Katarzyna Bosacka, Aleksandra Misztal – “Wiem, co jem – przepisy z programu”
Autor: Kasia Bosacka i Aleksandra Misztal
Tytuł: Wiem, co jem – przepisy z programu
Liczba stron: 152
Liczba przepisów: 70
Liczba zakładek “koniecznie zrobić!”: 9
Programu “Wiem, co jem” nie trzeba chyba nikomu przedstawiać, podobnie jak samej Kasi Bosackiej. Osobiście nie przepadam za nieco zbyt infantylną formułą programu, ale i tak chętnie go oglądam, ze względu na ciekawą wiedzę, jaką przekazuje. Zdecydowanie dzięki Pani Kasi uważniej robię zakupy w sklepie i zwracam uwagę na rzeczy, o których wcześniej zupełnie nie myślałam jak np. zawartość pomidorów w ketchupie czy cukru w suszonych owocach. Jeśli oglądaliście choć kilka odcinków to wiecie zapewne, że przepisy pokazywane w programie cechuje jedna rzecz – są banalnie proste i szybkie w przygotowaniu. Podtytuł książki “przepisy z programu” sugerować może więc, że w książce znajdziemy takie właśnie receptury. Jest to rozumowanie jak najbardziej słuszne i rzeczywiście przepisy przedstawione w książce ogarnie nawet kulinarny laik. Nie oczekujcie tu fajerwerków na miarę drugiego Amaro.
Charakter Pani Kasi widać już po tytułach rodziałów – np. “co tygrysy lubią najbardziej” czy “zdrowie na budowie”. Trudno wywnioskować z nich co się w nich kryje, a i zagłębiając się w podział dań w książce nie staje się to bardziej jasne. Nie ma tu podziału na kategorie posiłków czy wiodący w nich produkt. Znajduje się co prawda dział “Święta, święta i po świętach” w którym znajdziemy typowo świąteczne przepisy, a dział “co tygrysy…” możemy uznać za dział ze zdrowszymi zamiennikami fast foodów i słodyczy, ale tu już kończy się oczywisty podział. No ale nic to, nie skupiajmy się na rozdziałach. Co z treścią?
“Wiem, co jem” to po prostu zeszyt z przepisami. Do każdego znajdziemy króciutki wstęp, najczęściej zawierający jakąś zdrowotną ciekawostkę, ale Pani Kasia w książce nie zdradza więcej. Pozostaje nam oglądać program :)
Niemniej jednak jest to bardzo ładny, estetyczny i smakowity zeszyt z przepisami. Zdjęcia są bardzo ładne, treść napisana przejrzyście, rozmiar książki nie za duży (gdyby nie to, że przez miękką okładkę trudno książkę utrzymać otwartą, powiedziałabym, że nadaje się do rzeczywistej pracy w kuchni). Fajnie i kolorowo.
Książkę poleciłabym “jedzeniowym ignorantom” – osobom, które przez całe dotychczasowe życie nie zwracały uwagi na to co wrzucają do garnka i szukają prostych sposobów, na zmienienie dotychczasowych, dobrze znanych dań na ich zdrowsze odpowiedniki. Z książki dowiecie się jak zrobić domowy budyń, majonez, kefir czy musztardę, czym zamienić słodzone napoje, oraz jak zrobić smaczną zupę bez udziału vegety. To jednak nie jest książka o zdrowym żywieniu. Pani Kasia nie popada w skrajność – ciasta piecze z cukrem, używa masła, a w jej przepisach nie znajdziecie spiruliny czy wężymorda. Książka “dla ludzi”. Sama znalazłam w niej aż 9 fajnych inspiracji do przetestowania, pomimo tego, że uważam się za trochę bardziej “pro” niż przeciętny Kowalski. Myślę więc, że i Wy znajdziecie tu coś dla siebie, jeśli książka wpadnie Wam w ręce :)