Monika Zamachowska “Kuchnia kobiet”
Autor: Monika Zamachowska
Tytuł: Kuchnia kobiet
Liczba stron: 143
Liczba przepisów: 75
Liczba zakładek “koniecznie zrobić!”: tylko 5 :(
Długo strasznie zbierałam się do tej recenzji, a to dlatego, że nie bardzo miałam ochotę odwalać recenzję po łebkach, a ciągle nie czułam się na siłach, żeby podejść do tematu dogłębnie. A ta książka takiego traktowania wymagała, bo jak krytykować to tylko merytorycznie.
Powiem wprost – nie działają na mnie “gęby” na okładkach. Prawdę mówiąc, gdy książkę wydaje osoba znana, w dodatku znana w zupełnie innej dziedzinie, spodziewam się po niej znacznie więcej – oczekuję, że mnie czymś zaskoczy i udowodni, że wydanie książki kucharskiej nie jest jedynie fanaberią, tudzież sposobem na dodatkowy zarobek, lecz wynika z pasji i zamiłowania do kuchni. “Kuchnia kobiet” Moniki Zamachowskiej mnie głównie rozczarowała, ale znalazła się tu jedna, bardzo ważna rzecz, która mnie pozytywnie zaskoczyła. Czym? Już pędzę z wyjaśnieniem.
Zaskoczył mnie pomysł na książkę – Monika zebrała otaczające ją kobiety – krewne, przyjaciółki, znajome dziennikarki – opowiedziała ich historie oraz przytoczyła ukochane przepisy tychże. Sprawia to, że książka jest bardzo ciepła i rodzinna i to jest jej największą (i niestety jedyną) siłą. Myślę, że lepiej by było gdyby napisać książkę składającą się z samych takich historii, nie mieszając w to kuchni.
Rozczarowanie natomiast przynoszą przepisy – z pewnością smaczne, lecz w książce kulinarnej zwyczajnie nudne. Znalazłam zaledwie 5 dań, które zainteresowały mnie na tyle, bym chciała zrobić je we własnym domu. Książkę z takimi przepisami mogłaby śmiało wydać każda babcia, ciotka lub inna pani domu, która gotuje dla swojej rodziny. Są to dość proste, podstawowe receptury, w których brakuje tego czegoś, co sprawiałoby że wyróżniają się na tle miliona innych. To typowo domowe smaki, jaki każdy z nas z pewnością zna i być może czasami nawet ma ochotę sobie je przypomnieć, ale wtedy sięga do zeszytu z przepisami, a nie do książki kucharskiej. Mówią, że o gustach się nie dyskutuje, więc nie będę drążyć tematu – być może jednak ktoś właśnie takiej książki z przepisami szuka.
Jest jednak jedna rzecz, której książkom kucharskim nie wybaczam – to zdjęcia potraw, ściągnięte ze stock’ów. Tutaj niestety się od nich roi, a to jak dla mnie dyskwalifikuje dobrą książkę kucharską, bo najzwyczajniej w świecie nie lubię ściemy. Danie na fotce ze stocka wcale nie musi być tym, co podaje przepis. Jaką więc mam mieć pewność, że po ugotowaniu wyjdzie mi coś choć trochę podobnego do tego co na zdjęciu? Oj nie ładnie, nie ładnie…
Książka wydana jest bardzo estetycznie, na plus zaliczam ogólną oprawę, twardą okładkę, rozmiar… Przepisy są czytelne, choć niestety brakuje w nich informacji chociażby o liczbie porcji. Nie ma tu też użytkowego spisu treści, ani indeksu, co sprawia, że w praktyce książka sprawdza się średnio – powiedziałabym, że dokładnie tak, jak babciny zeszyt z zapiskami.
Całość niestety składa się na to, że książka nie przypadła mi do gustu. Historie kobiet przeczytałam z przyjemnością, ale na tym niestety koniec. Zdecydowanie więc nie trafi ona na listę książek szczególnie przeze mnie polecanych :( W dzisiejszych czasach, gdy każdemu wydaje się, że może gotować i na tym gotowaniu zarabiać, ta książka to dowód na to, że nie jest to prawdą. Nie wystarczy być znanym, by o kuchni pisać ciekawie, fajnie i dobrze…
-
jane599
-
Adriana
-
Maria Banach
-
-