design, że palce lizać… odcinek 16
Odcinek październikowy “Design, że palce lizać” będzie wyjątkowo obszerny. Bez zbędnych wstępów więc przechodzę do tematu właściwego, bo i tak będzie dużo tekstu. Lecimy! :)
Zacznę od produktów najbardziej profesjonalnych w tym zestawieniu. Dzięki sklepowi Patiserka.pl miałam okazję wypróbować profesjonalne, wykonane z poliwęglanu formy do pralinek oraz termometr, który świetnie sprawdził się przy temperowaniu czekolady. Ale po kolei.
Foremki dostałam dwie, na czekoladki w dwóch różnych kształtach. Technicznie jednak działają tak samo i nie widzę między nimi różnicy, dlatego to, którą wybierzecie to kwestia własnych preferencji. A wybrać warto, jeśli tylko chcecie robić własne czekoladki!
Powiem jedno – po tym jak wypróbowałam te foremki, już nigdy, przenigdy nie wrócę do używania foremek na pralinki z silikonu. Przekonałam się bowiem jak wypadają one w porównaniu z tymi poliwęglanowymi i wypadają po prostu strasznie słabo. Foremki ze sklepu Patiserka.pl mają kilka przewag. Po pierwsze są sztywne, dzięki czemu przy przenoszeniu foremki nic złego nie może stać się z czekoladkami wewnątrz.
Po drugie są idealnie równe, dzięki czemu, jeśli tylko używamy szpatułki do zgarniania nadmiaru czekolady praktycznie eliminujemy wszelkie straty w czekoladzie. Wszystko trafia do ponownego wykorzystania.
Po trzecie, czekoladki wręcz same z foremki wyskakują, gdy tylko stwardnieją. Nie trzeba ich wyduszać, wypukiwać ani wytrząsać – jedyne co trzeba zrobić to foremkę odwrócić do góry dnem.
Moje czekoladki wyszły idealne. Gładkie, błyszczące i chrupiące. By takie były, najważniejsze jest odpowiednie zatemperowanie czekolady. Temperowanie polega na tym, że 75% czekolady rozpuszczamy i podgrzewamy do temperatury około 45 stopni, następnie dodając resztę czekolady ochładzamy ją do temperatury 28 stopni, a na koniec znów podgrzewamy ją do 35 stopni. Jak widzicie, różnice w temperaturach są niewielkie i temperowanie trudno przeprowadzić “na oko”. Do tego potrzebny jest dokładny termometr, który również dostałam w komplecie z formami do pralinek.
Termometr “Thermapen” angielskiej marki ETI ma plastikowy, dobrze leżący w dłoni uchwyt, metalową “igłę” nadającą się do mierzenia temperatury nie tylko czekolady, ale też np. pieczonego mięsa czy innych kuchennych tworów oraz elektroniczny wyświetlacz. Możemy mierzyć nim temperaturę zarówno w stopniach Celsjusza jak i Farenheita, a dokładny co do 0,4 stopnia Celsjusza (0,7 F) odczyt otrzymujemy już po trzech sekundach.
Termometr mierzy temperaturę od -50 do 300 stopni (C), tak więc raczej ciężko by w kuchni sobie z czymś nie poradził. Nawet rozgrzany tłuszcz mu nie straszny!
Co więcej, jego bateria jest niemalże nieśmiertelna, bo według producenta wytrzymuje do 1500 godzin pracy. Nawet więc przy założeniu, że termometr używany jest przez profesjonalistę, trudno będzie ją szybko wyczerpać.
I tak oto przy pomocy foremek i termometra powstały u mnie dwa rodzaje pralinek, na które przepisy podam Wam już niedługo :)
————————————————————————————————————————–
A jak już zrobicie pralinki, to przyda się miejsce, w którym będzie można je przechowywać (to oczywiście przy optymistycznym założeniu, że pralinki nie znikną od razu, jak u mnie :)). Do przechowywania czekoladek, cukierków, orzechów, suszonych owoców i innych dobrodziejstw sprawdzi się szklana bomboniera, którą otrzymałam od sklepu Design By Women.
Moja bomboniera ma trzy piętra, ale w ofercie sklepu znajdziecie również mniejsze 1- i 2-piętrowe wersje. Gdybym miała kierować się napisami wytrawionymi w szkle (każdy napis pisany innym fontem), musiałabym przechowywać w niej: PATISSERIES, BISCOTTI i CHOCOLATES czyli cukierki, ciastka i czekoladki :) Ja jednak lubię łamać zasady i przechowuję w niej wszystko co mi się akurat podoba :)
Cała bomboniera, wraz z pokrywką wykonana jest ze szkła. Kolejne piętra można ustawiać zamiennie oraz nie trzeba wykorzystywać wszystkich trzech na raz – poszczególne elementy można śmiało traktować niezależnie od siebie. Pokrywka jest jednak tylko jedna, więc albo ustawiamy piętra jedno na drugim, albo ograniczamy się do jednego.
Zarówno w jednej i drugiej wersji prezentuje się prześlicznie :) Już nie mogę się doczekać, aż wypełnię ją słodyczami na święta Bożego Narodzenia! Z pewnością będzie pięknie wyglądać!
————————————————————————————————————————–
Nie odchodząc za daleko od tematu słodyczy, wspomnę od razu o kilku przedmiotach, które trafiły do mnie ze sklepu Koszyk Prezentów.
Pierwszym z nich są ceramiczne kulki do wypieków.
Ich działanie jest bardzo proste – wysypujemy kulki na wyłożony papierem do pieczenia spód ciasta i wkładamy do piekarnika. Dzięki kulkom spód nie uniesie się i nie będzie miał wybrzuszeń, będzie odpowiednio obciążony i ładnie się przypiecze. Przewaga kulek nad grochem czy fasolą, które czasami używane są do tego celu jest taka, że nie zużywają się, doskonale przewodzą ciepło i nie mają własnego zapachu. No i sami przyznacie, że wygląda to bardziej profesjonalnie niż używanie suchej fasoli :)
Kulki dostałam w pięknym, szklanym słoiczku z zatrzaskiem. Są więc bardzo wygodne w przechowywaniu i estetycznie się prezentują – jeśli często pieczemy, nie musimy chować ich głęboko do szafki.
Do pieczenia ciasta przydać się mogą również śliczne ceramiczne miarki, udekorowane kropeczkami. W komplecie są cztery miarki odpowiadające kolejno: 1/4 łyżeczki, 1/2 łyżeczki, 1 łyżeczce oraz 1 łyżce. Jeśli zdarza się Wam gotować z przepisów zagranicznych to z pewnością wiecie, że powszechne jest stosowanie “łyżeczkowo-kubeczkowej” miary składników. To czasami mylące, bo przecież kubki i łyżki mają bardzo różne objętości. Funkcjonują jednak ogólnie przyjęte normy i te miarki je właśnie spełniają.
Pomijając jednak kwestie praktyczności, trzeba im oddać także to, że są po prostu przeurocze! :) Dwie są w kolorze przybrudzonego różu, dwie w kolorze morskim. Zdobią je białe kropeczki, a wewnątrz łyżeczki kwiatowy motyw. Całość ma sympatyczny retro-charakter.
Dodatkowo warto wspomnieć, że łyżeczki mają na końcach uchwytu dziurki, dzięki którym można je spiąć ze sobą tak, żeby nie gubiły nam się w kuchennej szufladzie. Fabrycznie spięte są one łańcuszkiem z kuleczek, ale jeśli uznacie go za mało estetyczny, możecie zamienić go np. wstążeczką :)
A gdy ciasto będzie już gotowe, trzeba będzie je jakoś podać :) Tu z pomocą przychodzi łopatka do ciasta z serii Katie Alice.
Wykonana jest ona ze stali nierdzewnej i porcelany zdobionej kwiatowym motywem. Na jednej krawędzi łopatki znajdują się ząbki, pomocne przy krojeniu miękkich ciast (ząbki nie są bardzo ostre, dlatego raczej nie przepiłujemy nimi ucieranego ciasta, ale można pokroić nią np. tort z kremem).
Porcelanowa rączka nadaje łopatce uroku. Jeszcze nie miałam okazji wykorzystać łopatki do żadnego zdjęcia na blogu, ale ten moment na pewno przyjdzie, bo jest po prostu piękna! :)
————————————————————————————————————————–
By przy tym wypiekaniu się za bardzo nie pobrudzić, warto zaopatrzyć się w fartuszek. Może taki, jaki w ofercie ma Sekretny Sklepik? :)
Mi przypadł fartuszek w niebieskie kropeczki. W asortymencie sklepu znajdziecie wiele krojów i wzorów nawiązujących do klimatu pin-up. I jak na pin-up przystało, fartuszki są przystosowane dla kobiet o bujnych kształtach. W każdym razie mój taki jest – nawet mój niezbyt mały biust okazał się za mały na fartuszek, który nie bardzo chciał się na mnie ładnie układać, dlatego nie pokażę Wam zdjęcia w pełnej krasie. Ale fartuszek przekażę komuś, na kim na pewno będzie lepiej leżał :)
To o czym jednak muszę napisać, to że wykonanie fartuszka jest pierwszorzędne. Materiał jest bardzo wysokiej jakości, szwy równe, wykończenia dokładne. Całość wygląda super!
Osobiście jestem zachwycona wzorami w sklepie, więc jeśli lubicie pin-upowy styl koniecznie tam zajrzyjcie! :) Co ciekawe, w asortymencie znajdziecie również doskonałe fartuchy dla mężczyzn. Aż żałuję, że mój facet nie gotuje, bo bym mu taki sprawiła :)
————————————————————————————————————————–
Zgrabnie przechodząc od jednego tematu do drugiego, pozostanę na chwilę wśród tekstyliów. To w nich właśnie specjalizuje się sklep Ubrany Dom, od którego otrzymałam bogaty zestaw rzeczy, w które… mogę ubrać dom, a jakże :) I to zarówno kuchnię, jadalnię jak i salon.
Pierwszą z rzeczy o której chcę wspomnieć są pikowane podkładki na stół. Wykonane są one z bawełny, a grubości nadaje im wypełnienie (poliester). Podkładki są mięciutkie (ale nie za grube, daleko im do poduszek – spokojnie można postawić na nich pełen kubek) i ślicznie wykończone – brzegi zdobi lamówka, przeszycia są równiutkie i całość prezentuje się niezwykle estetycznie.
W sklepie znajdziecie wiele wzorów i kolorów – możecie wybrać te, które podobają się Wam najbardziej. Ja wybrałam kolorową, wiosenną podkładkę w motylki i drugą, bardziej stonowaną, w urocze kropeczki.
Drugą rzeczą, która trafiła w moje ręce jest spory komplet produktów z serii “Country”. W jego skład weszły: 1 ręcznik kuchenny, 2 duże serwetki oraz pokrowiec na opakowanie chusteczek. Ten ostatni może nie koniecznie jest do jadalni, ale i tam będzie się bardzo estetycznie prezentować.
Na początek wymienię kilka cech, które łączą te wszystkie produkty – wszystkie wykonane są z bardzo wysokiej jakości, grubej bawełny, są pięknie i bardzo dokładnie wykończone i są po prostu piękne. A teraz trochę szczegółów.
Pokrowiec na chusteczki dopasowany jest rozmiarem do standardowych pudełek jakie znajdziecie w sklepach, choć dzięki gumce, która ściąga materiał na dole, jest on na tyle uniwersalny, że sprawdzi się zarówno na pudełkach nieco wyższych, jak i tych nieco niższych od standardu. Jeśli więc nie podobają się Wam tekturowe, komercyjne pudełka, taki pokrowiec ślicznie je zamaskuje.
Ręcznik kuchenny jest tak elegancki, że osobiście byłoby mi go żal używać w kuchni ;)
Moje ręczniki zazwyczaj mają bardzo krótką żywotność, bo błyskawicznie plamią się tak, że nie mogę ich doprać, dlatego ten zostawię sobie tylko do stylizacji zdjęciowych. Ponieważ jednak wykonany jest on z bawełny, nie mam wątpliwości, że dobrze sprawdzi się także w praktycznym wykorzystaniu.
Dwie serwetki, które przyszły w komplecie, wykonane są w całości z kolorowego, wzorzystego materiału. Są one dość grube i jak na mój gust mogłyby robić nawet za podkładkę pod talerz.
Od sklepu Ubrany Dom dostałam także ręcznik kuchenny z innej serii – Delikatność Natury. Podobnie jak wymieniony wyżej poprzednik, ręcznik ten jest tak śliczny, że szczerze szkoda będzie mi go używać w kuchni :) Prawdopodobnie więc zobaczycie go jeszcze nie raz na zdjęciach na blogu :)
Jak widać na zdjęciu, biała ściereczka wykończona jest nie tylko beżową wstawką, ale też koronkową tasiemką :)
Przyznam, że zwykle bardzo trudno opisuje mi się tekstylia, bo stosunkowo niewiele można o nich powiedzieć poza estetyką oraz jakością – we wszystkich wymienionych wyżej przypadkach te dwie cechy są tu na najwyższym poziomie. Oczywiście w sklepie Ubrany Dom znajdziecie mnóstwo wzorów i kolorów, być może bardziej pasujących do Waszych wnętrz. Warto tam z pewnością zajrzeć!
Ale Ubrany Dom to nie tylko tekstylia. I na dowód tego opowiem Wam jeszcze o dwóch innych przedmiotach, które do mnie trafiły właśnie stamtąd.
Pierwszym z nich był zestaw trzech puszek. Puszki są opisane kolejno jako “tea”, “coffee” i “sugar” i oczywiście jeśli chcecie, możecie się tych opisów trzymać. Puszki jednak absolutnie doskonale sprawdzą się do przechowywania także innych spożywczych (i nie tylko) produktów.
Cały komplet stanowią trzy puszki, w trzech różnych wzorach, spośród których każdy z nich jest piękny :) Trudno mi się zdecydować, który podoba mi się najbardziej, ale moim faworytem jest chyba kropkowana “tea” :)
W kwestii praktyczności nie mam puszkom nic do zarzucenia – są szczelne, pokrywki są świetnie dopasowane, a same puszki wykonane są z wystarczająco grubej blachy by nie wyginała się przy byle puknięciu. Z całą pewnością posłużą mi długi czas.
I wreszcie ostatnim przedmiotem ze sklepu Ubrany Dom, o którym chciałabym wspomnieć jest wykonany z grubego, francuskiego szkła pojemnik.
Według producenta, przeznaczony jest na konfitury i oczywiście jest to jedno z przeznaczeń w których się spełni. W mojej kuchni natomiast znajdzie on także zastosowanie jako pojemnik na cytrynę, masło i wszelkie domowej roboty pasty kanapkowe.
O francuskim szkle pisałam już ostatnio, ale będę miała okazję o nim jeszcze kilka razy napisać w najbliższej przyszłości, dlatego być może się powtórzę, ale warto podkreślić, że jest to szkło absolutnie najwyższej jakości. Bez skaz, grube, ciężkie i krystalicznie przejrzyste. Takie szkło raczej nie uszczerbi się z byle powodu.
Pojemniczek jest malutki – na oko zmieści się w nim połówka niezbyt dużej cytryny. Dzięki swoim niewielkim rozmiarom prezentuje się przepięknie i jest idealny gdy np. serwujecie komuś śniadanie do łóżka :)
————————————————————————————————————————–
No dobrze, serwujemy śniadanie do łóżka? Przyda się w takim razie jeszcze trochę naczyń! Jak zwykle w tej sytuacji z pomocą przychodzi PatPottery (znane wcześniej jako Peweks.net)! Tym razem od PatPottery otrzymałam komplet (a może to dwa różne komplety?) w kolorze morza. Nie jestem pewna czy stanowią one jedną całość, bo choć wizualnie pasują do siebie świetnie, to trochę różnią się stylem, dlatego dwie miseczki można traktować jako jedną część, a małą miseczkę z talerzykiem jako drugą.
Zacznę od tych dwóch większych. Miseczki z zewnątrz mają jasny, kremowy kolor, natomiast szkliwo jakim pokryte są wewnątrz jest soczyście “morskie”. Takie ni to zielone, ni to niebieskie. To zdecydowanie mój ulubiony kolor, dlatego miseczki po prostu nie mogły mi się nie spodobać.
Wielkość miseczek mogłabym określić jako “na porcję lodów” lub “na małą porcję zupy”. Ten rozmiar naczyń zazwyczaj najczęściej znajduje zastosowanie w mojej kuchni :)
Jakość? Jak zawsze doskonała! Ponieważ naczynia są robione ręcznie, w niewielkiej pracowni nie są one idealnie równe i gładkie jak te sklepowe, ale to właśnie nadaje im duszę i charakter. Kocham te spękania na szkliwie! Podobnie jest w przypadku drugiej części zestawu – talerzyka i mniejszej miseczki.
To co łączy je z poprzednikami to morski kolor, jakim są wykończone. Te naczynia jednak zamiast kremowe, są raczej brązowe, stąd moje powątpiewanie, czy stanowią komplet z miseczkami :)
Niemniej jednak kwadratowy talerzyk i miseczka wielkością określana jako “do dipów” stanowią cudny zestaw do przekąsek. Tak mniej więcej na jedną, max dwie osoby, bo talerzyk jest raczej niewielki, podobnie zresztą jak miseczka.
Podobają się Wam? Mi jak zawsze bardzo! Uwielbiam ręcznie robione naczynia!
————————————————————————————————————————–
Ale nie tylko te ręcznie robione mi się podobają. Bo oto od sklepu Sweet Village dotarły do mnie dwa, niewielkie ceramiczne naczynia – pierwsze, w kolorze pastelowego różu i drugie, blado-żółte.
Co prawda można o nich powiedzieć trochę, że to tak “ni pies, ni wydra” bo właściwie trudno znaleźć dla nich jednoznaczne zastosowanie. Ale w tym właśnie tkwi ich urok :) Ja prawdopodobnie zaserwowałabym w nich jakieś drobne przekąski, może cukierki, ewentualnie… wyniosłabym je z kuchni i postawiła jako dekorację w salonie :) Możliwości jest na prawdę dużo!
Dzięki niewielkim rozmiarom (bok kwadratowej miseczki ma około 14 cm) oraz delikatnym kolorom sprawdzą się naprawdę wszędzie!
To po prostu idealne miseczki do tego, żeby stały i wyglądały, a co będzie w środku, to już zależy tylko od Was – mogą to być orzechy, mogą to być ciasteczka, a może to być nawet pachnące potpourri ;)
————————————————————————————————————————–
Jak mogliście zauważyć, w moim domu przybywa pojemniczków do przechowywania słodyczy ;) Prosto ze sklepu Moja Mała Francja trafiły do mnie jeszcze dwa, piękne, kolorowe słoiczki, które aż się proszą o to by wypełnić je małymi cukiereczkami!
Słoiczki również są w dwóch kolorach. Jeden jest różowy, a drugi niebieski. Nie traktowałabym tego jednak jako podział na “chłopca” i “dziewczynkę” (ach to gender!) ;) Oba słoiczki, dzięki swojemu designowi bardziej spodobają się chyba jednak paniom :)
Pękate naczynka zamykane są wykończonym uszczelką wieczkiem. Dlatego możemy być spokojni o zawartość :) Ponieważ jednak słoiczki są bardzo małe (14 cm wysokości) raczej nie napełnimy ich ciasteczkami.
Zastanawiałam się, czy przyznać się Wam jakie ostatecznie zastosowanie znalazły w moim domu, bo choć słoiczki przyszły z myślą o mojej kuchni, to ostatecznie skończyły w łazience. Ponieważ jednak wraz z zawartością świetnie się prezentują, uznałam, że właściwie czemu nie – w jednym pojemniczku przechowuję waciki, a w drugim patyczki do uszu ;) Stoją więc na widoku i dumnie się prezentują! :)
I wreszcie “last but not least” prezentuję Wam ostatni już w dzisiejszym odcinku przedmiot – również ze sklepu Moja Mała Francja dotarł do mnie kuchenny ręcznik.
Ten ręcznik również wykonany jest z bawełny, ale ma bardziej “ręcznikowatą” fakturę. Nie potrafię tego do końca opisać, ale chyba na zdjęciu widać o co chodzi :)
Bardzo podoba mi się wzór na ręczniku – monochromatyczny, ale wyrazisty. Myślę, że będzie świetnie pasował do niejednej kuchni.
Na pochwałę zasługuje również część praktyczna – ręcznik jest bardzo chłonny! A to w przypadku ręczników kuchennych jest dość ważne :)
————————————————————————————————————————–
Uff… to już koniec na dziś. Starałam się nie rozpisywać za bardzo, więc mam nadzieję, że dobrnęliście do końca, bo szkoda byłoby coś przegapić :) Kolejny odcinek już za miesiąc – postaram się, by był on wyjątkowy ;) Tymczasem nie zapomnijcie w komentarzu napisać co Wam najbardziej wpadło w oko tym razem! :)
-
Kasia
-
Karolina