podstawowa zasada bycia na diecie

Lista złotych rad dotyczących odchudzania jest niezwykle długa. Zwykle rozpoczynają ją trzy znane wszystkim filary: pij wodę, jedz śniadania i jadaj regularnie. Potem można ją rozwijać w nieskończoność dorzucając kolejne punkty: na początek odpowiednie zbilansowanie posiłków, ruch, odstawienie wszystkiego co ma w sobie za dużo z tablicy Mendelejewa, później dbałość o zawartość błonnika w posiłkach, a kończąc na kuchni pięciu przemian i jedzeniu zgodnie z grupą krwi. Ale ja nie chcę pisać o nich. Dla mnie jednak żadna z tych zasad nie jest tak ważna, jak ta jedna, jedyna, absolutnie podstawowa. O niej już za chwilę.

podstawowa cover

Nie zliczę ile razy przechodziłam na dietę. Nie zliczę też ile razy ją przerywałam. Powody były różne. A to efekt był nie taki jak oczekiwałam i mi się nudziło. A to przyszły święta, dupa powiększyła się znowu o jeden rozmiar i stwierdzałam, że to nie ma sensu. A to jakiś wyjazd utrudnił mi przestrzegania diety, a po powrocie byłam już tak wybita z rytmu, że mi się nie chciało na dietę wracać. A to po prostu dopadł mnie syndrom Pac-Mana, pochłonęłam pół lodówki, zapiłam litrem Coli, aby na koniec usiąść przed lustrem i rozryczeć się na widok własnej beznadziejności i stwierdzić, że “znowu mi nie wyszło, to koniec”. Nie ważna była przyczyna, dla której przerywałam dietę, ważne było to, że… ją przerywałam. Ciach! Szast, prast i dni, tygodnie, a czasami nawet miesiące pracy szły w zapomnienie. Powód był zawsze banalny, a konsekwencje ogromne.

Ostatni miesiąc pod względem diety nie był dla mnie łatwy. Przeprowadzka. Wyjazd. Wakacje. Spotkania. Dużo pracy. Brak czasu. Upał. Brak chęci. Kiepskie samopoczucie. Jednym słowem dieta i ćwiczenia praktycznie poszły w odstawkę. Niby się trochę starałam, niby uważałam żeby nie przegiąć, ale wlatujące od czasu do czasu pizze, hamburgerki i lody nagle znów stały się czymś, co wpadało mi do żołądka mimochodem. Mam wybitne szczęście, bo mój organizm okazał się być dla mnie łaskawy – podkręcony metabolizm nie pozwolił mi przytyć, zabiegi Vela Shape działają z opóźnieniem, więc obwody tu i tam nawet mi trochę spadły, ale moje samopoczucie…? Oj, z tym już gorzej.

W poniedziałek skończyły się wymówki. Skończyły się wyjazdy, skończyła się przeprowadzka, czasu też jest jakby trochę więcej. Zapisałam się więc na lekcje tańca jazzowego i wróciłam do jedzenia zgodnie z jadłospisem. I gdy dziś stanęłam przed lustrem, nagle mnie uderzyło. Coś się zmieniło. Coś jest inaczej. Coś ZADZIAŁAŁO i tym razem nie rżnęłam wszystkiego w cholerę. Parę godzin temu nie wiedziałam jeszcze co. Ale już wiem – odkryłam podstawową zasadę odchudzania się. I jakkolwiek banalna by ona nie była, to wierzcie mi, jest najważniejsza i najskuteczniejsza. Oto ona:

główna zasada diety

Wydrukujcie i powieście na lodówce. I nigdy o tym nie zapomnijcie! :)

  • Wiola W.

    O to to! ;-)

  • Natalia

    Nie masz pojęcia jak dobrze Cię rozumiem :) Już tyle razy było dobrze, dobrze, ale potem było COŚ i wszystko na co tak trudno pracowałam poszło w cholerę i boczki się szybko na nowo zaokrąglały :( Teraz powoli pracuję, żeby na pewno nie było gorzej, a jedynie lepiej. Ewentualnie stabilnie :) Trzymam za Ciebie kciuki tak BTW :)

  • Kasia Bolek

    chyba, faktycznie sobie to wydrukuję i powieszę na lodówce…pociążowy powrót do formy czas zacząć, a tu jakiś wysyp imprez pełnych niezdrowego jedzenia przede mną :)