biszkopt orzechowy z kawowym kremem mascarpone, powidłami i cynamonem
Każdy kto mnie trochę lepiej zna, wie, że moje koty w całej rozciągłości zaspokajają mój instynkt macierzyński, w związku z tym nie tylko dzieci mi nie trzeba, ale też koty jak dzieci traktuję. Możecie traktować mnie jak wariatkę z tego tytułu i czasami mam wrażenie, że trochę się nią staję. Chwała bogu, że jestem w stałym związku, tylko to chroni mnie od stania się “crazy-cat-lady” i przygarniania wszystkich futrzastych sierot. Moje koty wychowywane są w domu, są totalnymi maminsynkami i zwykle boją się własnego cienia. Dlatego gdy w nocy z wtorku na środę Pumpkin postanowił wybrać się na pierwszą samotną wycieczkę po okolicy, przemykając niezauważenie między nogami i wybiegając w ciemny świat wpadliśmy w totalną panikę.
Tyle się mówi o tym, że koty chodzą własnymi ścieżkami, znajdują bez problemu drogę do domu, a instynkt łowcy nie pozwala im umrzeć z głodu, ale ja i tak miałam w głowie dwa najbardziej prawdopodobne czarne scenariusze – ruchliwą ulicę koło której mieszkamy i to, że skórę przetrzepie mu któryś z okolicznych dzikich kocurów, których walki czasami słyszę. Minęły nam więc trzy nieprzespane noce, podczas których na przemian robiliśmy warty, czatując w oknie i reagując każdorazowo na zapalającą się lampkę z czujnikiem ruchu. A reakcji było sporo, bo oprócz kilku okolicznych kotów, ścieżkę koło naszych drzwi ma także jeżyk, który wyjada kocie żarcie z misek…
Lataliśmy więc od jednego okna do drugiego, a Pumpkina ani widu ani słychu. Aż wreszcie wczoraj w nocy znalazł drogę do domu. Przyuważony przez okno najpierw się przestraszył i znów czmychnął, przedłużając naszą dawkę stresu o kolejne 3 godziny. Wreszcie o 5 rano zakradł się pod dom, przkucnął przy oknie balkonowym tak, że tylko wystawał mu łepek i czekał. Myślę, że nie długo, bo raz-dwa przyuważył go Vinnie, który zaczął drzeć japę, czym zwrócił moją uwagę. Tym razem, powstrzymując się od gwałtownych ruchów, udało się Pumpkina wpuścić do domu. A Pumpkin nie dość, że na trzydniowym gigancie zgubił gdzieś obrożę z adresem, to wydawał się w ogóle nie przejęty – zjadł dwie miski żarcia, skorzystał z kuwety, zrobił obchód po domu, całkowicie ignorując zarówno nas, jak i swojego kociego brata i poszedł spać. No i powiedzcie mi – jak się w tej sytuacji nie wkurzyć? Mam więc na Pumpkina ogromnego focha, ale przede wszystkim cieszę się, że wrócił do domu <3
Opowiadanie jest bez morału, bo w sumie co tu napisać. Kot pozostanie kotem, a my ludzie jesteśmy od tego, żeby je kochać. Więc kocham to łajzowate, wredne futro, jest moim ukochanym kocim synkiem i zapłakałabym się, gdyby stała mu się krzywda…
Dziś więc świętuję (jak tylko odeśpię – popołudniowa drzemka już zaplanowana)! Będzie grzane wino i coś dobrego do jedzenia. A skoro świętuję, to Wy możecie poświętować razem ze mną, robiąc sobie na weekend pyszny tort z orzechowym biszkoptem, powidłami i kremem kawowym. Przepis czekał na publikację ponad tydzień, ale musicie mi wybaczyć – trudno pisać bloga, gdy dziecko z domu ucieka… ;)
Składniki:
Na biszkopt:
- 7 jajek
- ⅔ szklanki mąki pszennej
- ⅓ szklanki mąki ziemniaczanej
- 1 szklanka drobnego cukru do wypieków
- 100 g suchych, zmielonych orzechów włoskich
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 1 łyżeczka cynamonu
Na krem:
- 300 g serka mascarpone
- 250 ml śmietany kremówki 30% lub 36%
- 3 łyżki cukru pudru
- 2 łyżki kawy rozpuszczalnej
- 1 łyżka gorącej wody
Dodatkowo:
- 100 g powideł, najlepiej bez cukru
- cynamon
Żółtka oddzielamy od białek. Do żółtek dodajemy proszek do pieczenia, ucieramy i odstawiamy na bok.
Białka ubijamy na sztywno. Pod koniec ubijania, stopniowo dodajemy cukier. Gdy piana będzie sztywna i lśniąca, dodajemy żółtka z proszkiem do pieczenia i mieszamy razem.
Oba rodzaje mąki łączymy. Dodajemy stopniowo do masy jajecznej i mieszamy, aż składniki się połączą. Do ciasta dodajemy zmielone orzechy i cynamon.
Masę przelewamy do formy wysmarowanej tłuszczem. Pieczemy w temperaturze 180 stopni około 30-40 minut (do suchego patyczka, aż wierzch się przyrumieni).
Upieczone ciasto odstawiamy na 20 minut, aż lekko przestygnie, a następnie wyjmujemy z formy i odwracamy do góry dnem. Studzimy, aż będzie całkowicie zimne.
Kawę rozpuszczamy w łyżce gorącej wody, aż nie będzie grudek.
Śmietanę kremówkę ubijamy, pod koniec ubijania dodajemy cukier puder. Serek mascarpone dodajemy po łyżce do ubitej śmietanki i krótko, na małych obrotach miksujemy razem. Na koniec dodajemy kawę i mieszamy delikatnie, aż składniki się połączą.
Biszkopt przekrawamy na trzy blaty. Dolny blat wkładamy z powrotem do tortownicy, smarujemy powidłami, nakładamy krem. Przykrywamy drugim blatem i powtarzamy czynność. Wierzch przykrywamy trzecim blatem. Zawijamy tortownicę w folię spożywczą i chłodzimy ciasto przez 2-3 godziny. Pozostały krem również wstawiamy do lodówki.
Schłodzone ciasto odwracamy do góry dnem. Dekorujemy wierzch i boki pozostałym kremem (np. przy użyciu rękawa cukierniczego). Wierzch ciasta posypujemy cynamonem.
Wielu okazji do świętowania życzy gruszka z fartuszka!
-
Ala
-
wypiekibeaty
-
Maria Banach
-
wypiekibeaty
-
Kasia
-
-
-
-
Jolanta Szyndlarewicz
-
Kasia
-
-
PinchOfKitchen