5 błędnych założeń odchudzania
Brawo! Zdecydowałaś się! Jeszcze dziś kazałaś mężowi dojeść ostatnie ciastka z kuchennej szafki, w kosz poszły resztki wczorajszej pizzy i dziś z dumnie podniesioną głową minęłaś ukochaną lodziarnię, niosąc w siatce ryż i kurczaka na obiad. Oto ten dzień, w którym postanowiłaś przejść na dietę. Pierwszy krok masz już za sobą. Ale pamiętaj – to nie pierwszy krok jest w odchudzaniu najtrudniejszy. Najtrudniejsze jest to, co znajduje się za linią startu. Aby dobiec na metę bez psychicznej kontuzji musisz uświadomić sobie 5 bardzo ważnych rzeczy.
1. Z pewnością nie zauważyłaś momentu, w którym Twój tyłek zaczął przypominać tyłek Kardashianki, z której uszło nieco powietrza. Przymknęłaś oko w dniu, w którym odkryłaś, że ulubionych spodni nie tylko nie możesz już dopiąć, ale nawet nie chcą Ci przejść przez biodra. Zupełnie też zignorowałaś fakt, że od trzech lat, co roku na lato kupujesz nowe sukienki – w każdym roku większe i bardziej zakrywające brzuch. A teraz przechodzisz na dietę i oczekujesz efektu – JUŻ! DZISIAJ! W TEJ CHWILI! I zrozumieć nie możesz, dlaczego po trzech dniach żywienia się samymi jabłkami jeszcze nie zgubiłaś 5 kilogramów. Klniesz, że waga spada za wolno i gdy po miesiącu nie uda Ci się zgubić okrągłej dyszki masz ochotę rżnąć to w cholerę. Zapamiętaj więc:
Nie przytyłaś przez jedną noc, nie oczekuj, że przez jedną noc schudniesz.
2. Odchudzanko, co? Leniwie podreptałaś do Rossmana żeby kupić zestaw herbatek na odchudzanie i wyszczuplający krem do wklepywania w uda, a oglądając kolejny odcinek Seksu w Wielkim Mieście posłusznie chrupiesz marchewkę zamiach chipsów. Obliczyłaś dokładnie swój dzienny bilans energetyczny, a teraz kombinujesz jak wpleść w to 1300 kalorii Kinder Bueno. Oświadczyłaś całemu światu, że od dziś chudniesz i teraz siedzisz na tyłku i czekasz. Czekasz, aż waga spadnie. Najlepiej, gdyby zrobiła to z dużym hukiem i bez większego wysiłku. Zła wiadomość:
Jeśli chcesz wyglądać jak kociak, najpierw musisz spocić się jak świnia.
3. Poszukiwanie inspiracji czas zacząć! Gdzie lepiej ich szukać, jak wśród gwiazd Holiłudu i wybiegów mody? Tak więc Ty, biuściasty kurdupel wystający ponad ziemię zaledwie metr-pision-pińć przyczepiłaś sobie na lustrze zdjęcie Anji Rubik i rzekłaś: “tak będę wyglądać”. Wymarzyłaś sobie tyłek Scarlet Johanson i brzuch Chodakowskiej, mimo, że urodziłaś już trójkę dzieci, przeszłaś operację wyrostka, a przez rozstępy można by Cię pomylić z dzikim tygrysem. Mierzysz wysoko i cytując filmowego klasyka: “Też kiedyś byłem murzynem i tak robiłem, o!” mówisz sobie – “Ja??? A NIE DAM RADY?!?” Otóż pora pogodzić się z faktem, że o ile zawsze warto pracować nad swoim ciałem i pewne rzeczy można zmienić lub poprawić, o tyle są progi nie do przeskoczenia. I lepiej z góry realnie określić własne predyspozycje i możliwości, niż płakać nad wiecznym niepowodzeniem.
Pracuj nad ciałem, które masz, nie nad ciałem, o którym śnisz.
4. “Wow, jak Ty świetnie wyglądasz!” – wita Cię koleżanka z byłej pracy z zazdrosnym błyskiem w oku. “Co? Ja? Eee, to tylko 10 kilogramów, jeszcze drugie tyle do zrzucenia… na razie to nie ma się z czego cieszyć”. – mówisz bez cienia kokieterii, lecz z prawdziwym przekonaniem, że dotychczasowy sukces to nic – fiu-bździu – kropla w morzu kilogramów, które przecież jeszcze zrzucić musisz. I dopóki to się nie stanie nie zamierzasz cieszyć się z postępów. Jeszcze nie daj boże osiądziesz na laurach z tego samozadowolenia?! Tymczasem nic tak nie napędza do działania jak radość. I warto się cieszyć – z każdego zgubionego kilograma, z każdego utraconego centymetra i z każdej grudki cellulitu mniej. Skupiaj się na progresie i na tym co już osiągnęłaś. Jeśli to ci ułatwi sprawę drogę do celu podziel sobie na mniejsze na mniejsze kroki i celebruj każdy z nich.
Nie dąż do ideału, dąż do postępu.
5. A gdy już schudnę – wszystko się zmieni! Mówię Ci! Wszystko! Jaka ja będę wtedy szczęśliwa! Dusza towarzystwa normalnie. Imprezy, densingi, festiwale, tańce, hulańce, swawole! Na basen zacznę chodzić, bo w końcu przestanę się wstydzić odwinąć z ręcznika. I pojadę w końcu na te wakacje do Włoch na które zbieram od pięciu lat, ale ciągle mi było głupio – bo przecież jak ja na zdjęciach będę wyglądać? I może ze spadochronem skoczę. Tatuaż sobie zrobię. Kolczyk w sutku. Zapiszę się na kurs argentyńskiego tango i zacznę grać w paintballa. Tylko muszę jeszcze trochę schudnąć…
… no dobrze, ale właściwie po co czekać? Nie odkładaj szczęścia na później. Oczywiście, jeśli tylko chcesz odłóż wykonanie pewnych konkretnych czynności na lepszy dla Ciebie czas jeśli teraz nie czujesz, że jest na to odpowiedni moment. Sama nie tak dawno spłodziłam tekst o rzeczach, które zrobię jak już schudnę i mimo to uważam, że nie gryzie się on z powyższą radą. Tak długo, jak potraficie cieszyć się życiem na co dzień – grubi czy chudzi – tak długo jest dobrze. Najważniejsze to pamiętać:
Nie znajdziesz radości życia w zgubionych kilogramach, jeśli nie masz jej w sobie.
Mam rację? Podzielcie się swoją opinią w komentarzach!