wyjadaczki na tropie – Stragan Kawiarnia
Po raz drugi ruszyłyśmy z Dorotą na poszukiwania wyjątkowego smaku i klimatu. Tym razem nogi poniosły nas do otwartej w te wakacje kawiarni Stragan, na ulicy Ratajczaka w Poznaniu. Słyszałam o niej w kilku źródłach, czytywałam na blogach, oglądałam fotki wrzucane na Instagrama przez znajomych – stwierdziłam, że muszę obadać :) Poniżej przeczytacie moją opinię, ale jeśli chcecie usłyszeć co do powiedzenia ma inne źródło, zajrzyjcie koniecznie na bloga kuchenneszaleństwa.pl!
Gdy już odnalazłam Kawiarnię (najpierw minęłam ją dwa razy chodząc w tę i z powrotem ;) ) i wpakowałam się do środka, zdziwiona zauważyłam, że jestem w niej sama, bo Dorota miała dopiero dotrzeć. Nie krępując się więc zamówiłam kawę (do czego wrócę za chwilę) i wyjęłam aparat z pytaniem czy mogę zrobić kilka zdjęć. Już na wstępie zostałam więc przejrzana i zidentyfikowana jako blogerka :) Skoro nie było już jak dłużej udawać, wdałam się w pogawędkę z przesympatycznym Panem Baristą, podpytałam trochę o samą kawiarnię i dotychczasowe recenzje na blogach – ponoć same pozytywne. I zapewniam – ta nie będzie inna :)
Od kawy zaczynając – nie jestem kawoszką. Prawdę mówiąc nie znam się na kawie wcale i zwykle bezczeszczę ją dużą ilością cukru i mleka. Tym razem jednak postanowiłam zaufać profesjonaliście i pozwoliłam przygotować sobie Dripa – taką kawę parzoną w specjalny sposób (dla mnie równy z czarną magią), którą pije się bez wszystkich tych dodatków. No wiecie, wspominałam już że nie jestem kawoszką? ;) No więc nie będę się na jej temat długo rozwlekać bo wypiłam i tyle :) Jak ktoś się zna bardziej, to może powie czy lepsza czy gorsza niż gdzie indziej. Dla mnie najlepsze miało jednak dopiero nadejść :)
Ale w międzyczasie nadeszła też Dorota :) Wspólnie więc zamówiłyśmy po burgerze i piwie – dla mnie bananowe, dla Doroty grejpfrutowe. I zdziwienie pierwsze – bananowe piwo (konkretnie Cornelius), wbrew oczekiwaniom, jest GENIALNE! Oficjalnie stało się ono moim ulubionym piwem! A Stragan zostanie przeze mnie zapamiętany jako miejsce, w którymi piłam je po raz pierwszy :)
W brzuchach nie burczało nam zbyt długo, bo burgery szybciutko trafiły na nasz stolik. Ach, jak pięknie się prezentowały! Ale wygląd to nie wszystko. Musicie wiedzieć, że jeśli o burgery chodzi to jestem wybredna i wymagająca, dlatego poprzeczka postawiona była bardzo wysoko. Jak dotąd w Poznaniu były tylko trzy miejsca z burgerami, które z czystym sumieniem polecałam: Food Patrol – moja miłość absolutna bo burgery nie tylko genialne w smaku, Burger House, który konkurował z Food Patrolem smakiem, ale niestety nie ceną i Whiskey in the Jar – burgery absolutnie wspaniałe, ale cena taka, że chyba na następnego pozwolę sobie dopiero na urodziny. I prawdę mówiąc myślałam, że tej trójce nic już nie dorówna. Wizyta w Straganie jednak zmieniła moje myślenie – ogłaszam oficjalnie, że Stragan jako czwarty trafił na moją listę miejsc z IDEALNYMI burgerami! Co więcej ceną konkurują z Food Patrolem, a dodatkowo zapewniają ciepłe i przytulne miejsce do siedzenia :) Chyba Food Patrol pójdzie w odstawkę, przynajmniej na czas zimowy ;)
A skoro już o ciepłym i przytulnym miejscu wspomniałam, to pora zwrócić uwagę na wygląd knajpki. Jest fajnie. Jasno. Niby miejsca nie dużo, ale jakoś tak przestronnie – może dlatego, że byłyśmy prawie same (w międzyczasie dotarła 1 osoba). Trochę hipstersko, ale ja lubię hipsterskie miejsca :) Na blacie stoją różne sprzęty do parzenia kawy, na których się zupełnie nie znam i słoje z ciasteczkami.
Jedną ze ścian zdobią puste opakowania po kawie, druga jest z mojej ukochanej gołej cegły :) Całość robi bardzo fajne wrażenie. Do tego jest czysto i świeżo. No nie ma się do czego doczepić! Wciąż jednak zastanawiałam się jak wygląda to miejsce gdy ludzi jest więcej – nie wyobrażam sobie przyjść tam w gronie większym niż 3 osoby (4 to przy tamtejszych stolikach tłok), a gdy wszystkie stoliki są zajęte to i w dwójkę trudno o odrobinę prywatności.
Obsługa, jak już wspomniałam – przemiła :) Serdecznie pozdrawiam (bo mam nadzieję, że czytacie :)). Spotkamy się pewnie jeszcze nie raz, bo mam zamiar wracać. I na pewno przyprowadzę do Was na burgera mojego mężczyznę – jest równym burgerożercą co ja :)
Ps. Gdy szłam do Straganu byłam świeżo po przeokropnej rozmowie, która popsuła mi humor, wprawiając mnie w paskudny nastrój. Ze Straganu wychodziłam jednak uśmiechnięta i zadowolona. Wciąż się zastanawiam – to zasługa bananowego piwa, doskonałego kawałka wołowiny, towarzystwa Doroty czy jakiejś magii…? ;)
Wyniki (w skali 1-10):
Jedzenie – 9 (nie wiem czy burgery mogą być lepsze, ale 10 zostawiam dla tego jedynego ;))
Wystrój – 8
Obsługa – 10
Jakość do ceny – 10
Ogólne wrażenie – 10