wyjadaczki na tropie – Morocco Restaurant

Dawno nie było żadnego wpisu z serii wyjadaczek, prawda? Pora nadrobić trochę zaległości. Zwłaszcza, że w mieście otworzyło się kilka nowych lokali! Jednym z nich jest zupełna świeżynka – Morocco Restaurant – otwarta zaledwie trzy tygodnie temu. Wybrałyśmy się tam z Dorotą z Kuchennych Szaleństw w nadziei na iście marokańską ucztę, bo w końcu taka nazwa zobowiązuje!

DSC_2020

Pierwsza fala niepewności przyszła już po przekroczeniu progu niebieskich drzwi, gdyż w pierwszej chwili nie odczułam zapowiadanego marokańskiego klimatu – wnętrze lokalu nie do końca zgadzało się z moją wizją Maroko.

DSC_2022

Ale, ale! Przecież na Facebooku widziałyśmy wyraźnie – gdzieś tu muszą być niskie stoliki, marokańskie pufy, kolorowe dywany i ściany pomalowane na niebiesko! (Tu należy sobie zadać pytanie – a co, jak klient nie widział wcześniej na Facebooku?) A i owszem – pani kelnerka skierowała nas ku piwnicy, a tam czekał na nas zupełnie inny świat! Maroko!

DSC_1992

No dobra, może nie takie w 100%, bo zabrakło dbałości o detale – ze ścian trochę straszyły białe kaloryfery, a obok drewnianych stolików znalazło się kilka takich ze sklejki wprost z IKEA. No ale nie czepiając się – klimat i tak był milion razy lepszy niż ten piętro wyżej! Jeśli o wystroju mowa to najbardziej zauroczyły mnie przyprawniki w postaci małych tadżinów i kolorowe pufy wypychane sianem.

DSC_1997

Ale to, co na prawdę podbiło moje serce, to że przy wejściu do piwnicy zostałyśmy poproszone o… zdjęcie butów! :) Pamiętajcie więc, że jeśli wybieracie się do Morocco, warto mieć na stopach ładne skarpetki ;) Moje ładne nie były, ale chociaż nie dziurawe ;)

DSC_1995

Pora zamawiać (i ocenić menu). W menu znalazły się cztery wersje tadżinu, mrouzia – odświętne danie kuchni marokańskiej oraz berber whiskey czyli tradycyjna, słodka miętowa herbata (szkoda tylko, że w menu nie ma tego wyjaśnienia). Jeśli już o napojach mowa, to jakkolwiek rozumiem obecność wina, piwa i słodkich napojów gazowanych o tyle uważam, że już np. drinki mogłyby być bardziej orientalne niż mohito, tequila sunrise czy long island… Jednym słowem – menu należałoby raz jeszcze, gruntownie przemyśleć, no bo albo Morocco, albo nie. Na razie jest takie ni przypiął, ni przyłatał.

Ja z moim zamówieniem trafiłam mimo wszystko nie najgorzej, ale Dorota nie miała tyle szczęścia. Jej relację znajdziecie na blogu Kuchenne Szaleństwa. W moje ręce natomiast wpadł tadżin wołowy i paczuszki z ciasta filo z pomarańczą i migdałami. O tym pierwszym niewiele mogę powiedzieć, poza tym, że było ok. Tak po prostu ok, jak dobry gulasz, gotowany w domu. Nie wyczułam w nim niestety obiecywanych nut kiszonych cytryn ani szafranu, ani też duszy Maroko. Plusem było to, że gulasz podany był w prawdziwym tadżinie, ale nie dane nam było długo nacieszyć nim oczu, bo pani kelnerka tadżinowe czapeczki od razu zabiera i na stole pozostaje sam talerz. Cena? 28 zł – sama w sobie byłaby przyzwoita (gdybym dostała to czego oczekiwałam), ale porcja okazała się dość mała, a w rzeczywistości było to kilka kawałków wołowiny z warzywami, więc w tych okolicznościach cena była mocno zawyżona.

DSC_2005

Deser był za to spory – 3 solidne sakiewki z ciasta filo, wypełnione marcepanem i filetowaną pomarańczą, smażone w głębokim oleju i podawane z miodem i migdałami. Całkiem smaczny i bardzo bardzo sycący. Cena 14 zł za porcję jest jak najbardziej adekwatna. Niestety znów nie poczułam się przeniesiona duchem do orientalnych stron świata… :(

DSC_2010

Do jedzenia zamówiłyśmy wino, które zostało podane w bardzo niepraktycznej karafce – musiałyśmy się nieźle gimnastykować przy stole, żeby sobie je przelać do kieliszków. Na plus zasłużyły jednak piękne talerze i miseczki, w jakich serwowane było jedzenie.

Gdybym na koniec mogła w kilku punktach udzielić paru rad właścicielom, sprawa była by prosta: dajcie więcej Maroko w Morocco! Górę restauracji przeróbcie w takim samym stylu jak piwnicę, przemyślcie gruntownie menu, nie szczędźcie orientalnych przypraw i zadbajcie o detale – wtedy z przyjemnością będą do Was wracać!

Restauracji na pewno nie przekreślam – być może wrócę tam za kilka miesięcy zobaczyć czy coś się zmieniło i poprawiło. A mam nadzieję, że tak będzie, bo inaczej obawiam się, że Morocco szybko zniknie z gastronomicznej mapy Poznania. A szkoda, bo marzyłam o tym, żeby mieć pod nosem odrobinę orientalnego świata :)

Podsumowując (w skali 1-10):

Jedzenie – 6

Wystrój – piwnica: 8, parter: 4

Obsługa – 9

Jakość do ceny – 6

Ogólne wrażenie – 6

  • Piotr

    Pani Mario Banach,

    Uporaliśmy się wreszcie z żoną z wywróconą do góry nogami
    codziennością, w związku z narodzinami naszej córki, i nadrabiamy światłowodowe
    zaległości.

    Wszedłem właśnie na http://www.gruszkazfartuszka.pl
    i przeczytałem opinię Pani na temat naszej restauracji. Zacznę od kwestii
    formalno-prawnej. Na jakiej podstawie zamieściły Panie zdjęcia wnętrza lokalu i
    potraw (w tadżinie wołowym inaczej ułożone są składniki!)? Ani ja, ani moja
    żona nie wyraziliśmy zgody na publikowanie zdjęć naszej własności materialnej i
    intelektualnej. Jest to niezgodne z prawem i stoi w sprzeczności z KPC . Odnosząc
    się dalej do wybranych uwag:

    – „Smutne wnętrze dawnego speluniastego pubu” – Jest to
    określenie obraźliwe, czysto subiektywne lecz obiektywnie godzące w nasze
    interesy.

    – „zdobione obrusy na stołach. Marokański klimat?” – Te obrusy
    pochodzą z Fez, legendarnego centrum marokańskiego rękodzielnictwa. Materiały
    te wykonał marokański tkacz w swoim warsztacie na obrzeżach medyny, który
    dostaje regularne zlecenia na obrusy, serwety i zasłony od tamtejszych
    restauratorów.

    – „a co, jak klient nie widział wcześniej na Facebooku?” Pomijam składnię (!), ale klienci są w
    monopolowym, w restauracji są goście !

    – „Nie jestem specjalistką jeśli o marokańską kuchnię
    chodzi,” – Jeżeli nie jest Pani specjalistką
    w sprawach marokańskiej kuchni, to ocenianie marokańskiego menu na publicznym
    blogu zakrawa o skrajną hipokryzję.

    – „ale chyba ser halloumi, czekoladowy fondant z lodami śmietankowymi, krewetki na makaronie
    ryżowym – to nie do końca smaki tego kraju?”. Add. ser halloumi – jest składnikiem wielu
    marokańskich dań (http://www.atelierdeschefs.co.uk/en/recipe/23373-moroccan-spiced-halloumi-cheese-with-saffron-cous-cous-and-pomegranate-dressing.php,
    http://www.foodandwine.com/recipes/moroccan-spiced-lamb-patties-with-peppers-and-halloumi),
    add. fondant – jest naleciałością francuską z czasów protektoratu, tak jak
    bagietki pszenne powszechne w całym Maroko (http://pl.wikipedia.org/wiki/Maroko_Francuskie),
    add.krewetki na makaronie – proszę postudiować historię północnych miast
    Maroko, tych leżących w basenie Morza Śródziemnego.

    – „cena była mocno zawyżona.” – 28 pln za tadżin wołowy
    w glinianym naczyniu, który przygotowujemy kilka godzin – jeżeli jest to za
    drogo, to sugeruję tańszą możliwość kulinarnych uciech: http://www.sphinx.pl/#stb-77.

    – „Do jedzenia zamówiłyśmy wino, które zostało podane w
    bardzo niepraktycznej karafce – musiałyśmy się nieźle gimnastykować przy stole,
    żeby sobie je przelać do kieliszków.” Moja cierpliwość osiąga zenit. Szanowna
    Pani ta „bardzo niepraktyczna karafka”, to karafka do dekantacji wina (!) https://www.google.pl/#q=karafka+do+dekantacji+wina,
    http://jakpicwino.pl/co-to-jest-dekantacja/.

    – „Górę restauracji przeróbcie w takim samym stylu jak
    piwnicę,” Ostatnio mieliśmy rezerwację dla gości 70, 80 i 90 letnich. Jak Pani sobie wyobraża
    usadzenie takowych gości na pufach ? Restauracje to nie tylko miejsca dla 20latków.

    Z poważaniem

    Piotr Lubbe

    • n.

      uu, piotruś pan rzeczywiście nie przyjmuje krytyki…. jesteś chłopie żenujący. Hipokrytą jesteś ty, nazywając siebie restauratorem i twoja nieogarnięta żonka. czytam sobie czasem twoje posty na waszym śmiesznym fanpage’u i to ty masz problemy ze składnią, interpunkcją i MÓZGIEM! żenada. daję wam czas do lata, wtedy restauracja padnie i tyle będzie z tej waszej zabawy w restauratorów! :)

  • n.

    do właścicielki bloga: wrzuć swoją recenzję na gastronautów. niech więcej osób zniechęci się do tej pseudo-restauracyjki. ludzie tacy jak on nie zasługują na sukces!!

  • nnn….

    gruszko z fartuszka: tutaj coś na takich ignorantów jak pan piotruś: http://forumprawne.org/prawo-autorskie/465972-zdjecia-z-restauracji-na-stronie-int.html

    • Drogi “N.” tudzież “nnn…” – bardzo Ci dziękuję za poparcie w tej sprawie :) Z Panem Piotrem wyjaśniliśmy już tę kwestię w korespondencji prywatnej i doszliśmy do porozumienia: recenzja na blogu pozostaje, jednak poprawiłam błędy merytoryczne dotyczące kuchni Maroko, na której rzeczywiście mało się znam. Co do wystroju – każdy jest w stanie po zdjęciach ocenić czy mój opis jest słuszny. Jedzenie? Cóż, każdy musi sam spróbować, ja dzielę się subiektywnymi odczuciami. Jedynie sprostuję zarzuty Pana Piotra: w tadżinie absolutnie nie przekładałam warzyw – tak wyglądało zaserwowane danie, a karafki do dekantacji dobrze znam, ale i one mogą być bardziej lub mniej wygodne w użyciu. Przez grzeczność nie będę się publicznie odnosić do kolejnych przytyków Pana Restauratora, bo nie jest moim celem wywołanie burzy. Jedno co mnie niezmiennie dziwi, to że tak negatywna reakcja była skutkiem… pozytywnej recenzji. Temat jednak uważam za zakończony. A czy do Morocco jeszcze kiedyś wrócę…? No cóż, chyba oczywistym jest, że już nie. Choć pierwotnie miałam taki zamiar, to obecnie nie czułabym się dobrze odwiedzając restaurację, której właściciel mnie nie szanuje i obraża.

      • n.

        nie ma za co. bloger blogera zawsze wesprze. a w międzyczasie mógłbym poprosić o usunięcie wszystkich moich postów, jako że musiałem dać upust moim emocjom. powodzenia w prowadzeniu bloga, bardzo dobrze się ciebie czyta.

  • ona

    Nawet nie wiecie ile zachodu i pieniedzy kosztuje otwarcie restauracji.. Kazda sie zmienia, polepsza, zaloga sie dociera etc. a szanowna Pani szybko i niedokonca przemyslanie pisze i czyni szkody.

    • Ciekawe… Czynię szkody tym, że napisałam pozytywną recenzję? Tym, że powiedziałam, że mi nie podoba mi się wystrój górnej części restauracji, ale za to jestem zachwycona piwnicą? Czy może tym, że zrobiłam zdjęcie dania, które mi zaserwowano (teoretycznie wizytówki lokalu) i zostałam posądzona o to, że coś przy nim majstrowałam, bo “w tadżinie wołowym inaczej ułożone są składniki”?
      Oczywiście, że wiem ile zachodu i pieniędzy kosztuje otwarcie restauracji, dlatego podzieliłam się z właścicielami moją opinią – nie złośliwą, lecz pełną nadziei, że parę drobnych niedociągnięć zostanie poprawionych. Każdy może zweryfikować to sam, ja niestety po tym, jak w komentarzu zamieszczonym przez właściciela lokalu zostałam obrażona (przeczytać go można powyżej), moja noga tam więcej nie postanie. Restauracja to nie tylko jedzenie, to także to jak traktuje się klientów.

  • syl

    Po przeczytaniu wg mnie pozytywnej recenzji na blogu naprawdę miałam zamiar wybrać się do Marocco chociażby w ramach Culinary Fest. Na nieszczęście właściciela restauracji przeczytałam powyższy komentarz. Oburzające są komentarze właścicieli restauracji pod subiektywnymi recenzjami blogerów i wdawanie się w potyczki słowne. Jeżeli restauracja jest dobra i warta uwagi to obroni się sama, a recenzje są zawsze pozytywne i negatywne, nie dogodzi się każdemu. Postanowiłam sprawdzić fanpage Marocco Restaurant na fb , ponieważ zaciekawiło mnie czy pan Piotr każdej osobie wydającej niepochlebne komentarze nt restauracji odpisuje obraźliwie i co zobaczyłam – komentarze i oceny zablokowane!!! Nie mam zaufania do tego typu miejsc i przykro mi to stwierdzić, ale po przeczytaniu komentarza właściciela nigdy nie wybrałabym się do tego miejsca.

    • Syl, mam nadzieję, że więcej osób, tak jak Ty, dociera do komentarzy :)

    • wit

      jako były znajomy państwa właścicieli mogę powiedzieć, że komentarze na profilu facebookowym owszem, były, ale w wyniku dużej ilości opinii negatywnych, piotrek usunął możliwość komentowania… czy muszę pisać więcej??