie zwierzaki tak samo potrzebują pomocy), a potem z listy rzeczy zakupić sprecyzowane potrzeby – od karmy, przez miski, po zabawki… Kilka klików, kilka złotych i już.

DlaSchroniska.pl ruszyło jednak teraz z jeszcze jedną akcją – “Smycz dla psiaka“. Wbrew pozorom piramida potrzeb życiowych czworonogów jest dość podobna do tych ludzkich. Karma jest ważna, ale nie da psu tyle radości co spacer z opiekunem. By jednak wolontariusz schroniska mógł zabrać psiaka na spacer, potrzebuje smyczy i obroży. I o to właśnie chodzi, że teraz Wy możecie je zafundować. Najtańsze obroże kosztują zaledwie 5 zł (zrezygnujcie z jednej kulki lodów!), najdroższe smycze dla dużych psów do około 50 zł (też kurde nie jakaś fortuna, nie?). Klik, klik, klik – kupować, fundować, sprawiać psiakom trochę radości w tym ich psim życiu!

Ja ostatnio obroże zakupiłam także moim kotom – przeprowadzamy się do nowego mieszkania i nie wiem czy nagle nie porwie ich zew natury i nie ruszą na zwiedzanie okolicy, dlatego na wszelki wypadek otagowałam je naszym adresem :) Moje koty mniej entuzjastycznie reagują na wizję spaceru na smyczy – dotychczas podejmowane próby kończyły się błagalnym płaczem o powrót do domu i na bezpieczną kanapę. Takie z nich dzikusy :)

kot

Pomogliście, ale wciąż Wam mało? No dobrze, to czytajcie dalej!

Decyzja o przygarnięciu psa musi być przemyślana i jestem ostatnią osobą, która próbowałaby przekonać kogoś niezdecydowanego do tego, żeby wziąć pod swój dach czworonoga. Nie chcę podejmować ryzyka, że taka osoba znudzi się i zwróci psa do schroniska (lub co gorsza przywiąże do drzewa w lesie i odjedzie – sic!). Trzeba rozważyć wiele kwestii przed podjęciem takiej decyzji, ale dalej piszę już do tych, którzy się zdecydowali.

Pedigree odpaliło niedawno platformę Psadoptuj.pl – miejsce, gdzie w prosty sposób wyszukacie sobie nowego przyjaciela. To coś w stylu portalu randkowego – wpisujecie czego szukacie w wymarzonym zwierzaku, a w zamian strona pokaże Wam osobniki, które od dnia, w którym przygarniecie je do siebie, po kres swoich dni, kochać Was będą miłością szczerą i bezwarunkową. 

psy 2

Jeśli więc kupowanie smyczy i jedzenia on-line to dla Was za mało i macie wystarczająco dużo miejsca w domu i sercu by przygarnąć kolejną mordę do karmienia i merdający ogon – tam możecie poszukać pomocy w adopcji. Jako zachętę dodam, że każdy kto adoptuje psa przez tę stronę, otrzyma dodatkowo od Pedigree jedzeniową wyprawkę dla nowego lokatora.

A jeśli już psiaka macie, to koniecznie przeczytajcie też mój wczorajszy apel na fejsbuku – jestem pewna, że bardzo kochacie swojego czworonoga, ale czy na pewno pamietacie o tych trzech “drobiazgach” podczas upałów?