Nasz Kurczak na trzy sposoby
Niedawno zostałam poproszona o przetestowanie produktów marki Nasz Kurczak. Jak sama nazwa wskazuje, Nasz Kurczak to firma zajmująca się produkcją mięsa drobiowego, z kurczaka. Jak dotąd miałam już okazję wielokrotnie próbować ich mięsa i nigdy nie zdarzyło się, bym była niezadowolona. Tym chętniej więc zgodziłam się na dokładniejsze wzięcie “pod lupę” ich produktów.
Gdy dotarła do mnie paczka z produktami do testów, wiedziałam, że kurczakiem będę musiała żywić się przez co najmniej tydzień :) Całe szczęście, że produkty pakowane są hermetycznie, dzięki czemu ich przydatność do spożycia zostaje wydłużona.
W paczce otrzymałam: kurczaka w całości, piersi z kurczaka, mięso z ud kurczaka (bez skóry i kości), a także dwa zestawy gotowych produktów na grilla. Ja zajęłam się testami pierwszych trzech, natomiast mężczyzna spałaszował te ostatnie i bardzo sobie chwalił :)
Nim przejdę do mojej subiektywnej oceny, na początek kilka faktów. Marka Nasz Kurczak to marka certyfikowana certyfikatem Sprawdzony Drób QAFP (System Gwarantowanej Jakości żywności). Oznacza to, że produkt ten jest sprawdzany na wszystkich etapach produkcji, począwszy od paszy jaką karmione są kury, przez warunki w jakich są hodowane, po transport do sklepów. Standardy certyfikatu QAFP są bardzo wysokie i według informacji którą znalazłam na ich stronie, obecnie zaledwie 10 firm drobiarskich zostało tym certyfikatem uhonorowanych.
Teraz pora na odrobinę subiektywizmu i pysznych przepisów :) Jest jedna rzecz, której musicie dowiedzieć się o mnie na wstępie – jeszcze parę lat temu żadna siła by mnie nie zmusiła do przygotowania kurczaka w całości bo zwyczajnie się tego brzydziłam. Dziś na szczęście się już to trochę zmieniło, ale wciąż nie tknę tuszki, która w środku ma pozostałości podrobów. Jeśli to możliwe to wykrawam z mięsa wszystko co nie jest przyjemnie różowiutkie (nie może się przemknąć żadna błonka, tłuszczyk czy żyłka), a jeśli nie mogę tego zrobić- weryfikuję to w trakcie jedzenia. Nie obgryzam kostek, na samą myśl o chrząstkach robi mi się nieprzyjemnie. Dlatego moje wymagania co do “czystości’ mięsa które kupuję są bardzo wysokie.
Zaczęłam więc od tuszki, która zwykle jest dla mnie największym wyzwaniem. Do hermetycznie zapakowanej tuszki dołączony był woreczek do pieczenia, lecz tym razem z niego nie skorzystałam. Otwieram opakowanie. Kurczak ma przyjemnie blado-różową barwę i prawie nie pachnie, co jest dużym atutem. Zaglądam do środka – kurczak jest dobrze oczyszczony, pozostałości po podrobach brak. Idealnie. Pozostało więc odkroić szyjkę, kuper i nadmiar tłuszczu przy kuprze i można się zabierać za przygotowywanie kurczaka. I tak do pieca trafił właśnie cytrynowy kurczak z szałwią, rozmarynem i tymiankiem. Pycha!
Składniki:
- 1 tuszka z kurczaka, oczyszczona, pozbawiona kupra i szyi
- 40 g miękkiego masła
- 1 cytryna
- 1 łyżeczka suszonego rozmarynu
- 1 łyżeczka suszonego tymianku
- 1 łyżeczka soli
- 1/2 łyżeczki pieprzu
- garść świeżej szałwii
- 150 m wody
Masło łączymy z rozmarynem, tymiankiem, solą i pieprzem. Tak przygotowaną mieszanką nacieramy dokładnie kurczaka - na zewnątrz, wewnątrz oraz pomiędzy skórą, a mięsem na piersi. Pod skórę na piersi oraz przy udkach wsuwamy po kilka listków szałwii.
Cytrynę kroimy w plasterki. Połowę plasterków wkładamy do środka kurczaka, pozostałe układamy na dnie naczynia żaroodpornego.
Udka kurczaka zawiązujemy nitką, lotki wywijamy na drugą stronę, by nie były luźne. Tak przygotowanego kurczaka układamy na plasterkach cytryny.
Naczynie z kurczakiem wsadzamy do piekarnika rozgrzanego do 200 stopni. Podlewamy kurczaka wodą. W trakcie pieczenia, co 15 minut zbieramy z dna naczynia płyn i polewamy nim dokładnie wierzch kurczaka. Pieczemy około 1-1,5 godziny, aż skórka na wierzchu będzie ładnie zarumieniona.
Gotowego kurczaka przekładamy na talerz i przed rozkrojeniem odstawiamy go na 10-15 minut, by soki równomiernie się rozłożyły.
To teraz pora na wrażenia smakowe. Mięso wyszło delikatne i soczyste, łatwo odchodziło od kości. Skórka się apetycznie przyrumieniła. Smak kurczaka – doskonały.
Po tak udanej próbie z tuszką, wzięłam się za drugą w kolejności problematyczną dla mnie rzecz – mięso z udek.
Mięso z udek Nasz Kurczak pozbawione jest kości i skóry. Mimo to, jak to z udkami bywa – sporo tam tłuszczyku i pozostałości po żyłkach. Niestety jest to rzecz nie do przeskoczenia, niezależnie od firmy która mięso produkuje, dlatego też raczej rzadko jadam mięso z udek. Gustuję w piersiach z kury. Wiedziałam, że nie dam rady wykroić wszystkiego, co mi mogłoby przeszkadzać, dlatego postanowiłam sama siebie oszukać i mięso zmieliłam. Do mielenia bowiem mięso z udek nadaje się doskonale, paradoksalnie, przez ten tłuszczyk właśnie – jest bardziej soczyste i miękkie od piersi. Ogromnym plusem jest to, że mięso było rzeczywiście oczyszczone bardzo dobrze nie tylko z kości, ale też chrząstek – w całym opakowaniu nie było ani jednej. Z udek zrobiłam więc burgery. O takie:
Składniki (na około 8 burgerów):
- 500 g mięsa z udek kurczaka, bez skóry i kości
- 1 mała cukinia
- 30 g sera feta
- 1 jajko
- 1 łyżeczka oregano
- pieprz
- 3 łyżki mąki
- olej
Mięso z udek mielimy (ja użyłam sitka o bardzo drobnych oczkach, jeśli takiego nie macie, zmielcie mięso dwa razy). Cukinię, razem ze skórką trzemy na tarce o grubych oczkach, dokładnie odciskamy z nadmiaru soku i dodajemy do mięsa razem z serem feta, jajkiem i przyprawami. Całość mieszamy razem, aż do powstania jednolitej masy.
Z mięsnej masy formujemy kulki, obtaczamy je w mące i lekko spłaszczamy. Smażymy na rozgrzanym oleju z dwóch stron, aż się zarumienią.
Burgery okazały się strzałem w dziesiątkę. Nawet mężczyźnie smakowały, choć on nie przepada za serem feta. Takie burgery nie tylko są znacznie delikatniejsze w smaku i konsystencji od burgerów wołowych, ale też są bardziej dietetyczne. A mięso z udek Nasz Kurczak spisało się tu znakomicie.
Na koniec zostawiłam sobie to, co lubię najbardziej – filet z piersi kurczaka. Tę cześć drobiu wykorzystuję w mojej kuchni najczęściej. Chwilę się zastanawiałam co powinnam z nią zrobić, żeby jak najlepiej przekonać się o jej zaletach bądź ewentualnych wadach i w końcu postanowiłam ją najpierw upiec, a potem rozdrobnić. Wad nie znalazłam. Znalazłam za to całą masę zalet.
Mięso które znalazłam w opakowaniu było czyściutkie. Nie było śladów kości, chrząstek, a błonek i tłuszczu było tak mało, że praktycznie mogłabym odpuścić sobie wykrawanie z nich czegokolwiek i wrzucić je wprost do piekarnika. Kolor był idealnie różowy, a zapachu prawie brak, co także jest ogromnym atutem. Mięsko prezentowało się bardzo apetycznie zarówno przed, jak i po wyjęciu z piekarnika!
Składniki (na 2 porcje):
- 1 pierś z kurczaka
- 6 zielonych szparagów
- 3 garści pełnoziarnistego makaronu rurki
- 1 czubata łyżka masła orzechowego
- 1 ząbek czosnku
- 2 łyżki sosu sojowego
- 1 łyżka sezamu
- 1 łyżeczka octu ryżowego
- 1 łyżeczka cukru brązowego
- sól
- pieprz
- 1 łyżka oliwy z oliwek
Kurczaka nacieramy oliwą z oliwek, oprószamy solą i pieprzem, układamy na folii aluminiowej i wkładamy do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni. Pieczemy około 20-30 minut, aż mięso będzie upieczone w środku.
W dwóch garnkach zagotowujemy wodę. Do pierwszego z nich dodajemy 1 łyżeczkę soli, wrzucamy makaron i gotujemy al dente. Do drugiego wkładamy szparagi (wcześniej ze szparagów odcinamy twardą, dolną część) i gotujemy je kilka minut, aż lekko zmiękną. Ugotowany makaron odcedzamy. Szparagi wyjmujemy z wody.
Masło orzechowe, czosnek, sos sojowy, sezam, ocet ryżowy i cukier blendujemy na gładką masę. Tak przygotowany "sos" dodajemy do makaronu i mieszamy, aż dokładnie go obtoczy.
Upieczonego kurczaka oraz ugotowane szparagi kroimy na mniejsze kawałki, dodajemy do makaronu. Całość mieszamy razem. Serwujemy na ciepło.
Mięso po upieczeniu było miękkie, soczyste i elastyczne. Dobrze dawało się porozrywać na mniejsze kawałki i jednym słowem – zdało egzamin na szóstkę.
Nie muszę chyba więc pisać, że z testu oraz z produktów Nasz Kurczak jestem bardzo zadowolona i z pewnością będę po nie sięgać ilekroć będę miała taką okazję. Póki co jednak pozostaje mi liczyć na to, że Nasz Kurczak zagości w nieco większej liczbie sklepów, bo w mojej okolicy akurat żadnego nie ma :( Niemniej jednak polecam gorąco i jeśli zobaczycie to mięso w swoim sklepie, nie wahajcie się – jest pyszne! :)
-
Doiz