Czy w mięsie z McDonald’s jest mięso i z czego zrobione są Nuggetsy?
Ja dobrze wiedziałam, że tak będzie. Od pierwszego maila wymienionego z Panią reprezentującą firmę McDonald’s proponującego mi nawiązanie współpracy, ja po prostu wiedziałam, że hejt popłynie szeroką falą i że będę musiała się z nim zmierzyć – “No bo jak to tak! Blogerka kulinarna współpracująca z fast foodem? Nie godzi się!” Nie przeraziło mnie to jednak jakoś szczególnie i ciekawość wzięła górę. I tak oto pewnego dnia, wraz z czterema laureatami konkursu trafiłam na zaplecze jednej z poznańskich restauracji McDonalds…
Nim przejdę do meritum wpisu, muszę zaznaczyć kilka rzeczy na wstępie.
- Tak, zdarza mi się jadać w McDonald’s. Czasami bo mam ochotę, częściej jednak w podróży – uważam to za bezpieczny wybór i o tym zaraz napiszę więcej. Nie jadam w McDonalds na co dzień i nie jest to podstawowy element mojej diety. Zawsze jednak wyprawa do Maka wiązała się z wyrzutami sumienia – kalorie kaloriami, ale silniejsza była obawa przed tym, że to takie “śmieciowe” jedzenie. Dlatego właśnie gdy zaproponowali mi możliwość wejścia do kuchni i na zaplecze stwierdziłam, że jest to okazja z której warto skorzystać i przekonać się na własne oczy jak to z tym jedzeniem w Maku jest…
- Nie jestem psychofanką marki i moją rolą nie jest bronienie ich za wszelką cenę. Po prostu byłam na zapleczu i dziś opowiem Wam to, co widziałam. Szłam tam dość sceptycznie nastawiona, ale mnie po prostu do pewnych rzeczy przekonali. Być może ten wpis przekona i Ciebie. Uważam bowiem, że można jeść na cokolwiek ma się ochotę, dopóki robi się to z pełną świadomością i wiedzą na temat tego co wkłada się do ust.
- Nie, nie przekonuję nikogo na siłę. Nie masz ochoty jeść burgerów – masz do tego pełne prawo. Nie sugeruję, że powinniście przerzucić się na fast foodową dietę, jeśli do tej pory tak nie jadaliście. Nie zaglądam do Twojego talerza. Odwdzięcz się tym samym – nie zaglądaj do mojego, nie krytykuj moich wyborów. Ten wpis powstaje dla osób, które podobnie jak ja jadają czasami w McDonald’s i po prostu chcą wiedzieć co trafia na ich talerz, by spać (a właściwie jeść) spokojniej.
Czy w mięsie jest mięso, czy ryba jest z ryby, a frytki aby na pewno powstają z ziemniaków?
Tak, tak i tak. Mało tego. Mięso to 100% mięsa (zawierającego 20% naturalnego tłuszczu). Ryba to 100% ryby. Frytki to 100% ziemniaków. Oczywiście pomijam panierkę ryby i nuggetsów, ale to chyba oczywiste. Ja widziałam jedynie efekt końcowy i uwierzyłam w to co mi powiedziano, ale jeśli macie jeszcze wątpliwości, to zajrzyjcie do Jana, który był w ich fabryce i nie tylko opisał, ale też obfocił to co widział :)
Burgery wołowe powstają ze 100% wołowiny, przyprawione jedynie pieprzem i solą. Dlaczego smakują więc inaczej niż mięso wołowe, które znamy z burgerów w street foodowych budkach? To proste i zrozumiałe dla każdego, komu temat gotowania nie jest obcy - wszystko zależy od sposobu obróbki. Na strukturę i mięsa ma wpływ wiele czynników. To, że mięso wcześniej jest sprasowane na równej wielkości krążki, następnie zamrożone, a na koniec w bardzo konkretnej temperaturze smażone nie jest bez znaczenia. Podobnie jak nie bez znaczenia jest to, że mięso pozyskiwane jest od krów hodowanych według bardzo restrykcyjnych norm. Dlatego też każdy burger w Maku będzie smakował zawsze tak samo.
Podobnie się ma sprawa z frytkami. Z pewnością wiecie już, że różne odmiany ziemniaków nadają się do różnych rzeczy - są ziemniaki sałatkowe, są i takie na frytki. To jest jednak podział bardzo ogólny, bo gatunków ziemniaków istnieje kilkaset, a te z których przygotowywane są frytki to zawsze dwa te same gatunki – Innovator i Russet Burbank, również uprawiane według ścisłych norm, które pozwalają kontrolować ilość skrobi w bulwach (skrobia ma wpływ na konsystencję i chrupkość frytek). Co więcej, ziemniaki dobierane są w taki sposób, by nawet długość wykrojonych z nich frytek spełniała normy.
Ryby w kanapce Filet-o-fish mogą się jednak odrobinę od siebie różnić. A to dlatego, że mięso pozyskiwane jest z czterech różnych gatunków ryb z rodziny dorszowatych, w zależności od tego jaki obecnie trwa sezon. Nie natkniecie się w nich jednak na ości, ponieważ każdy filet przejeżdża przez podświetlany stół inspekcyjny, by można było ręcznie usunąć z niego wszystkie widoczne po podświetleiu ości. Następnie filety są ze sobą sprasowywane, a z nich wykrawane są równiutkie kostki, które trafiają do kanapek.
Największe legendy krążą wokół McDonaldsowego kurczaka i Nuggetsów. W legendach pomijany jest jednak pewnie istotny aspekt - tak, zgadliście - norm. Nie ma tu więc za bardzo pola do kombinowania :)
Zaglądając do chłodni mieliśmy okazję zobaczyć też półki zastawione świeżymi warzywami i... jajkami. Tak, to kolejny mit, który tym razem dotyczy oferty śniadaniowej McDonalds. Jajka w kanapkach nie są jajkami w proszku, ale zwykłymi jajkami, takimi w skorupce, pochodzącymi prosto z kurzej dupki :) Co prawda oznaczone są "dwójeczką" i nie są to jajka z wolnego wybiegu, ale chów ściółkowy to i tak lepiej niż klatkowy.
Kłamiesz! Widziałam zdjęcia, jak ktoś robił eksperyment i burger z Maka po pół roku wyglądał tak samo...!
Tutaj kłania się znajomość chemii i biologii. Z pewnością każdy z Was jadł kiedyś jakąś suszoną kiełbasę lub choćby szynkę parmeńską (lub jej podobną). Te wędliny powstają w procesie suszenia - wiesza się je w chłodnym, przewiewnym i stosunkowo czystym miejscu i po kilku tygodniach/miesiącach są gotowe do jedzenia. Dobrej jakości chleb przechowywany w podobnych warunkach również tylko wyschnie, a nie spleśnieje. Podobnie będą zachowywać się frytki... Weźcie teraz przyrządzonego w niemalże sterylnych warunkach burgera zapewnijcie mu takie same warunki jak szynce parmeńskiej i drugiego, takiego samego, którego wsadzicie do lekko wilgotnego, zamkniętego słoika. A potem porównajcie co się z nimi stanie po pół roku...
Skoro to czyste mięso to czemu to wszystko takie kaloryczne?
Odpowiedź jest prosta - sosy. To najbardziej kaloryczny składnik całej kanapki, wrapa czy sałatki. Doliczcie do tego bułkę, która ma nieco podwyższoną zawartość cukru (by ładnie się karmelizowała przy tostowaniu) i macie odpowiedź.
W czym smażą frytki?
Do smażenia frytek używa się mieszanki olejów słonecznikowego i rzepakowego, który jest regularnie filtrowany, a raz dziennie (w nocy) taką "magiczną różdżką" (niestety zapomniałam nazwy urządzenia) sprawdzany jest stopień zużycia tłuszczu i gdy wskaźnik wykaże pomiar ponad normę, tłuszcz jest wymieniany. Zużyty tłuszcz przerabiany jest później na biopaliwo.
Maszyna do smażenia podzielona jest na osobne komory i każda rzecz smażona jest osobno (nie ma więc mowy o tym, by frytki smażyły się w tym samym oleju co ciastka).
Dlaczego więc nie mogę zamówić innego stopnia wysmażenia burgera?
Przyznam, że było to pytanie, które trochę mnie nurtowało - skoro mięso jest mięsem, to dlaczego nie mogę zażyczyć sobie burgera średni wysmażonego? Żeby nie powtarzać się już o normach (i tak będę jeszcze często o tym wspominać), to powiem, że mieliśmy okazję zobaczyć jak burgery są smażone. Mięso wkładane jest do maszyny, która smaży je pod ciężką pokrywą, która po prostu po upływie odpowiedniego czasu się podnosi. Pracownik McDonalds sam nie reguluje czasu smażenia burgerów.
Dlaczego pięć minut po zakończeniu oferty śniadaniowej nie mogę już nic z niej zamówić?
Powodem ponownie są maszyny, które ustawione są w taki sposób, że podczas trwania oferty śniadaniowej przygotowują rzeczy w pewien określony sposób, natomiast w momencie gdy oferta śniadaniowa się kończy, przestawiane są ponownie na standardowy tryb pracy. Ponieważ dania z obu ofert przygotowywane są na tych samych maszynach, nie ma możliwości, by zamówić coś z oferty, która obecnie jest wyłączona (albo-albo).
Czemu napoje smakują inaczej niż te ze sklepu?
Napoje w Maku powstają z koncentratu zmieszanego z wodą (filtrowana woda z wodociągów). Maszyny skalibrowane są w taki sposób, by proporcje koncentratu, wody i bąbelków były odpowiednie i jak najbardziej zbliżone do oryginału. Ciekawostką może być to, że za kalibrowanie i konserwację maszyn odpowiada nie McDonalds, lecz sama Coca-Cola, która przysyła do tego wyznaczoną przez siebie firmę.
Jak to jest ze świeżością poszczególnych składników?
W McDonalds obowiązuje zasada "first in - first out" która polega na tym, że to co pojawi się w chłodni/mroźni jako pierwsze, musi jako pierwsze ją opuścić. Ilości dostaw są ściśle kontrolowane i obliczone są w taki sposób, by rzeczy schodziły na bieżąco i nic nie leżało nie używane. Dostawy natomiast odbywają się nawet do kilku razy w tygodniu! Tak częsta liczba dostaw wynika z faktu, że produkty w McDonalds (i tu się pewnie znów zdziwicie) nie zawierają konserwantów. Żywność zabezpieczana jest natomiast przez mrożenie, a temperatura kontorlowana jest w każdym krytycznym punkcie
Czysto tam?
Pewnie! I prawdę mówiąc zadziwia mnie każdy, kto myśli, że w międzynarodowej sieciówce takiej jak McDonalds mogłoby być brudno. Jak mantrę powtarzam już słowo "normy" ale i one tutaj mają swoje zastosowanie. Kontrole czystości przeprowadzane są nieustannie, a podłogi mają nawet charakterystyczne wygięcie, które zapobiega zbieraniu się brudu w kątach. W kuchni nie ma elementów drewnianych, gdyż te są najtrudniejsze w utrzymaniu w czystości. Na wypadek, gdyby zaplątał się tam jakiś latający robaczek typu mucha czy komar, w kuchni wisi specjalna elektryczna łapka na to latające tałatajstwo. Wszystko jest więc czyściutki i zadbane.
Czy to prawda, że w McDonald's można zamówić kanapkę "spod lady" albo, że po zjedzeniu we wszystkich restauracjach dostaje się dożywotni bon na jedzenie za darmo?
Te mity (odpowiedź na oba brzmi "nie") to wierzchołek góry mitów, które powstały na temat McDonald's. Trudno się dziwić - firma z tak długim stażem, znana na całym świecie zawsze wzbudzała ciekawość i kontrowersje. Z pewnością każdy z Was potrafi przytoczyć przynajmniej trzy miejskie legendy na ich temat. Nim jednak podacie je dalej, zastanówcie się - czy gdyby to była prawda, to czy taka sieć miałaby prawo bytu? Czy przetrwałaby wszystkie restrykcyjne kontrole na całym świecie? Czy kalkulowałoby się im oszukiwać na tak wielką skalę (każde oszustwo niesie ze sobą przecież spore koszty!)? Myślę, że na te pytania odpowiedź również brzmi "nie". Nie wiem jak Was, ale mnie przekonali. Tak po prostu i po ludzku. Wizyta sprawiła, że zgłodniałam, a nie odrzuciło mnie (a to już przecież o czymś musi świadczyć!). Zwieńczyliśmy więc dzień posiłkiem zjedzonym razem z pracownikami McDonalds (chyba by tego nie jedli, gdyby to była jedna wielka mistyfikacja?).
Czy będę wracać? Po tej wycieczce nie mam wątpliwości, że z pewnością. Jak wspomniałam na początku - normy w McDonalds sprawiają, że jest to znacznie pewniejszy i bezpieczniejszy wybór niż jedzenie w przydworcowej budce czy mlecznym barze "Pani Zosi". Z pewnością dalej czasem będę mieć "smaka na Maka" i wtedy po prostu bez wyrzutów sumienia wciągnę jakiegoś burgera i fryty, bez obaw.
A restauracji McDonalds pięknie dziękuję za ugoszczenie, pokazanie nam wszystkich kątów, cierpliwe odpowiadanie na pytania i rozwianie wielu wątpliwości. I za selfie sticka którego dostałam w prezencie! ;)
-
Klaudia Jordan
-
Bernadetta
-
Maria Banach
-
Bernadetta
-
elsi
-
Moranfi
-
-
-
-
Vanilla Island
-
Maria Banach
-
-
Myloview
-
verte
-
-
verte
-
Maria Banach
-
-
malika
-
Maria Banach
-
malika
-
CCCC
-
-
-
Moranfi
-
-
Iza
-
Spurs Trzaskal
-
Maria Banach
-
Zuzka
-
-
el nino
-
-
Pati
-
Estera
-
Mama Kubusia