wyjadaczki na tropie – Pyšná Chalupa
Od czego by tu zacząć? Może od tego, że już od dawna przymierzam się do tego, by bloga trochę urozmaicić i skupić się nie tylko na przepisach. Dlatego gdy Dorota z bloga Kuchenne Szaleństwa zaproponowała stworzenie wspólnego cyklu, w którym wspólnie chodziłybyśmy objadać (i opijać ;)) się po knajpach, a potem to recenzowały wydało mi się to świetnym pomysłem. Jak możecie się spodziewać, większość recenzowanych przez nas miejsc będzie z Poznania, ale nie martwcie się, nie tylko – zamierzamy zawojować całą Polskę ;) Nazwałyśmy się “Wyjadaczkami na tropie” – tropimy dobry smak, doskonały klimat i (restauracje, drżyjcie!) wytropimy też restauracje, które lepiej omijać szerokim łukiem.
Gdy ruszyłyśmy na nasze pierwsze poszukiwania, nie miałyśmy w planach żadnego konkretnego miejsca. Pokręciłyśmy się trochę, aż naszą uwagę przykuła nowo otworzona czeska restauracja – Pyšná Chalupa. Restauracja mieści się na rogu Starego Rynku – ja to miejsce pamiętam z czasów dawnego Siouxa. A taka lokalizacja zobowiązuje! Od pani kelnerki zdołałyśmy się dowiedzieć, że otwarci są dopiero tydzień. Z jednej strony miało to sens – nie widziałam ich wcześniej. Z drugiej, wnętrze wyglądało już na mocno wyeksploatowane, podobnie jak sztućce czy… toaleta, w której straszyła resztka papieru na rolce, brakowało suszarki (lub ręczników) oraz lustra i zacinała się spłuczka. Ops.
Ponieważ uwielbiam czeską kuchnię, a także cały klimat wokół niej, rozglądałam się po restauracji poszukując czegoś, na czym można by zawiesić oko. Przede wszystkim dziwiło mnie że ta “czeska chałupa” przypomina bardziej połączenie stodoły (co sugerować mogłyby rzucone pod sufitem kostki siana) z werandą… wewnątrz budynku. Wypatrzyłam retro plakat z ciężarówką Pilsnera – najciekawszy element wystroju, a potem niestety – sztuczne, plastikowe rośliny, niedomalowany sufit i generalnie nieciekawą całość.
Ale pora zamawiać. Przeglądając menu miałam mieszane uczucia. W tym momencie Pyšná Chalupa zebrała kilka plusów – po pierwsze, na pierwszej stronie była informacja, że serwują piwo na cztery tradycyjne sposoby. Obie z Dorotą zdecydowałyśmy się na Mliko – to najbardziej charakterystyczny dla Czech sposób serwowania piwa, polegający na tym, że w kuflu znajduje się sama piana.
Po drugie, w menu znajdowało się kilka pozycji, na które bardzo liczyłam, jak choćby moje ukochane knedliki. Niestety ten plus jest zaraz obok konkretnego minusa – co to za “czeska restauracja” w której serwują np. krewetki lub inne cuda i dziwy, zupełnie nie pasujące do czeskiej kuchni? Nic to. Nie zrażamy się. Zamawiamy.
Dla mnie zupa grzybowa. Dla Doroty smażony ser w panierce. Wraca pan kelner niosąc… dwie zupy. Zwracamy uwagę, że nie tak brzmiało nasze zamówienie. Grzecznie przeprasza i wraca do kuchni wymienić jedną zupę na ser. Tak więc ja już zajadam, podczas gdy Dorota czeka na swoje zamówienie. Zupa jest ok. Szału ni ma, ale czepiać się nie będę. Porcja duża, serwowana w sporym garnuszku. Nie dałam rady zjeść całej – znudziło mi się machanie łyżką, poza tym chciałam zostawić sobie trochę miejsca na drugie danie. W końcu dociera ser zamówiony przez Dorotę. Ponownie – ok, ale znów dupy nie urywa. Wręcz prosi się o porządne przyprawienie. A gruba panierka solidnie trzeszczy w zębach.
Pora na drugie danie – dla mnie knedliczki z pieczenią i modrą kapustą, dla Doroty gulasz wieprzowy z knedliczkami. Tym razem dania docierają zgodnie z zamówieniem. Porcje są ogromne, zwłaszcza jak na niewygórowaną cenę, więc restauracja zdobywa plusa. Dekoracja z sałaty i kiełków to kwestia gustu ;) Do nas nie przemawia…
Pierwszy kęs i… tego nie da się zjeść. Uprzejmie wołam kelnerkę mówiąc, że moje danie jest absolutnie przesolone i po prostu niejadalne. Woła kierownika, który po chwili przychodzi, grzecznie przeprasza i… przyznaje rację, mówiąc, że sam spróbował sosu i rzeczywiście, zjeść się nie da. Oczywiście zabiera moje danie, wycofując je z zamówienia, sugerując zamówienie czegoś innego. Biorę więc bramboraka – placek ziemniaczany z kawałem mięcha w środku. Podczas gdy ja na sali słucham jak tłuką mojego kotleta (!), Dorota kończy jeść swoje danie. Znów nie dane jest nam delektować się posiłkiem wspólnie. Jak wrażenia? O tym poczytajcie u niej!
W końcu dociera moje danie. Z bólem serca mówiąc – moim zdaniem niezbyt smaczne. Placek ziemniaczany wokół koleta jak na mój gust słabo przyprawiony i trochę jakby rozciapany. Sam kotlet też nie ma w sobie nic ciekawego. Najbardziej ze wszystkiego smakowała mi modra kapusta… do czasu. Pod koniec jedzenia znalazłam w kapuście długi, blond włos!
Naszą rozmowę przy stoliku na ten temat usłyszał przechodzący obok kelner, który zainteresował się co się stało, ale stwierdził, że w kuchni żadnych blondynek nie ma. Talerz oczywiście zabrał, niemniej już bez propozycji żadnej rekompensaty. Trudno, w końcu, ponoć zgodnie z restauracyjnymi zwyczajami danie na wpół zjedzone już reklamacji nie podlega, więc zmęczona dotychczasowymi przeprawami z odsyłaniem dań do kuchni, nie mam siły na dyskusję.
Pora płacić i się zbierać. Podsumujmy:
Średniawa zupa grzybowa – 9,90 zł
Mliko w kuflu czyli Pilsner – 9 zł (tutaj warto dodać, że choć kufel jest pełnowymiarowy, to jak już w spomniałam Mliko to sama piana, czyli włącznie zamiast 500 ml piwa jest go może 250 ml)
Kiepski bramborak z blond włosem – 15 zł (dziwne o tyle, że pani kelnerka przy składaniu zamówienia na bramboraka wspomniała coś o 50% zniżce… zniżki nie było najwyraźniej, a ja przeoczyłam i przypomniałam sobie o tym dopiero pisząc tę recenzję)
Przesolone knedliki z pieczenią – (na całe szczęście) 0 zł, zabrane do kuchni po pierwszym kęsie
Łącznie – 33,90 zł
Chyba nie muszę mówić nic więcej. Ja do Pyšnej Chalupy nie wrócę już z pewnością i nikomu też tej restauracji nie polecę. Dla właścicieli mam jednak radę, bez złośliwości i od serca – jeśli chcecie by ta restauracja przetrwała na wymagającym poznańskim rynku, w pierwszej kolejności popracujcie nad załogą w kuchni. To najsłabsze ogniwo. Bo o ile potrafię wybaczyć kelnerowi pomyłkę w zamówieniu (o to na prawdę nie trudno) czy brak papierowych ręczników w toalecie (choć o to akurat też serdecznie radzę zadbać) o tyle słabego jedzenia w restauracji nie wybaczam nigdy.
Chcę być jednak fair i wspomnę o tym, co na swój sposób miło mnie zaskoczyło – wychodząc z restauracji zostawiłyśmy z Dorotą nasze wizytówki. Do Doroty wieczorem zadzwoniła właścicielka restauracji przepraszając za zaistniałą sytuację. Takie zachowanie jest jak najbardziej godne pochwały, bo przyznanie się do błędu nigdy nie jest łatwą sprawą.
A miłośnikom czeskiej kuchni zdecydowanie bardziej polecam (bez)konkurencyjną Ceską Hospodę – tam jedzenie, wystrój i klimat są na medal!
Wyniki (w skali 1-10):
Jedzenie – 3
Wystrój – 3
Obsługa – 6
Jakość do ceny – 3
Ogólne wrażenie – 2
-
od-kuchni
-
tym
-
-
Szymon
-
Asia
-
Smak Poznania
-
fio