#kuchniazpazurem odcinek 2 – o tym dlaczego lepiej mieć kota niż nie, po co fundacje każą podpisywać umowę adopcyjną oraz jaki jest przepis na kocie marshmallow
Akcja #kuchniazpazurem trwa! W skrócie chodzi o to, że ja tworzę koci kontent, Wy wpłacacie pieniądze na rzecz Fundacji Koci Pazur i wspólnie napełniamy setki futrzastych, kocich brzuszków. Bo jesteśmy fajni i mamy dobre serca. Możecie sobie wpisać do portfolio :) Pieniądze wpłacamy tutaj <— klik, klik! :) A przepis znajdziecie mniej więcej na środku tego wpisu – scrollujcie dalej! :)
To jednak był telegraficzny skrót, bo o tym co, po co, dlaczego przeczytacie w pierwszym wpisie z serii do którego serdecznie odsyłam – oprócz informacji “technicznych” znajdziecie tam też przepis na turbo-urocze kocio-bułki! <3
Dziś jednak będzie o tym, dlaczego lepiej mieć kota niż nie. Że kota mieć dobrze, to rzecz tak oczywista jak to, że czekolada to jeden z najlepszych wynalazków ludzkości. Ale być może niektórym nie wystarczy argument o tym, że są miłe i puchate (co jest dla mnie zupełnie nie zrozumiałe, bo ja lubię mieć w domu wszystko co miłe i puchate!). Na szczęście z kolejnymi argumentami wcale nie muszę się wysilać, bo koty mają całą masę wbudowanych opcji dodatkowych.
Zmniejszą się Wasze rachunki za ogrzewanie.
Kot to taki chodzący termofor, ale z kilkoma "ficzerami", które biją na głowę marne gumowe egzemplarze. Przede wszystkim nie stygnie, grzeje 24 godziny na dobę i wcale nie trzeba napełniać go wrzątkiem (wręcz nierekomendowane!). Kolejny plus kociego-termofora jest taki, że sam do ciebie przychodzi. Trzeba co prawda brać poprawkę na to, że to kot wybiera miejsce, które akurat planuje ogrzać i grzeje także podczas 40-stopniowych upałów, ale czymże są te dwa drobne minusy w obliczu długich zimowych wieczorów w towarzystwie kociego futerka? :)
Nie zaśpicie więcej do pracy.
Wystarczy odrobina regularności w podawaniu kotu jedzenia bądź porannych pieszczot, by wyszkolić go na najlepszy i najskuteczniejszy budzik świata. Niestety w przeciwieństwie do tego w telefonie, tu rodzaj dzwonka ustawia się automatycznie, w zależności od modelu kota. U niektórych jest to delikatne mruczenie połączone z wibracjami, u innych przeciągłe "miauuuu!" w różnej tonacji, a jeszcze u innych występuje wersja bezdźwięczna w postaci gramolenia się na człowieka, ugniatania go łapkami lub w przypadku ekstremalnych śpiochów - siadania na twarzy. W każdym przypadku pobudka gwarantowana! Funkcja drzemki działa, aby ją włączyć należy kota lekko pomiziać i przytulić do siebie, jednak kocio-budzik zwykł dzwonić w około 30 sekundowych odstępach.
Pozbędziecie się wszelkiego robactwa.
Nieważne czy mówimy o komarach, muchach czy pająkach - kot niczym superbohater w złotej pelerynie wybawi Was od wszelkiego pełzająco-latającego tałatajstwa*. Ok, czasami może zechce się pochwalić Wam swoją zdobyczą i przyniesie pod Wasze nogi soczystego pasikonika lub ogromną ćmę, ale z reguły nie musicie się o to martwić, bo kot po prostu co złapie to zje, zanim zdążycie się obejrzeć. Warto dodać, że koty w swoich polowaniach na robactwo są niezwykle skuteczne i sięgną po wszystkie możliwe środki by ofiarę złapać - nawet jeśli wiąże się to z wgramoleniem na najwyższą szafę w domu. Tam gdzie nie dosięgają - wystarczy je podsadzić. Działa jak złoto.
*Nie na każde łowy jednak kotu można pozwalać! Osy, pszczoły i karaluchy mogą być niebezpieczne!
Wyrobicie sobie nawyk regularnego sprzątania.
Jeśli bałaganiarstwo zawsze było waszą domeną, a jednocześnie przez całe życie próbowaliście, lecz z marnym skutkiem, wyrobić sobie nawyk sprzątania po sobie, to kot jest świetnym przypominaczem! Po piątym stłuczonym kubku nauczycie się, że miejsce brudnych naczyń jest w zmywarce, a gdy kolejną noc z rzędu obudzi was szelest folii, zapamiętacie żeby następnym razem wyrzucić paczkę po chipsach do kosza.
Okaże się, że macie oszczędności!
Nie wierzycie? To po paru miesiącach życia z kotem spróbujcie podnieść dywan - zobaczycie, że nazbierało się tam trochę drobnych (hej! tu są te wszystkie wsuwki do włosów, które giną w tajemniczych okolicznościach! o! i pistacja!) :)
Nauczycie się na nowo cieszyć życiem.
Znacie to uczucie, gdy patrzycie sobie na małe dziecko i myślicie sobie "Kurcze, ten to ma fajne podejście do życia! Ta niezmącona radość i umiejętność cieszenia się z małych rzeczy...!"? Znacie? No to z kotami to nabiera jeszcze większych rozmiarów. Kiedy zobaczycie jak kot potrafi się cieszyć z turlającego się po ziemi orzecha, kartonowego pudełka lub rzuconej mu do zabawy zakrętki od butelki, przewartościujecie swoje priorytety i również zaczniecie doceniać drobiazgi :)
Będziecie mieć niekończącą się rozrywkę.
Filmiki o kotach na YouTube są fajne, ale teraz tylko wyobraźcie sobie że takie kino rozrywkowe możecie mieć we własnym domu non stop i to na żywo! I nie nie, nie myślcie sobie, że tam na tym YT to jakieś kocie gwiazdy o wyjątkowych umiejętnościach komediowych, szkolone przez lata by bawić tłumy. Nie. To po prostu koty. Koty są śmieszne. Tak to już z nimi jest. Od siebie dodam jednak, że jeszcze śmieszniej jest, kiedy nabędziemy dwa kompatybilne ze sobą egzemplarze bo wtedy automatycznie włączają się im nowe funkcje, takie jak kocie rozmowy, zabawy w gonito i konkurs "który kot robi głupsze rzeczy" :) I choć opis show nie brzmi porywająco, to zapewniam Was, że występy są hipnotyzujące i nie sposób oderwać od nich oczu :)
Jeśli więc jesteście gotowi na to, by w Waszym domu zamieszkała mała, futrzasta kulka, która będzie dawać Wam co dzień wiele radości, to zajrzyjcie na stronę Fundacji Koci Pazur. Znajdziecie tam regulamin adopcji oraz będziecie mogli zapoznać się z kotkami, które obecnie czekają na nowy dom :) Nim jednak weźmiecie się za przeglądanie ich strony oraz czytanie dalszej części wpisu, idźcie do kuchni i zróbcie sobie dobrą kawą (lub kakao) i dorzućcie do niej kocie pianki marshmallow! <3 Pianki są mięciutkie jak kocie futerko i słodkie, jak różowe poduszeczki na kocich łapkach ;)
Składniki (na ok 25 kocio-pianek):
- 2 listki (lub łyżeczki) żelatyny
- 55 g białka
- 190 g cukru
- 1/2 łyżeczki soku z cytryny
- 45 ml wody
- różowy barwnik
- mąka ziemniaczana (będziemy potrzebować dużo, ok 1 kg, ale będzie nadawać się do ponownego użytku :) )
W dużym, płaskim naczyniu (np. blaszce) wysypujemy mąkę ziemniaczaną. Wygładzamy jej powierzchnię, a następnie robimy w niej okrągłe wgłębienia (ja do zrobienia moich użyłam plastikowej miarki do kawy, ale możecie wykorzystać np. okrągłe zakończenie przyborów kuchennych lub jeśli macie jakąś pod ręką - kulkę :)).
Żelatynę namaczamy (jeśli używamy żelatyny w listkach, namaczamy je, a następnie lekko odciskamy z nadmiaru wody). Przekładamy do misy miksera.
W osobnej misce ubijamy na sztywno białka, dodając 20 g cukru oraz sok z cytryny.
Cukier i wodę łączymy razem w rondelku. Podgrzewamy (nie mieszając w trakcie!), aż osiągnie temperaturę 120 stopni.
Włączamy mikser i ostrożnie wlewamy gorący syrop do żelatyny. Ubijamy na wysokich obrotach kilka minut, aż masa będzie biała i sztywna (będzie przypominać ubite na sztywno białko).
Do masy dodajemy ubite wcześniej białko i miksujemy razem, aż składniki się dokładnie połączą.
Ok 1/5 masy zabarwiamy na różowo. Oba kolory masy przekładamy do rękawów cukierniczych.
Białą część wyciskamy ostrożnie do zagłębień.
Sprawdzamy konsystencję różowej masy, wyciskając kropkę np. na talerzyk. Jeśli masa jest bardzo płynna, odczekujemy chwilę - powinna mieć taką konsystencję, by dało się ją łatwo wyciskać, ale jednocześnie musi utrzymywać swój kształt. Masa dość szybko zastyga, dlatego nie można przegapić tego momentu!
Z różowej masy wyciskamy na białe "pastylki" kocie łapki tzn. cztery kropki i "odwrócone serduszko" :)
Przykrywamy naczynie folią spożywczą i wkładamy do lodówki do całkowitego stężenia. Gdy pianki stężeją, możemy obsypać ich wierzch delikatnie mąką ziemniaczaną, a następnie wyjąć z blaszki, dobrze otrzepując je z mąki (np. na sitku)
Pozostałą mąkę można wykorzystać ponownie, nie jest ona w żaden sposób zanieczyszczona :)
Zachęciłam? Rwiecie się już do tego, żeby mieć kota? No to bombastycznie! :) To teraz żarty na bok, bo będą poważne sprawy. Będzie o tym skąd wziąć kota i o co chodzi z tymi wszystkimi "dziwnymi" wymaganiami fundacji.
Ogólnie sprawa wygląda tak, że nieważne skąd przygarniecie potrzebującą domu istotę - będzie dobrze. Ale są rozwiązania lepsze i gorsze. Ponieważ każdego roku na ulicach rodzi się (i umiera) tysiące kotów, nie popieram biznesu hodowlanego, gdzie koty są celowo rozmnażane, a potem sprzedawane za grube pieniądze. Dlatego jeśli macie zamiar przygarnąć kota, polecam zacząć od okolicznych fundacji i schronisk lub rozejrzeć się dookoła siebie - być może w waszej okolicy jakiś kot potrzebuje pomocy?
Jeśli zdecydowaliście się na przygarnięcie kota z fundacji lub schroniska, w pierwszej chwili może Was odstraszyć lista wymagań, jakie te instytucje stawiają przed Wami by oddać kota w Wasze ręce. Musicie jednak pamiętać, że kot to żywe stworzenie, za które odpowiedzialni są ludzie, którzy się nim opiekują - na razie jest to fundacja bądź schronisko, ale to oni właśnie starają się, żebyście Wy mogli stać się ich godnymi następcami.
Bo z kotami to trochę jak z dziećmi. Tak jak prawdopodobnie nie oddalibyście dziecka pod opiekę niani, o której nic nie wiecie, tak też fundacje najpierw chcą Was poznać i przekonać się, czy jesteście dobrymi kandydatami na nową rodzinę dla kota. Nie bez powodu nazywane jest to "adopcją". Dlatego właśnie pierwszym krokiem jest wypełnienie ankiety adopcyjnej. Na tym etapie liczy się, byście byli szczerzy i wyczerpująco odpowiedzieli na zadane pytania, nawet jeśli wydają się Wam dziwne lub banalne. Nie bójcie się, jeśli czegoś nie wiecie! Dla obecnych opiekunów kota to znak, że należy Wam coś podpowiedzieć lub czegoś nauczyć :) Ankieta ta nie chce was zniechęcić do posiadania kota! Ma tylko uświadomić wam, że oprócz niewątpliwych przyjemności jakie daje posiadanie zwierzaka, wiążą się z tym także obowiązki i odpowiedzialność. Kot to super zwierze i polecam każdemu, ale wiem też, że kot to nie zwierzak dla każdego. Co nie znaczy, że te osoby zupełnie nie nadają się do posiadania zwierząt! Może po prostu w waszym przypadku lepszy będzie pies, królik albo rybki? Jeśli jednak nadajecie się na kocią mamę (lub kociego tatę), to ważne jest, byście z kotem zgrani byli charakterami oraz by dobrze wpasował się w Twoje życie. Np. jeśli macie już w domu inne zwierzęta, to fundacja postara się zaproponować wam adopcję kota, który dobrze reaguje na towarzystwo. Osoby, które nie mają doświadczenia związanego z posiadaniem kota również mogą być spokojne - wolontariusze fundacji postarają się wybrać dla was takiego towarzysza, który nie ma problemów behawioralnych lub trudnej historii, która utrudniałaby wam opiekę nad nim.
Krótko mówiąc - ankieta jest także DLA WAS. Po to, by pod wasz dach trafił zwierzak, jakiego szukacie :)
Jeśli uda się Wam wypełnić ankietę, a fundacja nie wykryje w niej żadnych psychopatycznych skłonności do maltretowania zwierząt lub innych powodów, dla których nie moglibyście przygarnąć zwierzaka, kolejny krokiem jest poznanie wybranego przez Was kota i odwiedzenie go w dotychczasowym miejscu zamieszkania. To nie tylko świetna okazja do poznania jego dotychczasowych właścicieli i zadania wszystkich nurtujących Was pytań, ale też sprawdzenia czy między Wami a kotem "zaiskrzyło". Oczywiście z kotam jest tak, że czasami zaskarbianie sobie ich miłości trwa dłuższy czas, a fundacyjne koty dodatkowo często są kociakami po przejściach i bywają nieufne w stosunku do nowych ludzi. Nikt nie oczekuje, że kot na Wasz widok podbiegnie i od wejścia zacznie łasić się do nóg (choć i takie przypadki się zdarzają)! Takie pierwsze spotkanie potrafi jednak albo umocnić chęć przygarnięcia nowego domownika, albo to ostatni dzwonek na Wasze wątpliwości!
Ostatnim krokiem jest przywiezienie do Was kota i podpisanie umowy adopcyjnej. To ona właśnie budzi zwykle najwięcej kontrowersji. Głównym założeniem umowy jest to, że będziecie odpowiednio dbać o kota. I o ile z tym założeniem raczej wszyscy się zgadzają, to niestety doświadczenie wolontariuszy z fundacji nauczyło ich ostrożności, co z kolei poskutkowało zapisami w umowie, których obecność nie dla wszystkich jest zrozumiała.
Kot niewychodzący.
Jeśli mieszkacie w mieście lub przy ruchliwej ulicy, liczcie się z tym, że umowa może wymagać od Was tego, by kot był niewychodzący. Moje koty nigdy nie urzędowały poza domem. Od samego początku było dla mnie jasne, że dla takiego kociego domatora życie miejskie jest po prostu niebezpieczne - groźne są samochody, psy, rozsypane w blokach trutki na szczury, a przede wszystkim - inni ludzie. Nie każdy koty kocha (czego ofkors totalnie nie rozumiem). Ba! Nie każdy nawet je toleruje i niestety przykre doświadczenia pokazują, że to człowiek jest dla kota największym zagrożeniem. Jednocześnie notorycznie spotykałam się ze złotymi radami ze strony rodziny i znajomych odnośnie "biednych kotków zamkniętych w czterech ścianach", bowiem pokutuje przeświadczenie, że kot koniecznie "musi sobie pobiegać". Tak to prawda, kot musi pobiegać, ale wcale nie musi robić tego na zewnątrz. Jeśli jednak mieszkacie na wsi, w spokojnej okolicy i gotowi jesteście na kota, którego instynktu do podróżowania nie da się ujarzmić, to Fundacja także pomoże ci wybrać właśnie takiego "dzikuska", który doskonale radzi sobie na zewnątrz.
Osiatkowany balkon i okna.
U kotów jednak ciekawość świata często zwycięża, dlatego szukają każdej okazji by z domu czmychnąć. Wiem coś o tym, bo sama miałam wątpliwą przyjemność poszukiwań Pumpkina przez trzy dni, po tym jak postanowił wybrać się na wycieczkę, czmychając nam niepostrzeżenie między nogami. Dlatego ważne jest, by zabezpieczyć także okna i balkon - po to by kot nie uciekał, oraz by nie zrobił sobie krzywdy (to nie do końca prawa, że kot zawsze spada na cztery łapy!). Nawet lekko uchylone okno może być dla zwierzaka niebezpieczeństwem. Ale nie martwcie się! Osiatkowanie to ani nie taka trudna, ani nie uciążliwa sprawa! :)
Konieczność kastracji/sterylizacji i wizyt u weterynarza.
Jeśli pod Wasz dach trafia zwierzak, który jeszcze nie został wysterylizowany/wykastrowany (np. był za młody lub inne problemy zdrowotne uniemożliwiały wcześniejszy zabieg), Waszym obowiązkiem jest zadbać o to we własnym zakresie, ze względu na dobro kota. I Wasze również - uwierzcie mi :) Mocz niewykastrowanego kocura ma bardzo intensywny zapach (a kot taki ma tendencję do znaczenia terenu), natomiast kotka w rui potrafi być głośna i niesamowicie męcząca (24 godziny na dobę ;) ).
Biorąc do domu kota zobowiązujecie się także dbać o jego zdrowie co wiąże się także z wizytami u weterynarza - od standardowych szczepień i odrobaczania, po reakcję gdy z samopoczuciem zwierzaka dzieje się coś niedobrego.
(Nie takie znowu) niezapowiedziane wizyty.
Punktem w umowie, który często dziwi, jest ten, w którym mowa o potencjalnie możliwych wizytach kontrolnych ze strony fundacji. Możecie jednak spać spokojnie - to nie tak, że nagle o 5 rano ktoś zrobi Wam nalot sprawdzając czy kot ma czystą wodę w misce! :) Takie wizyty raczej się nie zdarzają. Zdarzają się jednak interwencje, jeśli fundacja dostaje sygnał, że kotu dzieje się krzywda - takie zgłoszenia nie są bagatelizowane i wówczas faktycznie możecie spodziewać się, że ktoś z wolontariuszy się z Wami skontaktuje.
Fundacja jednak z ogromną przyjemnością otrzymywać będzie od Was informacje co się dzieje u ich podopiecznego - wysyłajcie więc śmiało zdjęcia i filmiki! Każdy kot jest bowiem pamiętany i z czułością wspominany. A jeśli macie ochotę porozmawiać z wolontariuszem przy kawie, to pamiętajcie, żeby przygotować do niej słodkie kocio-pianki! - żaden się nie oprze ;)
I co, faktycznie taki ten diabeł straszny? Nie! Oczywiście, że nie! Wystarczy pamiętać, że zarówno ankieta, jak i umowa mają na celu dobro kota. A czy nie wszystkim nam o to właśnie chodzi? :)
FAQ - dla bardziej ciekawskich
Pomagać trzeba też mądrze, więc uznałam, że najrozsądniej będzie, jeśli zwrócę się bezpośrednio do działającej w mojej okolicy Fundacji Koci Pazur, która robi tu dla kotów ogromnie, ogromnie dużo (a co konkretnie to przeczytacie na ich stronie). W tej chwili pod opieką mają aż 100 podopiecznych i nie są w stanie przygarnąć więcej, głównie ze względów finansowych. Działają non profit, wolontariusze nie pobierają wynagrodzenia (tutaj nomen omen dodam, bo nie dla wszystkich może być to jasne, że i mój wkład jest całkowicie non profit, nie jest to żadna akcja sponsorowana) i nieustannie potrzebują wsparcia. Jesteśmy dorośli, możemy rozmawiać szczerze, bo i wy czuliście to za każdym razem dostając prezent od dawno nie widzianej ciotki - najlepsze są zawsze pieniądze. Z pieniędzy, które otrzymują z darowizn zakupują głównie jedzenie oraz żwirek - tego zużycie jest największe. W drugiej kolejności są leki, artykuły weterynaryjne, kontenerki, budki na zimę dla bezdomniaków i dużo innego niezbędnego kotom do życia dobra.
- karma (Każda. Serio. Można by zrobić długi wykład o tym, które są dobre, a które złe, ale bezdomne koty dokarmiane przez wolontariuszy nie wybrzydzają. Jeśli jednak chcecie postawić na jakość, zapraszam Was do lektury. W PW mogę również polecić Wam konkretne marki - tanie, a dobre.)
- żwirek dla kotów
- środki do dezynfekcji (np. Manusan)
- jednorazowe podkłady higieniczne
- transportery do przewożenia kotów
- klatki wystawowe (dla kotów po zabiegach)
Fundacja na swojej stronie na Facebooku często prosi też o określone leki, specjalistyczne karmy i inne produkty bieżącej potrzeby. Zajrzyj na ich stronę lub skontaktuj z wolontariuszami, żeby dowiedzieć się, czego akurat potrzeba. Jeśli jest tak, że akurat nie możesz uszczknąć z portfela ani grosika, ale twoje wielkie serce rwie się do pomocy, to możesz przetrzepać swój dom w poszukiwaniu starych koców i kołder, a następnie dostarczyć je do fundacji Koci Pazur. Dzięki nim zima stanie się mniej straszna dla bezdomniaków, a rekonwalescencja w kocim szpitaliku będzie wygodniejsza. Miałeś kiedyś kota, a w domu zostały ci po nim sprzęty takie jak np. kontenerek? Również może on trafić do Fundacji. Fundacja Koci Pazur wystawia również charytatywne aukcje, do których możesz dorzucić swoją cegiełkę, nie tylko kupując, ale także przekazując swoje rękodzieła na sprzedaż. Jeśli więc rysujesz, malujesz, rzeźbisz, wyklejasz, wycinasz, lepisz, albo tworzysz w jakikolwiek inny sposób i chcesz, żeby Twoją sztukę doceniał także ktoś spoza rodziny, to to jest doskonałe ku temu miejsce! Oczywiście to dopiero początek całej listy sposób na pomoc. O reszcie przeczytasz na stronie Fundacji w zakładce "Możesz pomóc". Jeśli w dalszym ciągu czujesz niedosyt, rusz głową! Zastanów się co możesz zaoferować, a następnie skontaktuj się z Fundacją i zapytaj czy Twoje umiejętności, zasoby lub kontakty mogą się przydać :)
- Może jesteś stolarzem i możesz wykonać drewniane budki na zimę?
- Albo tworzysz strony internetowe i chciałbyś pomóc odświeżyć Fundacji ich internetowy wizerunek?
- Robisz piękne zdjęcia i marzysz by fundacyjne koty zostały Twoimi modelami?
- ....
Pomysłów jest na prawdę mnóstwo! Zastanówcie się, a na pewno będziecie mogli dać coś od siebie!
Za wsparcie w napełnianiu kocich brzuchów dziękujemy również:
GŁÓWNEMU PATRONOWI AKCJI #KUCHNIAZPAZUREM