Ugoszczeni jak królowie w Restauracji Estella

Och, jak ja lubię być blogerką! Kiedy zakładałam tego bloga nie marzyłam nawet o tym, co okazało się z blogowaniem wiązać: poznawaniem wspaniałych ludzi, bywaniem na niezwykle ciekawych konferencjach i spotkaniach i otrzymywaniem nieoczekiwanych prezentów. Te ostatnie cieszą najbardziej, gdy nie kryje się za nimi żadne żądanie, wymóg wzajemności itp. I tak właśnie było z zaproszeniem do poznańskiej restauracji Estella :)

Pewnego dnia dostałam wiadomość, że wraz z przyjaciółmi jesteśmy zaproszeni na przedświąteczną kolację. W końcu zbliżające się święta to czas celebracji także spotkań ze znajomymi. Mogliśmy przyjść w wybranym przez nas terminie, w wybranej liczbie osób. Ponieważ jestem zwolenniczką małych i skromnych spotkań, postanowiłam nie nadużywać gościnności restauracji i na kolację zabrałam ze sobą ukochanego Mężczyznę i dwoje znajomych: Karolinę i Damiana.

DSC_0835

Na miejscu czekał na nas pięknie nakryty stół, niewielkie upominki dla każdego z nas: pyszne ciasteczko w otoczeniu świątecznych ozdób i personalizowane menu, ułożone przez Szefa Kuchni.

DSC_0838

A w menu same dobra! Dlatego długo wybieraliśmy, nie mogąc się zdecydować, aż w końcu… zapytaliśmy czy możemy prosić o wersje degustacyjne :) Okazało się, że nie był to duży problem (a jeśli był, to nikt nie dał nam tego odczuć – Pani Kelnerka była przemiła, uśmiechnięta i troszcząca się o nasze zadowolenie) i na nasz stół zaczęły kolejno przychodzić kolejne wspaniałości.

DSC_0840

Zaczęliśmy przystawkami. Ja i Mężczyzna wybraliśmy gorący bulion z lanymi kluseczkami z jajek i parmezanu, Karolina wybrała kremową zupę grzybową, a Damian carpaccio z łososia podawane z pannini oraz masłem czosnkowym. Jakby tego było mało do zupek podano nam tycie bułeczki (nieco większe niż groszek ptysiowy) i pyszne czosnkowe masełko.

DSC_0843

Gdy zaspokoiliśmy pierwszy głód, nadeszła kolej na dania główne (tak, tak, liczba mnoga użyta została celowo).

Ja i Karolina skusiłyśmy się na gnocchi z kremowym sosem śmietanowym, cielęciną i grzybami leśnymi – to chyba był mój faworyt z całej kolacji (chociaż nie mogę napisać, że “zdecydowanie” bo wszystko było tak pyszne, że trudno było wybrać).

DSC_0845

Panowie wybrali natomiast krewetki w pikantnym sosie, które również bardzo chwalili. Ja nie próbowałam, bo fanką owoców morza nie jestem.

DSC_0847

Następne na stole pojawiły się:

Soczysta wołowina duszona z suszonymi pomidorami, grzybami oraz winem, w towarzystwie gnocchi i szpinaku z czosnkiem. Mmmm…. rozpływające się w ustach!

Kieszonki z polędwiczek cielęcych z tradycyjną włoską szynką Crudo w sosie śmietanowo-szałwiowym z makaronem tagliatelle. Makaronu nie dałam rady już w siebie wcisnąć, ale polędwiczki cielęce – niebo w gębie! Zjadłam tak szybko, że zapomniałam zupełnie, żeby zrobić zdjęcie ;)

DSC_0850

Byliśmy blisko tego, żeby spasować i zrezygnować z deseru, ale Pani Kelnerka nas skusiła. Co prawda, po jego zjedzeniu ledwo mogłam się ruszyć z krzesła, ale było warto – czekoladowe ciasto w towarzystwie owocowego sosu i waniliowych lodów – pycha!

DSC_0852

Damian z Karoliną podzielili się za to panna cottą z sosem malinowym, ale ponieważ i my mogliśmy spróbować, mogę śmiało napisać, że również było pycha!

DSC_0854

Przyznam, że restauracja mnie bardzo pozytywnie zaskoczyła – niepozorna z zewnątrz, zachwyciła mnie smakiem serwowanych w środku dań. Jak wspomniałam na początku, wraz z zaproszeniem nie wiązała się żadna umowa. Ta recenzja to moje podziękowanie za wspaniały wieczór jaki spędziliśmy! Czy tam wrócimy? Z całą pewnością! Podbili nasze serca! Zachęcam więc i Was do odwiedzenia na żywo i wirtualnie: tutaj i tutaj. A właścicielom i obsłudze restauracji raz jeszcze dziękujemy! :)