krem barbados

Gdy pisałam o korzennych ciasteczkach wspomniałam o moim odwiecznym dylemacie dotyczącym zimowych potraw. Tego samego dnia, gdy ciastka siedziały w piecu, w lodówce już chłodził się krem barbados – pomysł na niego wzięłam z książki Nigelli, zmieniłam jednak nieco proporcje, sposób przygotowania, a zamiast Malibu użyłam kokosowego likieru. Powiem Wam, że ten deser naprawdę pachnie Karaibami! Zamarzyłam o piaszczystej plaży, hamaku pod palmą i drinku z rumem w skorupce po kokosie. Obiecuję sobie to od lat i w końcu to marzenie spełnię – tropikalne wakacje, gdy nie robi się nic poza słuchaniem szumu oceanu, kąpieli w nim i zatapiania stóp w gorącym piasku. A tymczasem trzeba się zadowolić szklaneczką kremu barbados…


krem barbados

Składniki (na 4 porcje):

– 2 banany

– 250 ml kremówki

– 250 ml jogurtu kokosowo-migdałowego

– 4 łyżki ciemnego cukru demerara

– 2 łyżki likieru kokosowego (u mnie Canari)

Banany obieramy, kroimy na plasterki i układamy na dnie pucharków.

Kremówkę ubijamy na sztywno, dodajemy do niej jogurt, likier kokosowy i mieszamy całość razem. Nakładamy na banany.

Każdą z porcji posypujemy łyżką cukru demerara i odstawiamy. Nigella radziła by odstawić deser na całą noc, ale moje po kilku godzinach lekko podeszły wodą, dlatego ja polecam odstawić je do lodówki na godzinę-dwie. Mój mężczyzna zasugerował, że być może dobrze smakowałby zamrożony, ale nie wypróbowaliśmy tego – gdyby ktoś sprawdził, niech da znać :)

Smacznego życzy gruszka z fartuszka! :)