blog forum gdańsk 2012
Zacznę od dupy strony. W kolejce czeka bowiem jeszcze relacja z mojego wyjazdu na warsztaty organizowane przez Blue Dragon, ale te zamieszczę gdy dotrą do mnie fotki od organizatorów. Na dodanie czeka też już niezła kolejka przepisów, ale te, które mam spisane są jeszcze bez zdjęć, a te ze zdjęciami są jeszcze nie spisane. Ostatnie cztery dni były dość intensywne i dopiero ogarniam cały bałagan, jaki się w tym czasie narobił, a pierwsze co postanowiłam uporządkować, bo za bardzo odwraca moją uwagę to właśnie Blog Forum Gdańsk 2012.
Na wstępie już muszę napisać jedno – chyba przenigdy nie miałam tak mieszanych odczuć co do wydarzenia, bo ogromny entuzjazm związany z pewnymi kwestiami silnie równoważy się z ogromnym rozczarowaniem w kwestiach innych. Ostatecznie impreza wychodzi jednak na plus i z pewnością i w przyszłym roku będę się pchała rękami i nogami by zaproszenie otrzymać.
Do Gdańska przyjechałam już dzień wcześniej, więc względnie wyspana, niezbyt obładowana bagażami (choć torba z aparatem i laptopem już sama w sobie trochę ważyła) i odpimpowana w koszulkę z logo bloga wielkości Afryki (ono serio w założeniu miało być mniejsze, ale mnie w drukarni nie posłuchali ;)), dotarłam na miejsce przed czasem. Podjarałam się samą miejscówką – stadion PGE Arena robi wrażenie!
Załapałam się na moment, gdy jeszcze nie było tłumów, ale już było do kogo gębę otworzyć, więc w sam raz. Na wejściu w pakiecie startowym otrzymałam drugą do kolekcji torbę BFG wypchaną giftami, zapas badzików najróżniejszych (będą w sam raz na bransoletkę ;)) i kazali mi się wyszczerzyć do obiektywu na ścianie chwały. Profilaktycznie, bojąc się, że znowu (bo ja standardowo tak mam) wyszłam jak pół dupy zza krzaka, poprosiłam fotografa, by i moim aparatem pstryknął mi foto, żebym w razie czego miała więcej opcji wyboru :)
Po szybkiej kawie z Kulinarkami i wychyleniu nosa na VIP-owską lożę na stadionie, przyszedł czas udać się na wykłady, panele, warsztaty… Zaaferowana wszystkim po trochu, jednym uchem wpuszczałam (albo i nie), drugim wypuszczałam pierwszy anglojęzyczny wykład, więc na dobrą sprawę nie powiem o nim nic. Znacznie więcej mam do powiedzenia o wykładzie kolejnym, który prowadził Paweł Tkaczyk (“Od zera do bohatera czyli jak zaistnieć w blogowym świecie”). Właściwie to źle zrobiłam, bo całą notkę powinnam zacząć zwrotem “Cześć kochane!!!! :*”. Okazało się bowiem, że Paweł w taki sposób postrzega kulinarne blogerki – jesteśmy słitaśne, rozmyte i w blogowym świecie nie zaistniejemy. Cóż. Mi (ale nie tylko mi, bo dwóm rzędom blogerek kulinarnych również) ta wypowiedź się wybitnie nie spodobała, a jeszcze mniej spodobał mi się fakt, że absolutnie nie widział w tym nic złego i całą sytuację, już po panelu gdy sprawę chciałyśmy wyjaśnić, skwitował “ale przecież o Szafiarkach też mówiłem…”.
Sytuację uratował trochę panel Maćka Budzicha (“Sekrety pozyskiwania i współpracy z reklamodawcami”). To znaczy uratował o tyle, że Maćka lubię, fajny z niego gość, mówił też fajnie, tylko szkoda, że tych sekretów za bardzo nie zdradził :)
Zostając w zacnym gronie “starych wyjadaczy”, kolejnym panelem na który się udałam (a właściwie po prostu nie ruszyłam tyłka z krzesła), był “Blogowanie sposobem na życie – czy to możliwe?” czyli burza mózgów prowadzona przez Kominka, Maćka Budzicha i Natalię Hatalską. No i znów – dowiedziałam się, że na blogu da się zarabiać, pod warunkiem, że się jest Kominkiem, Budzichem lub Natalią Hatalską, a tak generalnie to się nie da. Tzn da się, bo oni zarabiają, ale reszta blogerów to się za bardzo nawet nie ma co wysilać, bo prawdopodobieństwo, że się uda jest nikłe. W każdym razie w szczególności wypowiedzi Kominka były w tym tonie, Natalia i Maciek mieli mniej dosadne stanowiska w tej sprawie :) Piszę to trochę z przymrużeniem oka, jako osoba, która z bloga jeszcze nie żyje i prawdopodobnie żyć nie będzie, ale która wie, że jak się chce i się postara to wszystko można, a już zarabiać na blogu w szczególności :)
No. I w końcu był lunch. I zonk. Bo po pierwsze – kiszki marsza grały, a trzeba było wybierać: lunch czy zwiedzanie stadionu? Padło na lunch, bo jednak głód w hierarchii ważności plasuje się nieco wyżej niż potrzeba dokulturalniania się, ale szybko tej decyzji zaczęłam żałować. Kulinarne blogerki podjudzane były przez pozostałych uczestników BFG do zdania relacji z żywienia, ale ja się mocno powstrzymywałam – no bo po co pisać źle, lepiej nie pisać wcale ;) Dobrze, że były jeszcze kanapki. Co by jednak nie mówić jedzenie obiadu na stadionie jaki by nie był, było ciekawym przeżyciem :D Niewiele osób może pochwalić się podobną fotką ;)
Po lunchu błyskawiczny Hyde Park i moja minuta chwały. Mężczyzna mi napisał, że nie wypadłam najgorzej bo akurat oglądał na streamingu. Nie do końca mu wierzę, ale kochany jest :)
O 16 rozpoczął się natomiast wykład na który najbardziej czekałam podczas całego BFG – Natalia Hatalska mówiła o strategiach promocji bloga w internecie. Jak zawsze stanęła na wysokości zadania – panel był ciekawy, Natalia sama w sobie jak zawsze wspaniała (cenię ją za całokształt działalności i charakteru, oczywiście na tyle na ile dała się poznać).
Potem nawet nie powiem na co poszłam, bo weszłam i wyszłam, bo było nudno ;) Na zakończenie dnia pierwszego uraczyłam się prezentacją Kacpra Szczepanowskiego o przygotowywaniu własnej oferty reklamowej. Panel był ciekawy, ale wiedza przyda mi się dopiero gdy reklamodawca zechce wybrać mnie na swojego unikalnego blogera, z którym chce prowadzić akcję. Jak większość kulinarnych blogerek potwierdzi – najczęściej jesteśmy jednymi z wielu i nie bardzo mamy coś do zaoferowania od siebie ;)
Uf.
Szybki powrót do domu, zmiana “ałtfitu”, bułka z żółtym serem i leciałam dalej na imprezę integracyjną. Nauczona doświadczeniem z zeszłego roku nie najadałam się za bardzo przed wyjściem, bo w zeszłym roku stoły uginały się od doskonałego jedzenia. W tym natomiast regularnie odbywały się pielgrzymki blogerów do pobliskiej kebsonowni. bowiem sami chyba przyznacie – mus z malin i buraka lub babeczki ze słodkim kremem były kiepskim podkładem pod mocno alkoholizowaną imprezę ;) A alkoholu akurat nie brakowało, bo bar był otwarty :)
Co było fajne? To, że przyszło sporo osób, to że “nie suszyło” i to, że w knajpie dał koncert sam Smolik (wyjdę na ignorantkę – o tym, że to Smolik dowiedziałam się od Zucha, jak już Smolik skończył grać :)). A co było nie fajne? Przede wszystkim to, że klub był 4-piętrowy i nie było okazji do niezobowiązujących rozmów. Znacie to – krążycie sobie po imprezie w te i wewte, tu staniecie, tu podsłuchacie, tu wtrącicie zdanie do rozmowy – jak się zacznie kleić, zostajecie. Jak nie, cichaczem, niby idąc dalej odchodzicie. No i dupa blada, bo tu się tak nie dało, w związku z czym życie towarzyskie mi się zbytnio tego wieczoru nie kleiło i wróciłam do domu jak kopciuszek, o północy.
Może to i dobrze, bo następnego dnia plan był taki, by wstać wcześnie. Udało się, ale i tak nie dotarłam na mecz Zuchy kontra Krasnale (trochę żałuję, bo pokibicowałabym chłopakom, ale z drugiej strony kibicka ze mnie żadna, więc straty dużej nie było). Zamiast tego poszłam sobie na plażę, znalazłam muszelkę i zrobiłam zdjęcie mewie na latarni ;)
Koledzy Lekkostronniczy byli na swoim wykładzie lekkowczorajsi, ale trzymali poziom :) Jak zawsze pozytywnie, z jajem i na wesoło. Nawet mi na jakieś pytanie odpowiedzieli.
A potem to już mi się mój skrzętny plan rozsypał bo się Arturowi Kurasińskiemu trochę przeciągnęło, więc “Wszystko o konkursach i blogach” prowadzone przez Adama Przedzięka się trochę przesunęło i na panel Michała Sadowskiego już nie dotarłam, bo nie zdążyłam. A szkoda, bo dotrzeć chciałam, obejrzę jak już będzie on-line.
Uf. Dotarłam już do tego miejsca, to teraz powinno być z górki, ale za to będzie trochę obficiej w treść.
Panel Doroty Zawadzkiej również się przesunął i tylko z tego powodu udało mi się na niego załapać i przyznam, że cieszę się bardzo. Tak jak lubię tą kobietę w TV (a to się u mnie zdarza niezbyt często, bo do polskich “gęb medialnych” mam zwykle pejoratywne nastawienie, tak z założenia ;)), tak jeszcze bardziej polubiłam ją po wystąpieniu na żywo. Było fajnie, było zabawnie i choć było o blogach parentingowych, których nie czytam wcale to i tak słuchałam z zaciekawieniem.
Potem na scenę weszła Pani Maria Czubaszek – kolejny przykład medialnego wyjątku, który bardzo lubię :) I również była kupa śmiechu, chichrałam się prawie cały wykład.
I po występie tych dwóch Pań nagle mnie coś uderzyło. Coś co nie dawało mi spokoju przez całe Blog Forum i dotarło do mnie dopiero w tym momencie. Pozostali prelegenci opierali swoje wykłady na tabelkach, wykresach, badaniach, procentach, liczbach i definicjach. I ja, jako blogerka kulinarna absolutnie się w te schematy nie wpisywałam. Ciągle miałam wrażenie, że jestem gdzieś z boku, pominięta i traktowana po macoszemu. I dopiero Pani Zawadzka i Pani Czubaszek zaczęły to wszystko jakoś tak… po ludzku. Tak normalnie. Bez napinki.
Na warsztaty fotografii kulinarnej wcale nie dotarłam, bo zamiast tego załapałam się na drugą wycieczkę po PGE Arena. Zwiedziłam trybuny, lożę komentatorów, pokój z którego zarządzają bezpieczeństwem, a nawet murawę. Żałowałam tylko, że nie udało mi się dotrzeć do więziennej celi stadionowej ;) PGE Arena robi wrażenie!
Standardowo też nie załapałam się na zdjęcie grupowe (kto zarządził, żeby grupowe foto było na samym końcu, jak już połowa popędziła na pociąg?! sic!).
Podsumowując? Było fajnie, ale mogło być fajniej. Wiem już, że nie mam zadatków na blogerską celebrytkę, nie będę nigdy na blogu zarabiać i, niestety, blogosfera kulinarna chyba nigdy nie będzie do końca zrozumiana (nie zliczę pytań z cyklu: “a o czym wy niby możecie pisać przy okazji publikacji przepisu na naleśniki?”). Dodatkowo wiem też, że chyba jestem mało charakterystyczna, nudna i generalnie niewarta uwagi, bo większość tych, których poznałam w zeszłym roku wcale mnie nie pamiętała ;)
Czy chcę jechać w przyszłym roku? TAK! Ale zdecydowanie inaczej będę dobierać prelegentów, których będę chciała słuchać. Mam nadzieję na znacznie więcej świeżej krwi i znacznie mniej starej gwardii. No bo… ileż można? Niemniej jednak ogromny szacun za organizację wydarzenia, miejscówkę i klimat – pod tym względem było doskonale! :)
Pingback: Order viagra usa()
Pingback: Pfizer viagra 50 mg online()
Pingback: Usa pharmacy viagra()
Pingback: custom essay writing help()
Pingback: dissertationhelpvfh.com()
Pingback: customessaywriterbyz.com()
Pingback: college admissions essay help()
Pingback: writing essay service()
Pingback: write my papers discount code()
Pingback: how to write a phd thesis()
Pingback: hire someone to write my research paper()
Pingback: Buy viagra online cheap()
Pingback: how long does it take for viagra to work()
Pingback: viagra connect cvs()
Pingback: best canadian online pharmacy()
Pingback: Zenegra()
Pingback: viagra()
Pingback: cialis without prescription()
Pingback: germany cialis professional()
Pingback: cialis 10 mg where to buy()
Pingback: fda approved canadian pharmacy()
Pingback: cheapest cialis 5mg()
Pingback: does viagra really work()
Pingback: atorvastatin 10mg price()
Pingback: long term side effects of prilosec otc()
Pingback: zoloft erectile dysfunction()
Pingback: shingles after effects tiredness()
Pingback: does lexapro cause weight gain()
Pingback: cymbalta side effects how long do they last()
Pingback: free atorvastatin()