dobble i żytnie herbatniki z syropem klonowym

Dziś pora na kolejną recenzję gry. Tym, którzy informację przegapili lub zapomnieli, mam przyjemność współpracować ze sklepem Rebel.pl – nie tylko recenzuję otrzymane gry, ale też proponuję Wam przekąski, które świetnie sprawdzą się podczas rozgrywki :)

Z grą “Dobble” po raz pierwszy spotkałam się rok temu, gdy byłam w Kanadzie. Wówczas znałam ją pod nazwą “Spot it!” czyli “Wskaż to!” co najlepiej opisuje jej zasady. Ale nim do zasad gry przejdę, na chwilę chciałabym się skupić na emocjach. A tych towarzyszy mi sporo, gdy tylko o grze myślę. Po pierwsze moje wakacje w Kanadzie wspominam wyjątkowo miło. Szczególnie te chwile, gdy towarzyszyło nam “Dobble”. Grywałam w “Dobble” w doborowym towarzystwie, uśmialiśmy się po pachy, często do łez. Bo przy tej grze po prostu nie idzie zachować powagi :)


dobble
 

Dobble mieści się w kieszeni, więc można zabrać je ze sobą wszędzie. Do tego zapakowane jest w zgrabną puszkę, więc na pewno się w tej kieszeni nie zniszczy. Jedna partia zajmuje kilka minut, więc może być doskonałym przerywnikiem nawet w pracy. Ale uwaga! Po jednej partii ciężko przestać, bo przegrany zawsze żąda rewanżu :) Koniec końców więc całe “posiedzenie” zajmuje czasami nawet kilka godzin :)


DSC_0846
 

W Dobble można grać na kilka sposobów. Elementem wspólnym każdej rozgrywki jest dokładnie 55 kart. Na każdej karcie znajduje się 8 z 50 symboli. Biorąc z talii dowolne dwie karty, ZAWSZE znajduje się na nich tylko jedna para takich samych symboli. Słowo “zawsze” jest tutaj szczególnie ważne, bo podczas rozgrywki, gdy umysł dostaje zaćmienia, co rusz słyszy się głosy: “tu nic nie ma!” :)


DSC_0848
 

A o zaćmienie umysłu nie trudno. Ciężko trochę wyjaśnić to zjawisko, ale faktem jest że pod wpływem emocji człowiek nie tylko nie widzi wspólnych symboli, ale też zapomina języka w gębie. I zamiast wykrzyczeć na ten przykład: “KOT!” krzyczy się coś w stylu: “Yyyy… ten, no… fioletowy!… miau!”. Gdy grałam w Dobble w Kanadzie, w międzynarodowym towarzystwie było jeszcze ciekawiej, bo mieszały nam się trzy języki na raz: polski, angielski i niemiecki :)


DSC_0850
 

Moja ocena gry? 9/10! Gra jest banalnie prosta, wytłumaczenie zasad zajmuje 2 minuty, mogą w nią grać duzi i mali, albo wszyscy na raz. Liczy się spostrzegawczość i szybkość. Jedyne na co trzeba podczas rozgrywki uważać, to podrapane dłonie i (uwaga!) strącone ze stołu szklanki. A zabawa, wierzcie mi, jest przednia!

Skoro o strąconych szklankach mowa, to dobry moment, żeby wspomnieć też coś o przekąskach podczas rozgrywki. Podczas gry najlepiej usunąć ze stołu wszystkie nadprogramowe elementy. Szklanki z napojami są szczególnie niemile widziane, ale i o jedzenie ciężko. Musi być więc to coś małego, coś co da się łatwo odsunąć, i na wszelki wypadek, gdy się potrąci lub przewróci najlepiej gdyby nie pobrudziło wszystkiego wokół. Ponieważ podczas gry używa się zarówno rąk jak i ust, jedzenie w trakcie odpada. Nie ma na nie czasu. Podgryzać coś można jedynie między jedną rozgrywką a drugą, ale w ferworze walki i rewanżów zwykle i na to zostaje nam tylko krótki moment. Pomyślałam więc o kruchych ciasteczkach. A ponieważ z grą wiążą się moje kanadyjskie skojarzenia, postawiłam na ciastka z dodatkiem syropu klonowego. Wyszło bardzo smacznie!


żytnie herbatniki z syropem klonowym
 

Składniki (na 1 blachę ciastek):
- 1 szklanka mąki żytniej (typ 500)
- 1/2 szklanki mąki pszennej
- 1/2 łyżeczki sody
- 1/2 łyżeczki soli
- 1 płaska łyżeczka cynamonu
- 1/2 szklanki brązowego cukru
- 50 ml mleka
- 5 łyżek syropu klonowego
- 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
- 30 g masła

Mąkę pszenną i żytnią mieszamy razem z cynamonem, solą i sodą oczyszczoną. Następnie do mąki dodajemy posiekane masło i całość łączymy do uzyskania czegoś w rodzaju kruszonki.

W osobnej misce łączymy syrop klonowy, cukier, ekstrakt waniliowy i mleko. Do mokrych składników dodajemy stopniowo mąkę z masłem i całość mieszamy. Gdy składniki jako tako się połączą, ręcznie zagniatamy ciasto, aż do uzyskania jednolitej konsystencji.

Gotowe ciasto chłodzimy w lodówce przez godzinę. Następnie rozwałkowujemy na grubość ok. 4 mm i wykrawamy ciasteczka. Ciasteczka układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia.

Pieczemy w temperaturze 180 stopni przez około 12 minut. Upieczone ciasteczka chłodzimy na kratce.

Rozgrywek pełnych emocji i pysznych ciasteczek życzy gruszka z fartuszka! :)

rebel.pl