“Makłowicz do Bikonta, Bikont do Makłowicza”

Autor: Robert Makłowicz i Piotr Bikont

Tytuł: Dialogi języka z podniebieniem. Makłowicz do Bikonta, Bikont do Makłowicza”

Liczba stron: 224

Liczba przepisów: ponad 100

Liczba zakładek “koniecznie zrobić!”: 22

Przyznam się Wam, że trochę się bałam, że znów zabraknie mi czasu i będę musiała się tłumaczyć. Ale nie. Udało się. Znalazłam chwilę i postanowiłam ją wykorzystać, na podzielenie się z wami moim książkowo-kulinarnym odkryciem.

To całkiem zabawne, bo książka wpadła w moje ręce przypadkiem. I jak to w życiu bywa, ten przypadek niezwykle mnie uszczęśliwił. Prawdopodobnie nie zwróciłabym na nią uwagi w księgarni – pff, co to za książka kucharska, w której zamiast zdjęć jedzenia są fotografie dwóch chłopów? Ano okazuje się, że całkiem dobra!


bikont makłowicz 4
Najpierw należy się słowo wyjaśnienia – Panowie Bikont i Makłowicz pisali do siebie listy na łamach tygodnika Wprost. Listy te zostały zebrane i każdy z nich opatrzony został odpowiednim przepisem, będący odzwierciedleniem (przynajmniej częściowym) treści korespondencji. Panowie korespondują sobie wesoło skacząc z tematu na temat – wspominając czasy obozów nad jeziorem, snując rozważania nad wpływem sanepidu na jakość konsumpcji w restauracjach, dywagując na temat: kawa czy herbata i tak dalej i tak dalej. Listy stanowią “pary”, a każda para dotyczy czegoś innego. W książce nie znajdziemy więc rozdziałów tematycznych, ale wyjątkowo mi to wcale nie przeszkadza. Ten brak podziału rekompensuje całkiem niezły spis treści (gdyby pominąć fakt, że niektóre nazwy nic nie mówią).

Pana Bikonta nie znam i nie kojarzę. Pana Makłowicza natomiast cenię i lubię oglądać oraz słuchać. Czytanie okazało się być równie przyjemne. Jeśli choć raz obejrzeliście program kulinarny Roberta Makłowicza, potraficie z pewnością wyobrazić sobie jego styl komunikacji z widzem – dokładnie tak samo pisze, a czytając jego listy niemalże słyszę w głowie głos, z charakterystyczną manierą mówienia każdego słowa osobno ;) Świadczy to tylko i wyłącznie o tym, jak naturalne i lekkie w odbiorze są te listy.


bikont makłowicz 3
Czytam i muszę się powstrzymywać, żeby nie wybuchnąć śmiechem np. jadąc z książką w ręku w autobusie. Listy bawią, ale w bardzo smaczny i przyjemny sposób. Bawią także podpisy pod listami, jak np. “Bikont gruby, z powodu dobrego mu się powodzenia” i w odpowiedzi “Makłowicz mało gruby choć nie wiadomo dlaczego” lub “Bikont z chrupiącą skórką, dobrze wyrośnięty” i “Czasem czerstwy Robert M.”. Ale to co bawi w szczególności to zdjęcia :) Bogdan Krężel wykonał doskonałą robotę fotografując dwóch wesołych panów w średnim wieku!


bikont makłowicz 1
Fajne w książce jest to, że obaj Panowie się nie cackają – przywołują nazwy konkretnych produktów, kawiarni czy restauracji – chwalą i krytykują na zmianę. I człowiek czyta i wie, że to autentyczne! I aż ma ochotę pójść do krakowskiej kawiarni TriBeCa na ciasto marchewkowe lub kupić sobie sos sojowy Kikkomana. To się nazywa reklama!

No dobrze, ale co z przepisami? – zapytacie. Otóż przepisy są. Są przepisy obu Panów, ale nie tylko. I to tę książkę wyróżnia na tle innych, bowiem Panowie przytaczają przepisy rodzinne, przepisy ze starych książek kucharskich, a nawet “przepisy’ z obozów harcerskich córek koleżanek ;) Jedne na poważnie, inne mniej, ale ciekawostkę kulinarną stanowią bez wątpienia wszystkie.


bikont makłowicz 2
To pierwsza książka kucharska, której wybaczam: brak apetycznych fotografii, niedopowiedzenia, niezbyt dokładne opisy… To wszystko przyćmione jest doskonałą treścią! Sięgając po tę pozycję potraktujcie ją jak dobrą lekturę, a nie podręcznik do gotowania, a gwarantuję Wam, że się Wam spodoba! :) Polecam, polecam zdecydowanie!