zaglądam w garnki… Agnieszce z bloga Studnia Smaków
Gdy otwierałam cykl wpisów, listę chętnych do zaglądania im w garnki miałam na co najmniej 10 osób (i to z samego Poznania!). Gdy jednak przyszło co do czego, blogerzy zaczęli… tchórzyć ;) Kochani, do Waszej wiadomości – zbyt mała kuchnia lub “ja nie mam co pokazać” nie są dla mnie wystarczająco dobrą wymówką! Jeśli chcecie, żebym Wam odpuściła, musicie się bardziej postarać ;) A tak serio – moje wizyty wcale nie są takie straszne! Mam nadzieję, że Dorota i Paweł, których odwiedziłam w pierwszej kolejności, a także Agnieszka, ze Studni Smaków, do której zawitałam ostatnio mogą to potwierdzić :) Nie oczekuję też wielkiego goszczenia – wystarczy mi rozmowa (jedzenie jest tylko przyjemnym dodatkiem) :) Nie bójcie się więc, zaproście mnie do siebie – pozwólcie mi zajrzeć w swoje garnki!
Tym razem wybrałam się do Agnieszki, która przywitała mnie informując o swojej kulinarnej “porażce” – nie ubiła się jej kremówka, którą planowała udekorować świeżo upieczone czekoladowe ciasto. Postanowiłam pociągnąć temat, wypytując ją o największą kulinarną wpadkę, jaka miała miejsce w jej kuchni. Agnieszka mocno i długo się zastanowiła, po to, żeby odpowiedzieć, że… chyba właśnie ta kremówka. Takich wpadek ja mogę tylko zazdrościć – u mnie w koszu lądowały całe gotowe dania, zakalce, przesolone zupy, nieudane torty… :) No cóż, to zapowiadało, że na pewno u Agnieszki będzie smacznie i co do tego nie myliłam się ani trochę! :)
Do Agnieszki zawitałam w upalny dzień, wysokie temperatury przytłumiły skrępowanie i bezczelnie poprosiłam o coś zimnego do picia. Nie spodziewałam się, że Agnieszka wyjmie z lodówki przepyszną ogórkowo-cytrynową lemoniadę. Serio, dawno nie piłam tak dobrej lemoniady! Niby nic, ale doskonale gasiło pragnienie.
W swojej kuchni Agnieszka się dopiero urządza, ale już na kuchennym parapecie zdążyła usadzić warzywno-owocowych gości, z gruszką na czele ;)
Okazało się, że Agnieszka na moje przyjście przygotowała całkiem nie małą ucztę, którą otwierało pomidorowo-paprykowe gaspacho, które jednocześnie chłodziło za sprawą swojej temperatury i grzało, dzięki sporej ilości ostrej papryki ;) Trzeba było zagryzać (z niemałą przyjemnością) czosnkowymi grzankami. Ciekawą rzeczą którą podpatrzyłam i zamierzam wykorzystać są chipsy z… pomidorowej skórki, którymi udekorowana była zupa – świetny pomysł! Podczas gdy Agnieszka serwowała zupę na stół, ja wyjrzałam na balkon, przyciągnięta widokiem za oknem – doniczką z czerwieniącymi się poziomkami. Och, jak ja zazdroszczę! Mój krzaczek poziomkowy nawet nie zechciał wyrosnąć, a co dopiero mówić o owocach. W salonie dumnie piął się także krzew pomidorów, ozdobiony pięknymi czerwonymi kuleczkami :) Chciałabym bardzo, żeby kiedyś i mi coś tak ładnie urosło i zaowocowało, ale przy moich dwóch demonach zniszczenia na czterech łapach, każda zawartość doniczki ulega dewastacji. Mężczyzna nie daje mi spokoju, przypominając o tym, ze najwyższa pora sprzątnąć to ziołowe cmentarzysko, które pozostało na moim balkonie (wiem, że ma rację, ale robi mi się smutno na samą myśl)…
Podczas pałaszowania zupki, zaczęłyśmy rozmawiać na temat kucharzy, gotowania i książek kucharskich. Zaglądając do szafki z książkami Agnieszki ze zdziwieniem odkryłam, że nie znam absolutnie żadnej z nich (a to się raczej rzadko zdarza ;)). W szafkach Agi znalazłam też francuskie filiżanki przywiezione z wycieczki (reszta kulinarnych pamiątek z różnych zakątków Europy już dawno została zjedzona), kilka pyszności sprowadzonych z USA i przeurocze babeczkowe sztućce Niestety zapomniałam zapytać o ich historię, a sama Aga była raczej mało rozgadana – taki typ ;)
Jak zawsze, na zaglądanie w garnki nie przyszłam z pustymi rękoma. Towarzyszyła mi paczuszka z pysznościami od Luks Pomady oraz Czekolad Zotter. W ramach deseru rozpracowałyśmy więc czekoladę o smaku… szampana :) W paczce znalazła jeszcze m.in. taką o smaku czerwonego wina (i kilka innych – ciekawa jestem, która będzie jej smakować najbardziej)
Porzeczkowa konfitura od Luks Pomady okazała się być doskonałym zamiennikiem nieudanej bitej śmietany – komponowała się absolutnie doskonale, z absolutnie doskonałym czekoladowym ciastem, bez mąki za to z mielonymi orzechami włoskimi. Całości dopełniały świeże borówki i maliny. Mniam!
Od Agnieszki wyszłam baaardzo najedzona i uszczęśliwiona – było pyszne i bardzo miło :)