wyniki konkursu z zupą w tle

Wow! Nie przestajecie mnie zaskakiwać – na konkurs z zupą w tle przyszło prawie 90 odpowiedzi! :) Nie muszę chyba dodawać, że wybór zwycięzców nie był łatwy – nigdy nie jest :)


konkurs winiary zupy

A oto odpowiedzi, które postanowiłam nagrodzić:

Nagroda główna:

Melania
Gdy byłam mała nie lubiłam zup. Pamiętam, że kiedy tylko mama się odwracała lub na chwilę wychodziła brałam zupę i wlewałam ją spowrotem do garnka. Zazwyczaj wychodziło. Pewnego dnia jednak musiało się wydać. Pewnie dlatego, że mama zdziwiła się, że w rosole pływały kluski. O tym nie pomyślałam:)

Tutaj pozwolę sobie na wytłumaczenie mojej decyzji – stosowałam ten sam patent i tak samo “wpadłam” ;) U mnie jednak był to makaron pływający w zupie pomidorowej :) Melanio – sztama! ;)

 

Wyróżnienia:

Michał
Gdy byłem mały, spędzałem ferie u swojej babci. Podczas jednych z nich akurat jadłem smacznie obiad, kiedy moja babcia robiła porządki w jadalni. Chciałem pomóc, ale babcia jak to babcia – najważniejsze było żebym się najadł “zanim wystygnie”. Los figlarz sprawił jednak, że babcia musiała na chwilę przerwać swoje obowiązki i wyjść poza dom. Niewiele się zastanawiając więc gąbkę i porównując żółty płyn z babcinej miski do talerzu rosołu, stwierdziłem, że obie substancje wyglądają dość podobnie i mocząc gąbkę w zupie, rozpocząłem polerowanie ścian. Wszystko szło bardzo dobrze, ściany nabierały blasku, a ja pękałem z dumy. Niestety, w dokończeniu pracy przeszkodził mi powrót babci, która, nie wiedzieć czemu, natychmiast wyrwała mi gąbkę z ręki, wylała zupę do zlewu i usiadła z głową między rękoma na krześle. Długo nie rozumiałem dlaczego moja pomoc tak bardzo rozczarowała babcię, ale dzisiaj już nieco się domyślam. Sporo szczęścia, że boazeria nie wpiła rosołu i dała się dość szybko doprowadzić do kultury.; )

 

Sylwia
Gdy byłam mała, zostałam okrzyknięta Mistrzynią Zup Naszego Podwórka. Potrafiłam przyrządzić różnokolorowe zupki z piachu, kwiatków, niejadalnych owoców, a nawet kamieni. Były to istne dzieła sztuki! Zachwycały się nimi wszystkie lalki i pluszaki, a moja dziecięca konkurencja z podwórka zazdrościła idealnego wyczucia “smaku”, boskiego wręcz podania potraw na starej studni służącej jako stół. Ach, nie miałam sobie równych! Do dziś trzymam w szufladzie dyplom Podwórkowej Komisji Kulinarnej za przygotowanie najpiękniejszej niejadalnej zupy:)

 

Robert 
Gdy byłem mały uwielbiałem weekendowe górskie wyprawy z moim tatą i bratem. Wyjeżdżaliśmy z mieszkania wcześnie rano i po paru godzinach byliśmy w naszych polskich górach. Szybkie śniadanie jedliśmy bezpośrednio przed wejściem na szlak. To były zazwyczaj wiktuały przygotowywane przez mamę – kanapki, czasem jakaś kiełbasa. Z głębin swojego plecaka tata wyciągał też Termos-W-Kwiatki.
W mitycznym termosie, pamiętającym wycieczki do Bułgarii naszych rodziców jeszcze za Polski Ludowej, zamknięta była niezwykła moc gorącej herbaty. Szczególnie jesienią i wiosną taka herbata była cenna na szlaku. To był jeden termos, ten otwierany niejako na przystawkę.
Był i drugi. Kiedy zblizała się pora obiadowa, a my byliśmy już zmęczeni wędrówką, przychodził czas na konkretniejszy posiłek. Rozkładaliśmy się wtedy z naszymi plecakami, a tata wyciągał Termos-W-Pszczoły. Kolejna pamiątka po siermiężnym PRLu, ale ten termos darzę ogromną czcią do dziś. Z niego, po otwarciu, unosił się zapach przygotowywanej przez moją mamę zupy.
Zupa to była coś na co czekaliśmy na szlaku. Zupa to była obietnica ciepłego posiłku. Smaku domu pośrodku lasu. Zupa to było coś, co poprawiało nam humory, kiedy siąpił deszcz, ablo wiał przenikający do szpiku wiatr.
Zawartość drugiego termosa była też w jakimś stopniu niespodzianką. Wiedzieliśmy z bratem, że jest w nim zupa, ale jaka? Robiliśmy z tego zabawę na szlaku. Robiliśmy zakłady (obstawialiśmy szyszki, pióra i inne znalezione skarby), próbowaliśmy wyciągnąć tę informację od taty… Kiedy już tata otwierał termos, emocje były w zenicie – czy zaraz przegram ten piękny kawałek kwarcu znaleziony na szlaku bo obstawiłem pomidorową, a mój brat odgadł, że to rosół?
Po chwili wszystko było jasne. Nawet jeśli nie odgadłem to i tak byłem zachwycony. Czy może być coś piękniejszego po wędrówce niż ciepła grzybowa? Pomidorowa? Rosół? Cebulowa? Dyniowa? Mógłbym tak wymieniać w nieskończoność. Zupa dodawała nam sił i energii. Byliśmy gotowi na dalszą drogę i przygody.

 

Henryka
Gdy byłam mała, zupa całym światem mi się wydawała. Wpadałam z podwórka do domu i pytała czy już zupa gotowa. Pewnego dnia zniecierpliwiona mama odrzekła “będzie jutro”. To ja niewiele myśląc wybrałam się sama do babci (około 1km). Babcia zdziwiona, że ja przyszłam sama, zapytała czy mama mi pozwoliła, a ja na to “dałam mamie karę, bo dzisiaj nie ugotowała zupy”. Babcia zamiast mnie nakarmić, pomruczała, a mnie wzięła na rower i zawiozła do domu. A że była bardzo żartobliwa to powitała mamę słowami “zupy nie gotujesz, dziecka nie pilnujesz, to co ty robisz?!”. Przecież gotuję kapuśniak, jej ulubiony, tylko mam dosyć tego dopytywania, zupa i kiedy, i jaka, i tak codziennie. Uśmiały się i nazwały mnie kapuśniaczkiem, na co z kolei złościłam się ja, gdy podrosłam. Ale sentyment do zup pozostał a szczególnie do kapusniaku.

 

Zwycięzcom serdecznie gratuluję – skontaktuję się z Wami mailowo w sprawie danych do wysyłki nagród! :)

A kolejny konkurs już w środę! :) 

 

  • Gratulacje!

  • Henryka

    cieszę sie i gratuluję Wszystkim!

  • Renata D.

    Gratulacje dla zwycięzców! Dziękuję za miłą zabawę.