“Przed” i “po” czyli jakie cuda potrafi zdziałać Vella Shape III

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Doskonale pamiętam, jak kilka ładnych lat temu po raz pierwszy osiągnęłam wagę 70 kilogramów. Jak ja siebie wtedy nienawidziłam! Nie mogłam patrzeć na siebie w lustrze i wściekałam się na to jak wyglądam. Tymczasem, gdy teraz moje 70 kilogramów jest już tym co pozostało po wcześniejszych 90 kilogramach, czuję się jak druga Beyonce i mogłabym góry przenosić i na rurze tańczyć. Z jednej strony dużo na pewno robi tu perspektywa – dla wielu z Was waga 70 kg brzmi z pewnością absolutnie przerażająco i modlicie się, by nigdy tyle nie ważyć – dla mnie dziś te 70 kilogramów już jest na tyle ok, że całkiem dobrze czuję się w swojej skórze (choć oczywiście dalej kroczę dietetyczną, acz pełną zakrętów drogą, bo to przecież jeszcze nie koniec!). Druga jednak kwestia, której nie mogę pominąć to kondycja skóry. Zupełnie inaczej wygląda ciało, które jest na etapie tycia – napuchnięte, pełne wody, z cellulitem, a zupełnie inaczej to, które już ma za sobą jakiś etap chudnięcia. Oczywiście z tym też nie jest tak kolorowo – zgubione kilogramy często zostawiają po sobie pamiątkę w postaci flaczka na brzuchu, luźnej skóry tu i tam, rozstępów i tak dalej, i tak dalej…

By tego właśnie uniknąć, gdy podejmowałam na początku roku decyzję o rozpoczęciu projektu-metamorfoza, postanowiłam do współpracy zaprosić gabinet kosmetyczny Beauty Mill. Oddałam się w ich ręce i pozwoliłam się masować, ugniatać, siniaczyć, rozwałkowywać i robić inne rzeczy, w imię gładkich nóg i płaskiego brzucha :) Najpierw było 20 zabiegów bańką chińską, później 6 serii Vella Shape III na brzuch i 6 serii na uda.  Gdy pisałam Wam o tym zabiegu ostatnio, obiecałam pochwalić się efektami. Dziś nadszedł ten dzień. Bardzo proszę Was jednak o wyrozumiałość – efekt “po” to wciąż nie jest moje ostatnie słowo!

vella shape

Chcę jednak, żebyście zobaczyli ile zdziałała maszyna, którą maglowali mnie w Beauty Mill :) To co muszę jednak wyraźnie zaznaczyć, to, że w parze z zabiegami szła jednak dieta (ale nie ćwiczenia – praktycznie przez ten cały okres 12 tygodni nie ćwiczyłam, a jak już to bardzo sporadycznie). Efekt widoczny na zdjęciach jest, ale to czego Wy nie możecie zobaczyć, ale ja już jak najbardziej to to, że skóra jest dużo jędrniejsza, elastyczniejsza i… na nogach nie mam już cellulitu!!! To ostatnie uważam za cud, bo była to moja zmora, z którą nie potrafiłam sobie poradzić przez lata. W tym roku po raz pierwszy z dumą chodziłam w szortach (choć wciąż ważyłam więcej niż kiedyś)! :)

No dobrze, dość gadania, pora na zdjęcia. Trochę się wstydzę, dlatego przypominam że kampania #stopmowienieniawiści trwa ;)

Na początek brzuch – w nim straciłam w 12 tygodni 5 cm. Nie wystaje już tak, jak kiedyś, a skóra jest w dużo lepszej kondycji.

vela1 vela 3

A teraz moja większa duma – nogi. Po 3 cm w każdym udzie. No i minus cellulit. Widać? Myślę, że widać! :)

vela 2

Efekty mówią same za siebie i nie bardzo mam tutaj cokolwiek do dopowiedzenia. Możecie wierzyć mi na słowo, możecie spróbować przekonać się osobiście. Ja jestem ZACHWYCONA i naprawdę nie sądziłam, że Vella działa takie cuda. Więcej o tej machinie znajdziecie w moim poprzednim wpisie i oczywiście na stronie Beauty Mill (tam znajdziecie też cennik – uprzedzam, że nie jest to specjalnie tani zabieg, ale na pewno skuteczniejszy, niż wszystkie balsamy ujędrniające, suplementy i inne cuda, na które wydajecie pieniądze by się tego cholerstwa pozbyć) :) Gruszka approved! ;)

BEAUTYMILL_logo_CMYK-1