Maja Bartczak “Polska kuchnia regionalna”

Autor: Maja Bartczak

Tytuł: Polska kuchnia regionalna

Liczba stron: 143

Liczba przepisów: 165

Liczba zakładek “koniecznie zrobić!”: 18

“Polska kuchnia regionalna” to kolejna pozycja z oferty wydawnictwa Publicat, jaką przyszło mi recenzować. I to z niemałą przyjemnością :) Maja Bartczak stworzyła zbiór  przepisów z całej Polski, najbardziej popularnych potraw regionalnych, od Pomorza po Beskid. Potrawy podzielone są bowiem według regionów, ale nie wytyczanych administracyjnymi granicami, lecz kulinarnymi. I o ile pod hasłem “Wielkopolska” kryje się jedynie Poznań i okolice, o tyle “Mazowsze” to już nie tylko Warszawa i okolice, ale też Kurpie, Ziemia łódzka i łowicka.


kuchnia regionalna 2
 

Jak oczywiście można się spodziewać, książka podzielona jest właśnie na regiony. Tak też zbudowany jest spis treści na początku książki, ale na szczęście na końcu znajdziemy także indeks. Szczęście jest tu jednak na wyrost, bo indeks to nic innego jak alfabetyczny spis treści. Jak poznanianka kojarzę czym są szare kluchy czy plendze, ale takie nazwy jak kaszubskie “frekase”, kociewskie “golce”, zamojska “dereniówka” czy pochodząca z górnego śląska “szpazja cytrynowa” absolutnie nic mi nie mówią, więc spis treści na nic mi się tu nie przyda.


kuchnia regionalna
 

Jeśli o nazewnictwo chodzi, to od razu muszę wspomnieć, że jestem bardzo wdzięczna, że do każdej (!) potrawy dołączone jest zdjęcie. Inaczej nijak nie potrafiłabym sobie wyobrazić niektórych z potraw. Co prawda zdjęcia nie są wybitne (w szczególności mam na myśli zdjęcia potraw gulaszowych, mięsnych) , ale wyjątkowo wcale mi to w tej książce nie przeszkadza – zdjęcia nadają książce swojskości, przaśności i… regionalizmu :) Szczególnie, że na niektórych fotografiach wykorzystane zostały motywy regionalnej porcelany, co jeszcze bardziej podkreśla klimat dania. Patrząc na zdjęcia nie sposób nie pomyśleć o obiedzie u babci, wakacjach na wsi czy po prostu – dzieciństwie. Gdy jedzenie miało przede wszystkim smakować i nikt nie myślał o tym jak będzie wyglądać na Instagramie ;)


kuchnia regionalna 3
 

Książka wydana jest bardzo ładnie i schludnie. Pomimo dużego nagromadzenia informacji (na jednej stronie  nieco większej od A5, często mieszczą się dwa przepisy, każdy ze zdjęciem) całość jest przejrzysta i “zgrabna”.


kuchnia regionalna 5
 

Przepisy, jak na kuchnię regionalną przystało, są krótkie i konkretne. Czasami zbyt konkretne, ale o tym za chwilę. Lista składników zazwyczaj nie przekracza liczby 10 produktów, w tym przyprawy. Oczywiście wszystkie są powszechnie dostępne w Polskich sklepach, opcjonalnie lasach i łąkach ;). Rozbawiała mnie momentami liczba porcji – przyzwyczajeni do tego, że we współczesnych książkach obiad podawany jest zwykle na 2, maksymalnie 4 osoby, możemy się zdziwić, że np “dzyndzałki biskupa” są w porcji 6-8 osób, a “warzonka” nawet na 8-10 osób! Nie jest to jednak reguła, większość dań jednak obejmuje standardowe 4 porcje :)

Jak już wspomniała, czasami przepisy są zbyt konkretne. Znacie to? – Dzwonicie do babci po jakiś jej sekretny przepis a rozmowa wygląda mniej więcej tak:

” … i bierzesz mąkę…

Babciu, ile tej mąki?

No tyle, żeby było odpowiednio. I potem zagniatasz ciasto, aż będzie mieć właściwą konsystencję.

A co to znaczy właściwa konsystencja?

No… taka akurat.”

W książce co prawda liczba składników podana jest dość dokładnie, ale same przepisy są mocno skondensowane. Nie jest to niestety książka dla tych, co dopiero zaczynają swoją przygodę w kuchni. Niektóre zwroty są mało precyzyjne np: “rozwałkowujemy na cienki placek” – czyli jak cienki? jak bibułka, czy na 0,5 cm?; “zaprawiamy zasmażką ze smalcu z mąką” – a jak taką zasmażkę przygotować? Podobnych przykładów jest w książce sporo. Co prawda nie jest to fizyka kwantowa i z większością tych niedopowiedzeń idzie sobie poradzić “na chłopski rozum”, ale pamiętając jak to było, gdy jeszcze nie umiałam gotować, takie rzeczy trochę rzucają się w oczy.


kuchnia regionalna 4
Jeśli jednak miałabym się do czegoś w szczególności doczepić, to że brakuje mi… historii. Książka to czysty zbiór przepisów, niczym babciny notatnik. Od czasu do czasu, ale bardzo sporadycznie pojawiają się dodatkowe informacje dotyczące genezy dania lub jego nazwy, poszczególnych składników itp. Niestety jest ich moim zdaniem bardzo mało. A tak chciałoby się poczytać o fajnych historiach z dawnej Polski!  W książce nie znajdziemy też dopowiedzeń – nie istnieją tu zamienniki, ani specjalne triki. Ot czysta forma – tytuł, liczba porcji, lista składników i przepis w kilku zdaniach.

Mimo to jednak po książkę sięgam z przyjemnością. Odnajduję w niej dobrze znane mi smaki: zupy “ślepe ryby”, szagówek, pampuchów, pyr z gzikiem czy rogali marcińskich. Z przyjemnością odkrywam też nowe, nieznane mi dotąd smaki z całej Polski. Uważam, że pomysł na tę książkę był wprost doskonały! Myślę, że z czystym sumieniem mogę ją Wam polecić – wydaje mi się, że dla każdego będzie to zarówno sentymentalna podróż, jak i wycieczka w nieznane :)


publicat