“Kuchnia fitness”
Autor: Autor wstępu: Dr S. Holt, autorzy przepisów nie podani
Tytuł: Kuchnia fitness
Liczba stron: 251
Liczba przepisów: ok 150
Liczba zakładek “koniecznie zrobić!”: 22
Różne błędy popełnia się gdy próbuje się przejść na dietę lub “jeść zdrowiej”. Jednym z najczęściej jest mylenie jedzenia dietetycznego z jedzeniem pełnowartościowym. Ta książka, zgodnie z nazwą to książka o zdrowym jedzeniu dla osób aktywnych. Nie koniecznie sportowców, ale przynajmniej takich, którzy chętnie spacerują i spędzają część dnia w pozycji innej niż siedząca :)
Przyzwyczaiłam się do tego, że książki o wszelkiego rodzaju “dietetycznym” jedzeniu są nudne i mało odkrywcze. Zazwyczaj otwiera je rozdział o musli z jogurtem lub kurczaku na parze. Tutaj jedzenie jest bardzo mocną stroną książki. Oczywiście zdarzają się też standardy jak owe musli czy owsianka, jednak na owe 150 przepisów, zaledwie niewielki procent taki jest. Reszta to bardzo ciekawe dania – śniadaniowe, obiadowe, desery… od koloru do wyboru :)
Tosty? Tak, ale ze śliwkowymi pomidorami, pieczarkami, octem balsamicznym. Zupa? Może taka z kluskami, wieprzowiną i pędami bambusa albo cytrynowa ze szpinakiem? Sałatki to coś więcej niż sałata z pomidorem – słodkie ziemniaki, bób, łosoś z chrzanem czy nawet stek wołowy świetnie ją uzupełnią sprawiając, że będzie smaczniejsza i bardziej sycąca :) Jest w czym wybierać.
Nie bez powodu na zdjęciu pokazałam Wam właśnie kurczaka gotowanego na parze – to dowód na to, że nawet tak z pozoru nudna potrawa może być przepięknie podana, dzięki czemu zdrowe przestaje być nieciekawe. Zdjęcia to druga, bardzo mocna strona książki. Są przepiękne! I to one skusiły mnie przede wszystkim do sięgnięcia po tą pozycję. Niemniej jednak cała książka wydana jest ładnie i estetycznie.
Pierwsze 20 stron poświęcone jest krótkiej edukacji o jedzeniu. Konkretnie przedstawione są podstawy dotyczące żywienia. Tylko podstawy, bo jak wiadomo o tym aspekcie można pisać setki osobnych książek, gdyby chciało się w temat zagłębić bardziej. Mimo, że ujęte zwięźle to jednak przekazują bardzo istotną wiedzę i warto się z tym rozdziałem zaznajomić bliżej.
Kolejne rozdziały to kolejno: śniadanie; przekąski i lekkie posiłki; zupy i sałatki; makarony; kluski i ryż; ryby i owoce morza; mięso i drób; dania wegetariańskie i desery. Zazwyczaj w takich książkach największą uwagę zwracam na rozdział poświęcony słodkościom – mówi on wiele na temat kreatywności autorów. Wymyślić dietetyczny obiad nie jest tak trudno, jak dietetyczny deser :) Tutaj oczywiście zadanie było ułatwione, bo wcale nie musiało być super dietetyczne, a jedynie zdrowe i “fit”, dlatego znajdziemy tu m.in. ciasto marchewkowe, brownie z niskotłuszczowym nadzieniem, lody bananowo-truskawkowe czy jabłkowo-truskawkową kruszonkę.
Większość składników użytych w przepisach jest łatwo dostępna, choć oczywiście zdarzają się drobne wyjątki (jak zwykle w przypadku książek zza granicy). Lista składników rozpisana jest jasno i klarownie, a w przepisach dotąd nie trafiłam na żadne błędy czy niedomówienia.
Wartością dodaną książki są wartości energetyczne podane przy każdym przepisie. Ujęte są dość ogólnie, bo zawierają jedynie kalorie, zawartość tłuszczu, węglowodanów i białka, a akurat w książce teoretycznie skierowanej do osób aktywnych mogliby to poszerzyć o bardziej szczegółowe tabelki.
To co najbardziej podoba mi się w tej książce, to że przeglądam ją i zapominam o tym, że chodzi o “fit” czy niskotłuszczowość. Mam wrażenie, że mam w ręku po prostu ciekawą, dobrze wydaną książkę kulinarnej i wertując ją nie myślę obsesyjnie o odchudzaniu. Nie wiem jak na Was, ale na mnie wszelkie dietetyczne książki działają niestety lekko odpychająco ;)
Myślę, że to jedna z tych książek, które warto mieć na swojej półce. Nawet jeśli na co dzień nie zwracacie zbyt dużej uwagi na zdrowe odżywianie, to właśnie ta książka pozwoli Wam żywić się zdrowo zupełnie nieświadomie. Nie bójcie się – to nie jest książka, która przepełniona by była jedzeniem ze sklepów ze zdrową żywnością. Znajdziecie tu składniki po które z pewnością sięgacie na co dzień, a z niej dowiecie się jedynie jak je sensownie ze sobą połączyć.
-
Mariola
-
Emilia