nie widzę co jem! czyli wizyta w Dark Restaurant
Dzięki Monice z bloga Pin up Cooking Looking miałam przyjemność brać w najbardziej niezwykłym doświadczeniu kulinarnym jakie przeżyłam do tej pory :) Monika bowiem zagadała, zakombinowała i załatwiła nam, blogerom kulinarnym z Poznania zaproszenie do restauracji “Dark Restaurant”. Co takiego wyjątkowego jest w tej restauracji? Otóż, jedzenie w niej wygląda tak:
Nie, nie. Nie czekajcie na załadowanie się zdjęcia. Ta ciemność, którą widzicie najlepiej oddaje klimat, w jakim przyszło nam spożywać obiad. Ale od początku :)
Dark Restaurant to restauracja jedyna w swoim rodzaju. A w każdym razie jedyna w Polsce i bodajże 17-ta na świecie. Wygląda to tak: przychodzicie, wypełniacie krótki formularz dotyczący tego, czego nie jecie lub na co macie uczulenie, a następnie musicie zaufać kelnerowi, którego łapiecie za ramie, a on prowadzi Was w ciemność totalną. Na sali nie pali się najmniejsze światełko – ręka wyciągnięta przed twarzą jest niezauważalna. Nie widać konturów, nie widać przebłysków, nie widać nic. Jedyny jasny punkt w mroku to niewielka lampka noktowizora, w który ubrany jest kelner. I nic poza tym. Co więcej – oczywiście przy nakryciu leżą sztućce, ale nikt z nich nie korzysta, wszyscy jedzą rękami!
To pierwsza rzecz, jaka wyróżnia restaurację. Druga, to taka, że nie ma w nich menu – po wypełnieniu formularza nie macie już wpływu na to, co trafi na Wasze talerze. Jedyna decyzja jaką jeszcze musicie podjąć to czy decydujecie się na “mood food” czyli dania, które z definicji mają poprawić Wam nastrój czy na “bizzare food” czyli wszystkie dziwactwa świata (tak, tak, pozwólcie poszaleć wyobraźni…). Nim jednak się wzdrygniecie, przeczytajcie ten wpis do końca :)
Spotkaliśmy się sporym gronem (zapomniałam policzyć, ale było nas chyba około 12? 14?) i 6 osób zdecydowało się na “bizara”. Ja jestem tchórzem, do tego strasznie wybrednym, więc za nic w świecie nie zdecydowałabym się na bizzare food. Niemniej gdy już przyprowadzili nas do naszego ciemnego stolika i na stół wjechały pierwsze dania, zaczęłam nasłuchiwać tych odważniejszych. “O! Mam smażony parmezan!”, “Eee, tam, zwykły pasztet z wątróbki…”, “A bllleee! To śliskie jest!… A, nie, to tylko banan…”. Czekałam, czekałam i nie doczekałam się żadnego przełomowego odkrycia na talerzach z “bizarem”. Odkrycie nadeszło dopiero po kolacji, gdy pan kucharz powiedział nam co właściwie zajadali :) Coś co było zidentyfikowane jako “smażony parmezan” okazało się jakimś gatunkiem robaczków, “zwykły pasztet z wątróbki” był pasztetem z móżdżkiem bodajże świńskim, mięsny farsz w pierogach był z ogona wołowego a polany był sosem z krwi, do tego był banan z czosnkiem, jajko sous-vide i kto wie co jeszcze! I, co najśmieszniejsze, wszyscy stwierdzili, że to było po prostu smaczne. Ja, jako że wybrałam mniej hard-core’owy zestaw dostałam bardzo smacznego rekina oraz wołowinę sous-vide :)
Jak widać Dark Restaurant to restauracja przełamująca konwenanse, lecząca z uprzedzeń i ucząca nowych smaków. Czy polecam? Tak, ale… No właśnie to “ale”! Ech, jakże mi się z nim ciężko pogodzić!
Gdy usiadłam przy stoliku odezwały się we mnie wszystkie zwierzęce instynkty. Słuch się wyostrzył, czujność się wzmogła, mięśnie napięły. Do tego jedzenie mięsa rękami, po omacku, także miało w sobie coś pierwotnego. Choć atmosfera kolacji była bardzo miła, ja nie najlepiej czułam się w ciemności i odetchnęłam z ulgą wychodząc do światła. Zdaje się jednak, że byłam w tym odczuciu sama, reszcie towarzystwa nie udzielił się podobny nastrój. Pogodzić jest mi się ciężko, bowiem wizytę w Dark Restaurant uważam za tak ciekawe przeżycie, że chętnie pokazałabym ją paru osobom :) Może się jednak skuszę na ponowną wizytę? Teraz przecież już wiem co mnie będzie czekać… :)
Ps. Z oczywistych względów nie mogę Was uraczyć zdjęciami z wydarzenia. Wszystko pozostawiam Waszej wyobraźni :)
-
justka2712
-
Marta
-
abcmojejkuchni
-
Inspirowane smakiem
-
Sitowa
-
Magda
-
Shinju
-
Grażyna
-
chantel
-
darunia
-
Zjawiskowy
-
MalgosiaZ