miodownik
Czy w ogóle istnieje takie ciasto jak miodownik? Szukałam oryginału, lecz chyba takowy nie istnieje. Ile przepisów, tyle różnych receptur. Inne ciasta, inne kremy, inny sposób wypieku. I bądź tu mądry? Sugerowałam się wyglądem, dlatego inspirację do mojego miodownika czerpałam stąd. Jak to jednak u mnie w kuchni zwykle bywa, życie mi ów przepis zweryfikowało. Począwszy od kształtu, przez krem, po wykończenie. Tak oto powstał kolejny przepis na miodownik. Nie smakuje on tak, jak planowałam, sugerując się mglistym wspomnieniem ciasta z dzieciństwa. Smakuje inaczej, ale równie dobrze. Jest dość słodki, ponieważ mój krem przypomina bardziej toffi niż miodowy, lekki krem :) Ale nie ma tego złego, co na dobre by nie wyszło – słodkie ciasto wystarcza na dłużej ;) Dziś ciasto trafiło do zamrażarki, będzie w sam raz na święta.

Składniki:
- 3 jajka
- 100 g cukru + 1 łyżka cukru
- 1/3 szklanki miodu + 2 łyżki
- 100 g + 120 g masła
- 1,5 łyżeczki sody
- szczypta soli
- 450 g mąki
- 1 puszka mleka skondensowanego słodzonego
- 330 ml kremówki
- 3 łyżki soku z cytryny
- 1 łyżka wrzątku
- 1 szklanka orzechów piniowych
Jajka, 1/3 szklanki miodu, 100 g cukru i sól roztrzepujemy trzepaczką w dużej misce. Dodajemy sodę i 100 g masła. Miskę ustawiamy na garnku z gotującą się wodą i stale ubijając podgrzewamy, aż masa podwoi swoją objętość i zamieni się w lekką piankę.
Zdejmujemy miskę z garnka i odstawiamy na bok. Dodajemy mąkę i całość dokładnie mieszamy, aż wszystkie składniki się połączą. Jeśli mamy czas, wstawiamy ciasto do lodówki na całą noc. Jeśli nie, chłodzimy ciasto w zamrażalniku przez około 1-2 godziny.
W międzyczasie robimy pierwszą część kremu: do rondelka wlewamy pozostałe dwie łyżki miodu, dodajemy 120 g masła i na małym ogniu rozpuszczamy, stale mieszając. Gdy masło się rozpuści wlewamy mleko skondensowane i na małym ogniu gotujemy, aż masa zacznie przypominać toffi. Cały czas należy masę mieszać, by nie przywarła do dna (!). 2-3 łyżki gotowego kremu mieszamy z orzeszkami pini, resztę chłodzimy w lodówce.
Piekarnik rozgrzewamy do 200 stopni. Schłodzone ciasto dzielimy na 3 części. Dużą, piekarnikową blachę wykładamy papierem do pieczenia. Każdą część ciasta rozwałkowujemy na blasze na bardzo cieniutki placek (ok. 2 mm). Ciasto powinno równomiernie pokrywać całą blachę. Wkładamy do piekarnika na kilka minut - gdy wierzch ciasta ładnie się zrumieni, wyjmujemy i przekładamy na kratkę do wystudzenia. W ten sposób pieczemy trzy blaty ciasta.
Kremówkę ubijamy na sztywno. Do schłodzonego toffi dodajemy po jednej łyżce śmietany, każdorazowo mieszając składniki do połączenia. Masa kremu powinna być na tyle płynna, by dawała się lekko rozsmarować na cieście, ale na tyle sztywna by z niego nie spływała. Jeśli podczas dodawania śmietany masa robi się zbyt rzadka, nie dodajemy więcej! - będzie słodsza, ale za to lepiej się będzie prezentować :)
Z ostudzonych blatów odkrawamy brzegi i przekrawamy na pół, w taki sposób by otrzymać 6 równych, podłużnych prostokątów (u mnie 5, bo źle wyliczyłam przy wałkowaniu). 1 łyżkę cukru mieszamy z 1 łyżką wrzątku. Dodajemy sok z cytryny i mieszamy do połączenia składników. Takim syropem, przy pomocy pędzelka nasączamy lekko prostokąty ciasta. Jeden prostokąt smarujemy kremem toffi, przykrywamy kolejnym, znów smarujemy i tak kolejno wszystkie warstwy. Na wierzchu ciasta rozsmarowujemy masę toffi z orzeszkami piniowymi.
Ciasto chłodzimy w lodówce.
Smacznego życzy gruszka z fartuszka!