design, że palce lizać… odcinek 8
Gdy zaczynałam ten cykl wpisów, byłam pełna obaw. Bałam się, że nie pociągnie on dłużej niż pół roku, bo znalezienie sklepów chętnych do współpracy nie jest wcale takie proste. Dlatego tym bardziej cieszę się, że to już ósma publikowana przeze mnie recenzja, a sklepów zainteresowanych udziałem w cyklu jest coraz więcej! A ja gorąco zachęcam do kontaktu kolejne! :)
Tę recenzję zacznę od produktu, który otrzymałam od stałego partnera projektu – sklepu Peweks.net :) Dotychczas już mogliście przekonać się, że ich produkty zachwycają oryginalną formą, sposobem wykonania (handmade!) oraz jakością. Wszystkie produkty jakie otrzymałam od sklepu Peweks.net nieustannie mnie zachwycają i w tym przypadku nie było inaczej.
Komplet składa się z dwóch miseczek oraz podstawki (patery? półmiska? – nie do końca wiem jak to określić :). Podstawka swoim kształtem przypomina zielony liść – jest podłużna, szpiczasto zakończona, a jej końce podwinięte są ku górze. Muszę jednak przyznać, że choć wizualnie prezentuje się bardzo ciekawie, to jej przechowywanie sprawia mi troszkę problemu, bo ciężko mi ją “wkomponować” w pozostały skład moich ceramicznych zapasów. Ta “wada” jednak to nic – w końcu nie raz już kupiłam jakieś akcesoria do kuchni, które też nijak mi się do szafek nie mieszczą, ale są przecież takie śliczne! :)
Najbardziej zachwycają mnie jednak miseczki dołączone do kompletu. Z wierzchu wyglądają trochę jak połówki kokosa, albo przepołowiony głaz o bardzo chropowatej powierzchni. Nie mam pojęcia jak został uzyskany ten efekt, ale wygląda to bosko! Miseczki różnią się natomiast wnętrzem – jedna pomalowana jest na niebiesko, druga na zielono. W obu przypadkach wnętrze jest szkliwione, dzięki czemu da się je łatwo umyć czy przetrzeć (z zewnątrz tak łatwo nie jest, dlatego raczej polecam je do serwowania mało brudzących rzeczy, np. orzeszków).
Cały komplet prezentuje się pięknie. Jak zawsze zresztą w przypadku Peweksu :)
————————————————————————————————————————–
Kolejnym “weteranem projektu” jest sklep 4gift.pl, również bardzo dobrze Wam już znany :) Ten sklep z kolei nieustannie zaskakuje mnie oryginalnością swojego asortymentu. Te drobiazgi są doskonałymi produktami dla gadżeciarzy, a ja niewątpliwie gadżeciarzem jestem :) Bawią mnie swoją formą, a często (ba, najczęściej!) samą ideą. Bo zupełnie serio – gdy człowiek sobie pomyśli, że ktoś musiał wpaść na tak zwariowany pomysł, a potem wyprodukować tak zakręconą rzecz i w dodatku zarabia na tym pewnie kupę kasy, to nagle moje pomysły na biznes przestają wydawać mi się tak abstrakcyjne ;) No ale do rzeczy.
Gdy byłam mała, moja mama pracowała w przedszkolu. Pamiętam, że po naszym domu przewalała się masa najróżniejszych książek typu “Każde dziecko to potrafi” oraz artykułów plastyczno-edukacyjnych. Pamiętam, jak zafascynowało mnie origami i mama uczyła mnie składać łabędzia z papieru, który w moim wykonaniu przypominał bardziej żyrafę, ale i tak mi się podobało. Potem origami jeszcze wiele razy przewijało się w moim życiu i muszę Wam powiedzieć, że choć mistrzem składania papieru nie było, to szło mi to całkiem nieźle. Dlatego gdy zobaczyłam w sklepie 4gift zestaw serwetek, z wyrysowaną na nich instrukcją origami, uznałam, że muszę to obadać :)
Serwetki jakie są, każdy widzi. Nie będę się tu za bardzo rozpisywać na temat ich wykonania, bo są to bowiem standardowe serwetki papierowe. Jedyną ich przewagą nad innymi serwetkami jest nadruk, który przedstawia instrukcję krok po kroku, jak złożyć z nich: koszulkę, but, ptaka i “ozdobne coś” jakie spotyka się w restauracjach :)
Wzięłam się za składanie. I.. ups. Coś nie idzie. No ale chwila, przecież miałam być w tym całkiem dobra! A tu jakoś mi się to wszystko nie składa. Instrukcje nadrukowane są ciut zbyt krzywo (a może to serwetki są krzywo złożone?), a sam proces składania zawiły i co rusz, kolejne wykonywane kroki zasłaniały mi resztę instrukcji. No dobra, zwątpiłam – może nie jestem w tym tak dobra jak myślałam i komuś innemu poszłoby lepiej. Mi jednak nie udało się złożyć żadnego z tych wzorów :( Byłoby chyba lepiej, gdyby instrukcja dołączona była osobno, a nie wyrysowana na serwetce. No ale może ktoś z Was podejmie wyzwanie? Bo szczerze mówiąc zastanawiam się, czy to ze mnie taka origami-sierota, że nawet łabędzia złożyć nie potrafię? :) Niemniej jednak sama idea serwetek do origami jest super i bardzo mi się podoba :)
Na pocieszenie poszłam sobie zrobić drinka. A jak drink, to słomka. A jak słomka to z wąsem. Hę? A no tak, słomka z wąsem…
W erze hipstermanii, gdzie bardziej hipsterskie jest nie bycie tym, kogo określa się tym mianem, świat podbijają wąsy. Wąsy są wszędzie. Na koszulkach, na butach, na torbach, zeszytach, plakatach, no pod nosem czasami również, a jakże. Dlaczego by nie na słomkach? :) Pomysł zabawny, efekt świetny.
W zestawie znajduje się pięć czarnych, plastikowych wąsów – american standard, czyli wąsiska amerykańskich obywateli z XVIII w. , devil, czyli cienki wąsik godny każdego diabolicznego charakteru w filmach, handlebar – podkręcony wąs siłaczy podnoszących ciężary w biało-czarnym kostiumie (kojarzycie ich na pewno z czarno-białych filmów), chevron – wąs amanta z lat 90.tych oraz horseshoe – solidne wąsiska człowieka, któremu się nie podskakuje :) Do zestawu dołączone jest też 5 słomek, ale od razu wyprzedzę pytanie i napiszę – tak, do słomek spoza zestawu także pasują, ale uwaga: słomki muszą być grube, a dla najlepszego efektu najlepiej, gdyby miały zginającą się szyjkę.
Jak pisałam – efekt jest super. Pijąc przez słomkę, wasy idealnie trafiają na swoje miejsce i wygląda to całkiem zabawnie. Doskonały gadżecik na imprezy lub dla fana obecnego wąsatego trendu :)
Ostatni z gadżetów, jakie otrzymałam od sklepu 4gift to kaktus. Ale nie taki jakie znacie z kwiaciarni, ale całkiem przydatny kaktus-podajnik. Plastikowy stojak obciągnięty jest gumową powłoczką, pełną niewielkich dziurek, w które wtyka się wykałaczki. W ten sposób kaktus zyskuje swoje kolce, przez co bardzo fajnie prezentuje się na stole, a my mamy wykałaczki pod ręką.
Właściwie niewiele więcej o nim mogę napisać, bo oprócz roli dekoracyjno-podajnikowej nie robi właściwie nic ponad to. No ale czego więcej oczekiwać od podajnika na wykałaczki? :)
Wygląda zabawnie, jego forma i zastosowanie jest proste, nawtykanie tych kilkudziesięciu wykałaczek nie zajmuje dużo czasu, więc uzupełnianie go jest proste, szybkie i bezbolesne (tak długo, jak się nie pokłujemy o wystające już “kolce”). I jak to zwykle w przypadku sklepu 4gift – stanowi fajny gadżet :)
————————————————————————————————————————–
Mówiąc o podajnikach, przejdę do kolejnego. Tym razem na serwetki. Ten śliczny serwetnik z kolekcji Pierrot Home Design w stylu vintage dostałam od sklepu sodo.pl. Gdy oglądałam go na zdjęciach trochę obawiałam się, że będzie postarzony w lekko tandetny sposób, ale gdy trafił w moje ręce zdziwiłam się i to bardzo pozytywnie! (choć w kontekście co za chwilę napiszę, może to zabrzmieć dziwnie :))
Podajnik wygląda na stary i zniszczony. Tak na prawdę. Jest nie do końca symetryczny, lekko pogięty, przetarcia wyglądają na prawdziwe, a przybrudzenia (nie jestem specjalistą, ale wygląda mi to na jakiś gips czy cement) są tak naturalne, że całość wygląda, jakbym właśnie wygrzebała go spod tony gruzu. I wiecie co? To jest w nim właśnie piękne! :)
Ten serwetnik to idealny element wystroju do domów, utrzymanych w takiej retro-vintage stylistyce. Znacie na pewno ten klimat: drewniany stół, białe szafy, wiszące pod sufitem patelnie, lawenda i stara kawiarka. Ten serwetnik pasuje do nich idealnie. Jest w nim coś romantycznego :)
Całość wykonana jest z metalu – zarówno podstawka, okrągłe nóżki, jak i gięte zdobienia i ramię przyciskające serwetki. Metal ten pokryty został niebieską farbą, następnie poprzecierano ją w niektórych miejscach i na całość nałożono jeszcze postarzającą warstwę jakiejś szarej, piaskowej masy (jak pisałam wcześniej – cement jaki czy co?). Mimo iż wygląda na brudny, to nie brudzi, możecie być spokojni :) I tak jak pisałam – w tej “brzydocie” tkwi całe jego piękno. Jestem absolutnie pewna, że wielu z Was doskonale to rozumie :)
————————————————————————————————————————–
Każdy kto mnie zna, wie, że od dzieci raczej stronię. Może okropnie to zabrzmi, ale nie znam się na nich – nie wiem jak z nimi rozmawiać, czym je karmić, przewijać nie potrafię, a gdy zaczynam się z dzieckiem bawić np. klockami, szybko zapominam o jego obecności bo za bardzo wkręcam się w zabawę :) Dziwić więc może, że od sklepu Koszyk-Prezentów.pl dostałam coś, co z założenia przeznaczone jest dla dzieci. Tymczasem mi osobiście dało mnóstwo frajdy! :)
Zestaw do pieczenia ciasteczek. A w nim: plastikowa miska z motywem uroczych pierniczkowych ludków (dzieciom na pewno się spodobają), mini-wałek do ciasta, mini-ubijaczka do piany, mini-drewniana łyżka, komplet łyżeczek do odmierzania oraz cała gama plastikowych foremek.
Na początek kilka konkretów: plastikowa miska nie stłucze się w rękach dziecka, plastikowymi foremkami nie zrobią sobie krzywdy, a mini narzędzia dopasowane są do małych rączek.
A teraz dlaczego ten zestaw sprawił frajdę mi? Przede wszystkim foremki – jest ich dużo, mają fajne kształty i ich w mojej kuchni nigdy dość. Miarki również mi się przydadzą, w mojej “dorosłej” kuchni, podobnie jak miska. Co prawda mini wałka prawdopodobnie nigdy nie użyję, ale mini-ubijaczka sprawdza się idealnie np. przy robieniu sosów, a drewniana łyżka nie różnie się aż tak bardzo od swoich większych sióstr :) Czyli zestaw niby dla dzieci, ale nie koniecznie. I właśnie dlatego bardzo mi się spodobał!
Jeśli chcecie zaprosić do kuchni dzieci i planujecie wspólne wypiekanie ciasteczek, to ten zestaw jest do tego idealny.
————————————————————————————————————————–
A teraz przechodzę do sekcji “puszki i tekstylia” :) Na pierwszy ogień idzie sklep Scandishop.pl , również debiutujący w cyklu “Design, że palce lizać”. Od Scandishop dostałam trzy przedmioty: puszkę na herbatę, kuchenny ręcznik oraz zestaw ściereczek z mikrofibry.
Puszka na herbatę od razu wpadła mi w oko. Jest kwintesencją skandynawskiego minimalizmu. Cała w bieli, w prostej formie i z niewielkim, jednokolorowym nadrukiem, w postaci koła z napisem “tea”. I już. Czysto, schludnie i pięknie.
Na oko puszka ma około 1 l pojemności. Herbaty zmieści się w niej bardzo dużo, ale prawdę mówiąc osobiście chętniej używam jej jako puszki na ciasteczka, bo i do tego sprawdza się doskonale :)
Jest dosyć szczelna, co chroni zarówno herbatę jak i ciastka przed wietrzeniem. Jak na blaszaną puszkę wykonana jest bardzo ładnie i starannie, a nadruk wygląda na dość trwały ale prawdę mówiąc nie testowałam jej jeszcze pod tym kątem, bo jak do tej pory przecierałam ją jedynie ściereczkami z mikrofibry ;)
A ściereczki owe są również doskonałe. Każdy kto choć raz miał w ręku ściereczkę z mikrofibry doskonale zna jej zalety. Jest mięciutka, miła w dotyku, bardzo chłonna i doskonale zbiera kurz i brud. Te ściereczki charakteryzują się dokładnie tym samym zestawem cech, ale mają jeszcze jedną, którą biją na głowę swoje zwykłe koleżanki. Wyglądają.
W zestawie znajdują się trzy ściereczki z wzorkiem w romby: zielona z czerwonym obszyciem, niebieska z pomarańczowym obszyciem i czarna z obszyciem w kolorze żółtym. Całość daje fajny, neonowy efekt.
Ręczniczki mają standardowy rozmiar, 40×40 cm – wystarczająco duże by doskonale posprzątać wszystko co trzeba, a jednocześnie na tyle małe by łatwo było je płukać, wykręcać i suszyć. Jeśli marzy Wam się odrobina koloru podczas sprzątania to te ściereczki są w sam raz :)
Na koniec zostawiłam kuchenny ręcznik. Ręcznik, który spodobał mi się ze szczególnych powodów. W poprzednim odcinku opisywałam Wam kubek z Monopoly. Wspomniałam wtedy, że w moim rodzinnym domu grywało się w Scrabble. Nie wspomniałam jednak, że Scrabble uwielbiam po dziś dzień, ale… nikt nie chce ze mną w nie grać, oprócz mojego ojca (którego jak dotąd traktuję jako jedynego godnego przeciwnika, z jakim przyszło mi zasiąść do planszy). Tata bowiem nauczył mnie turniejowych zasad gry – turniejowe zasady troszkę różnią się od tych casualowych i do szewskiej pasji doprowadzam znajomych, którzy silą się na ułożenie jak najdłuższych wyrazów, podczas gdy ja zgarniam najwięcej punktów operując 2- i 3-literówkami, których w dodatku nikt nie rozumie :) No cóż…
Ręcznik spodobał mi się niesamowicie, ponieważ wzór na nim przedstawia dwie rzeczy które kocham: Scrabble, a na kostkach wyrazy związane z kuchnią. Jak więc mógłby mi się nie spodobać? :)
Wykonanie jest najwyższej jakości. 100% bawełny, grubej, co zapewnia mu trwałość, a jednocześnie wystarczająco miękkiej, by ręcznik nadawał się do pracy w kuchni. Nadruk również prezentuje się doskonale. Polecam więc z pełnym przekonaniem!
————————————————————————————————————————–
Gdy pisałam o “puszkach i tekstyliach” miałam na myśli także drugi sklep: SmakWnetrza.pl :) Otrzymałam bowiem paczkę zawierającą zestaw puszek do ciastek oraz komplet kuchennych ręczników. Jeśli jednak myślicie, że są podobne do tych powyżej, to szybko muszę wyprowadzić Was z błędu :)
Weźmy na ten przykład puszki. Oglądając zdjęcia na stronie sklepu, nie zagłębiłam się zbyt mocno w szczegóły (choć może nie powinnam się do tego przyznawać :)) i nie przeczytałam nic o wymiarach. Spodziewałam się jednak kompletu niewielkich puszek, w sam raz na porcję (najmniejsza puszka) bądź dwie (największa puszka) ciastek. Mocno się zdziwiłam widząc, że największa puszka pomieściłaby nie tyle ciasteczka, co cały tort i to spory! :)
Zostając jeszcze na chwilę przy kwestii rozmiarów puszek muszę napisać, że puszki szybko znalazły zastosowanie w domu, ba, nawet w kuchni, choć nie do końca w formie puszki na ciasteczka :) Największa puszka służy mi obecnie do przechowywania foremek do ciasteczek (tak jak pisałam, ich nigdy dość ;)), w średniej przechowuję podstawki pod szklanki i kilka innych kuchennych drobiazgów, a najmniejszą póki co trzymam pustą – ta będzie na ciasteczka :)
Ale phi! Semantyka! Po co skupiać się na tym, że zostały one określone jako “puszki na ciasteczka”. Są puszkami, to fakt. Pięknymi. Największa i najmniejsza zdobione są kwiatowym wzorem, średnia jest w czerwoną kratkę. Praktycznymi. Szybko znalazły zastosowanie w moim domu. I świetnie wykonanymi. Są szczelne, pokrywki są idealnie dopasowane, wnętrze pomalowane jest na kremowo. Więc po co upierać się, że muszą być na ciasteczka? :) Mi puszki podobają się bardzo i tego się trzymam.
Uff. Pomału już dochodzę do końca tej recenzji. Na koniec zostawiłam prawdziwy rarytasik.
Znacie to uczucie, gdy bierzecie do ręki przedmiot i już w pierwszym zetknięciu się wiecie, że macie do czynienia z czymś najwyższej jakości? Bez zastanawiania się, bez przyglądania się szczegółom i tak dalej i tak dalej… Ja tak miałam z tym właśnie kompletem ręczników kuchennych. I wiecie co? Trochę zabiło mi to ćwieka…
Ręcznik kuchenny z założenia służy do wycierania. Ręczniki szybko się zużywają i niszczą, nie ważne jak piękne by nie były. Ot, tak to już w kuchni bywa. Na prawdę chciałam te ręczniki przetestować pod kątem ich praktyczności, ale no… nie mogłam się przełamać, żeby zetknąć je z czymś, co mogłoby zaburzyć ich piękno :)
W skład kompletu wchodzą trzy ręczniki. Skład każdego to 100% len. Ręczniki są sztywne i jak wspomniałam już – najwyższej jakości. A na każdym ręczniku znajduje się sentencja.
“Home is the canvas on which you are free to paint your wildest and most beautiful dreams” – Dom jest płótnem, na którym możesz namalować swoje najdziksze i najpiękniejsze sny.
“The first coffee of the day is stalwart companion in the face of an unreasonable world” – Pierwsza kawa jest dzielnym towarzyszem w starciu z niezrozumiałym światem.
“Tea is the finest solution to nearly every catastrophe and conundum that the day may bring” – Herbata jest najlepszym rozwiązaniem na każdą katastrofę lub problem, jaki może przynieść dzień.
Jak widzicie na zdjęciach, ręczniki przypominają bardziej plakaty, a ja serio mocno rozważam, czy nie oprawić ich w ramkę i nie zawiesić na ścianie :) Dlatego najmocniej Was przepraszam, ale nie jestem w stanie powiedzieć Wam czy i jak sprawdzają się w pracy w kuchni. Paradoksalnie, możecie potraktować to jako największy komplement dla nich :)
————————————————————————————————————————–
No i już. To koniec na dziś, ale mam nadzieję, że już za miesiąc wrócę do Was z kolejnym odcinkiem. Co tym razem spodobało się Wam najbardziej? :)