design, że palce lizać… odcinek 14
Na wstępie muszę przeprosić za dwie rzeczy. Pierwszą jest mała obsuwa w czasie, bo odcinek miał być jeszcze lipcowy, a WTEM! sierpień. No i nie zdążyłam. Drugą natomiast jest to, że już wiem, że z sierpniowym odcinkiem też nie zdążę, bo już w czwartek ruszam na długo wyczekiwany przeze mnie urlop i wracam dopiero 20-tego, dlatego nie ma szans, bym wyrobiła się z odbieraniem paczek, testowaniem i opisywaniem przed końcem wakacji. Dlatego już na wstępie informuję, że wyjątkowo, na kolejny odcinek zapraszam Was dopiero we wrześniu.
Tytułem wstępu nadmienię jeszcze, że w dzisiejszym odcinku będzie sporo porcelany, dlatego będzie tym razem nieco mniej gadania :)
No to lecimy!
Skoro o porcelanie wspomniałam, to postanowiłam od niej zacząć. Na dobry początek komplet w gwiazdki, który otrzymałam od sklepu KokonHome.pl.
W skład zestawu wchodzi kubeczek, miska oraz talerzyk. Przez to tworzą doskonały komplet śniadaniowy :) Idealny na kakao, kanapkę z szynką i pomidorem oraz miseczkę płatków śniadaniowych :D Oj, aż mi się od razu takiego śniadania zachciało – jak w dzieciństwie :)
Bolesławiecka porcelana jest ręcznie malowana, na specjalne zamówienie sklepu Kokon Home. Nie kupicie jej więc nigdzie indziej – tylko tam :) Dzięki temu jest wyjątkowa!
Mnie osobiście urzekły gwiazdki, ale w sklepie znajdziecie kilka różnych wzorów. W tym także wzory inspirowane kulturą marokańską – muszę przyznać, że połączenie polskiej ceramiki z orientalnym wzornictwem jest bardzo ciekawe :)
Bolesławieckiej porcelany nie trzeba reklamować, bo reklamuje się sama. Nie bez powodu kupuje się je jako pamiątki z Polski :) Dlatego też zapewniam, że o jakość nie musicie się martwić – wszystko jest doskonałe, równe i bez skaz :)
A kubeczek w gwiazdki chwilowo stał się moim ulubionym kubkiem do kawy – jest poręczny, niezbyt duży, ale większy od filiżanki i… no kurcze, no, taki śliczny! :)
Polecam zajrzeć do Kokon Home – na pewno i Wam wpadnie w oko jakiś wzór porcelany i… nie tylko, bo sklepie znajdziecie bardzo bogaty asortyment :)
————————————————————————————————————————–
Drugi komplet porcelany otrzymałam od dobrze znanego Wam już sklepu Koszyk-Prezentów.pl. Z pewnością równie dobrze kojarzycie markę Katie Alice, która ostatnimi czasy podbija serca wszystkich miłośników pięknych retro wzorów w kuchni :) Mieliście już okazję podziwiać u mnie ich kubeczki w kropki. Tym razem jednak zamiast kropek będą kwiatki. No dobra, kropek też trochę będzie :)
Na otrzymany przeze mnie zestaw składa się: taca z tworzywa sztucznego oraz porcelanowe: kubek, mlecznik, cukiernica oraz talerzyk. Cukiernica oraz dzbanuszek na mleko sprzedawane są w zestawie, pozostałe elementy można jednak kupić osobno.
Taca z tworzywa jest solidna i sztywna. Nie jest to badziewny plastik. Nie musimy się martwić, że będzie się gięła czy pękała. Z pewnością długo posłuży w kuchni. Nadruk na tacy pokryty jest jakiegoś rodzaju laminatem, dlatego wydaje mi się, że nie musimy się również obawiać jego ścierania i zużywania, choć to oczywiście wyjdzie w miarę użytkowania :)
Kubek i talerzyk stanowią piękny zestaw. Kubek jest wygodny w użytkowaniu, ma standardową pojemność. Talerzyk ma rozmiary małego talerza (nie deserowego).
Mlecznik pomieści około 2-3 porcji mleka do kawy. Nie za dużo, nie za mało :) Cukiernica swoimi wymiarami jest zbliżona do dzbanuszka. Piękna pokrywka cukiernicy chroni zawartość przed nieproszonymi gośćmi – to szczególnie przydatne, gdy kawę pije się na tarasie, a muszę przyznać, że właśnie z tym kojarzy mi się cały komplet :)
Wykonanie wszystkich elementów jest doskonałe. Są piękne i bez skaz. Porcelana jest wystarczająco gruba, żeby nie uchodzić za zbyt kruchą, ale jednocześnie ma w sobie sporo delikatności. Delikatny i niezwykle romantyczny jest także kwiecisty wzór, który ją zdobi. Jestem pewna, że ten wzór podbije serca zarówno młodych romantyczek, jak i pań starszej daty. Jest przepiękny!
————————————————————————————————————————–
Pierwszym z nich jest dzbanuszek (wyszłam z założenia, że na mleko). Właściwie to “dzbanuszek” nie do końca tu pasuje, bo jest to raczej coś między “dzbanuszkiem” a “dzbankiem”. Innymi słowy – przyda się, jeśli na kawę zaprosiliście większą liczbę gości :)
Jest wysoki na 13 cm i ma średnicę 11 cm. Pomieści więc około 250 ml płynu. Założyłam, że jest to dzbanuszek na mleko, choć im więcej o tym myślę, tym bardziej stwierdzam, że świetnie nadawać się będzie także do różnego rodzaju sosów.
Dzbanek ma śliczną formę. Jest pękaty i urodziwy :) Wspaniale pozuje do zdjęć ;) Jego wykonanie także nie pozostawia nic do życzenia – wszystko jest najwyższej jakości!
Mi trafił się akurat biały, ale w sklepie znajdziecie także wersję miętową oraz szarą. Wszystkie są piękne! :)
I tym akcentem zakończę część dotyczącą ceramiki. Tymczasem jednak, mam dla Was coś, co ceramiczne wcale nie jest, choć na pierwszy rzut okaz, z daleka, może się takie wydawać :)
To, co widzicie na zdjęciu powyżej to nie dzbanek, lecz… termos. Okey, powiedzmy to sobie – nie jest to termos turystyczny. Nie pakuje się go do plecaka idąc w góry, ani jadąc na poranne grzybobranie. Ale czy robiąc np. przyjęcie na ogrodzie nie fajnie byłoby mieć pod ręką termos z gorącą kawą lub herbatą, zamiast biegać co chwilę do kuchni by zaparzyć świeżą? Albo odwrotnie – zamiast gorących napojów, może warto by zaserwować coś zimnego? W końcu termos utrzymuje temperaturę i ciepłą i zimną :)
Nalewanie z termosu jest proste – nie trzeba odkręcać wieka, wystarczy wcisnąć przycisk i już można lać. To bardzo praktyczne rozwiązanie – nie tylko ułatwia nalewanie, ale też ogranicza dostęp temperatury z zewnątrz do napoju wewnątrz termosu.
Nie wiem jak Was, ale mnie zawsze fascynowało hipnotyzujące wnętrze termosów ;)
Na koniec jeszcze dwa słowa o samej budowie termosu. Na szczęście jest on rozkręcany, w związku z czym jego mycie jest bardzo proste (przy okazji pamiętajcie, żeby nigdy, przenigdy nie myć termosów w zmywarce!). Niestety skręcanie go to już wyższa szkoła jazdy ;) No dobra, może trochę przesadzam, ale wpasowanie obu części obudowy, tak, żeby dawały się zakręcić wymaga chwili gimnastyki i kilku prób (rzadko udaje się za pierwszym razem). Mimo to jednak jestem z tego nabytku bardzo zadowolona :) A jeśli różowy kolor nie jest dla was, w sklepie znajdziecie także białą wersję :)
————————————————————————————————————————–
Wprost ze sklepu Smak Wnętrza dotarł do mnie Keep Cup. Keep Cup to taki wyjątkowy kubek – jest lekki, nietłukący, niegniotący się, a do tego ekologiczny i niezwykle kolorowy.
Kubek składa się z trzech istotnych elementów. Pierwszy, najważniejszy to oczywiście sam kubek. Wykonany jest z polipropylenu, dlatego jest odporny na wysokie temperatury. Można go podgrzewać w mikrofalówce oraz myć w zmywarce.
Drugi element to pokrywka. Nałożona na kubek zapobiega “wychlustywaniu” kawy. Przydaje się nie tylko “w biegu”, ale też w samochodzie. Tutaj warto dodać, że kubki występują w trzech rozmiarach, ale każdy z nich doskonale pasuje do samochodowego uchwytu na napoje. Jednak uwaga – nakładka działa podobnie jak plastikowe zamknięcia na papierowych kubkach – nie daje pełnej szczelności! Nie wrzucajcie kubka z kawą do torebki, bo kawa się rozleje ;)
Nakrętka dodatkowo wyposażona jest w taki “wihajster” lub jakby powiedziała to moja koleżanka “zatykatko”. Służy on do otwierania i zamykania otworu służącego do picia.
Trzeci element to gumowa banderola. Ma ona dwa zastosowania. Po pierwsze chroni dłonie przed oparzeniem, bowiem sam kubek rozgrzewa się prawie równie mocno co papierowy, dlatego taka ochrona jest konieczna. Po drugie służy ona do personalizowania kawy.
Zapewne będąc w sieciowej kawiarni zauważyliście, że bariści na kubkach oznaczają jaka kawa ma być podana. Znajdują się tam różne informacje, począwszy od rodzaju kawy, przez zawartość i rodzaj mleka po inne uwagi. Kubek Keep Cup możecie zabrać do takiej kawiarni ze sobą i poprosić o nalanie kawy bezpośrednio do niego (w ten sposób przyczynicie się chociaż troszkę do ochrony środowiska). Na gumowej banderoli znajdują się różne informacje o kawie, dokładnie tak, jak na kubkach sieciówkowych (tylko trochę ładniej przedstawione :)) – przy pomocy pisaka sami możecie określić swoje preferencje, zaznaczając je na kubku.
Swoim wyglądem Keep Cupy mogą przypominać kubki termiczne, ale nimi nie są – to raczej zamiennik jednorazowych kubeczków, jakie dostaje się w kawiarniach typu “coffee to go”. Kawa w nich również stygnie szybciej, co dla mnie akurat w tym przypadku jest dużym atutem. Pamiętam, jak swego czasu wpadłam na pomysł, żeby jeżdżąc do pracy zabierać ze sobą kubek z kawą na drogę. Z założenia miała mnie ogrzać podczas czekania na przystanku i marznięcia w autobusie. Po pierwsze jednak kubek termiczny się nie nagrzewał, więc nawet nie miał mi jak ogrzać rąk, a po drugie kawa w nim stygła tak wolno, że nie mogłam jej wypić po drodze! Dopijałam ją zwykle już w biurze. Keep Cup jest moim pierwszym przenośnym, ale nie termicznym kubkiem, dlatego jestem pewna, że tej zimy na pewno mi się przyda :)
Kubeczki są śliczne, a co więcej występują w wielu różnych kolorach i rozmiarach. Jeśli kupicie kilka, będziecie mogli dodatkowo kolory między sobą mieszać :) Mój kubek jest w rozmiarze “S” czyli ma 227 ml – tyle co normalny kubek. Prawdziwe kawożłopy mogą się jednak pokusić o rozmiar L – 454 ml :) Dla mnie to jednak zdecydowanie za dużo.
O naczyniach to już tyle, pora przejść teraz do innych kuchennych przedmiotów, na przykład do tekstyliów :)
Od sklepu Smak Wnętrza otrzymałam bowiem jeszcze dwie ciekawe rzeczy. Pierwsza z nich trochę mnie bawi, nie tyle ze względu na swoje zastosowanie, co ze względu na krążący stereotyp dotyczący poznaniaków :) Ponoć śmieją się z nas w całej Polsce, że nie wyrzucamy plastikowych reklamówek, tylko skrzętnie je zbieramy i zabieramy ze sobą ponownie na zakupy. Odkąd pamiętam tak było w moim domu i sama też tak teraz robię (choć ostatnio plastikowe siatki już tylko zbieram, a na zakupy zabieram torby bawełniane). Nigdy nie wydawało mi się to dziwne czy też niecodzienne, dlatego bardzo mocno się dziwiłam, gdy słyszałam “podśmiechujki” z poznaniaków właśnie z tego tytułu – zastanawiam się, jak jest z tym u Was? :) Zbieracie siatki czy nie? :) A może nie ma się co śmiać, tylko trzeba poznaniaków docenić, że my tacy ekologiczni jesteśmy? ;)
Przejdę jednak do rzeczy :) Przedmiot o którym chcę Wam napisać to… pokrowiec na zużyte reklamówki. No właściwie słowo “zużyte” nie powinno tu występować, bo z założenia jest to pokrowiec na reklamówki, które chcemy ponownie wykorzystać :)
Tak pokrowiec zawieszamy sobie w kuchni (materiał z którego jest wykonany jest tak piękny, że aż się prosi, żeby wisiał na widoku, ale jeśli bardzo się wstydzicie, możecie zawiesić go wewnątrz szafki lub w jakimś ukrytym kąciku) i od góry ładujemy do niego kolejne reklamówki. Od dołu natomiast…
… wyciągamy je przez dziurę :) Ot cała filozofia.
Jak już wspomniałam, materiał w ptaszki, z którego jest wykonany ten model jest przepiękny! Co więcej, jest też gruby, sztywny, wytrzymały i będzie służył przez lata. Pokrowiec uszyty jest bardzo starannie i estetycznie, dlatego niezależnie czy jesteś poznaniakiem czy nie – nie wstydź się zbierania siatek! ;)
Jest jeszcze jedna rzecz, która przyszła do mnie ze sklepu Smak Wnętrza – jest nią kuchenny ręcznik. Zdecydowanie nie dla wegetarian, ale prawdziwym mięsożercom się spodoba :)
Butcher Beef to ścierka, która jak nazwa wskazuje dotyczy wołowiny i rzeźnictwa. Przedstawiony na niej motyw jest Wam z pewnością dobrze znany – pokazuje on na schemacie krowy podział mięsa na konkretne partie. Nie wiem jak Wy, ale ja zawsze miałam problem, żeby spamiętać co jest czym.
Ja mam krowę, ale w sklepie dostępne są także jagnię i świnia.
Pomijając aspekty etyczne (bardzo proszę o ich nie wywlekanie), to sam motyw oraz tego typu szkice bardzo mi się podobają. Warto dodać że sam ręcznik również wykonany jest z ogromną starannością – materiał gruby i solidny, szwy równe, nadruk bardzo dobrej jakości. Całość sprawia, że ręcznikiem się zachwycam i mogę szczerze polecić. Podobnie zresztą, jak wszystkie wymienione wcześniej przedmioty.
————————————————————————————————————————–
Oto, proszę Was, wałek. Wałek do ciasta. Co niezwykłego może być w wałku do ciasta, zapytacie? Otóż okazuje się, że całkiem sporo :)
Na obu końcach wałka znajdują się cztery pierścienie. Pierścienie te możemy dowolnie zakładać i zdejmować, a tym samym regulować grubość ciasta, które wałkujemy. Bowiem to nie wałek, a pierścienie opierają się na blacie – w zależności od tego który pierścień wybierzemy – 2, 4, 6 czy 10 mm – dokładnie na taką grubość zostanie rozwałkowane ciasto. Ni mniej ni więcej.
Pierścienie są dobrze oznaczone (z drugiej strony znajdują się wymiary w ułamkach cali).
Montaż pierścieni jest oczywiście banalnie prosty – wystarczy wykręcić zielone śruby, założyć właściwe pierścienie (resztę odłożyć na bok) i zakręcić je z powrotem. Sruby są dobrze dopasowane, łatwo dają się odkręcić, a dzięki dużemu uchwytowi nie stawiają przy odkręcaniu dużego oporu nawet jeśli były mocno dokręcone.
Jest jeszcze jedna wyjątkowa rzecz, która zasługuje na uwagę. Wałek dodatkowo wyposażony jest w miarę, która pozwoli nam rozwałkować ciasto nie tylko zgodnie z oczekiwaną grubością, ale też średnicą.
Teraz już wiecie, czemu byłam nim taka zachwycona? :) Po pierwszym użyciu zachwyt nie minął – jest absolutnie świetny! :) Gdybym miała doczepić się do jednej, jedynej rzeczy to żałuję, że wałek nie jest ruchomy (w sensie, że trzeba go rolować dłońmi, zamiast chwycić uchwyty i trzymając przesuwać wałek po ciecie góra-dół) – może kiedyś producent – Joseph&Joseph zrobi upgrade tej wersji :) Mimo to polecam gorąco!
————————————————————————————————————————–
Motyw jest kulinarny, dlatego możemy przypisać go do kuchni, choć jeśli mam być szczera, jego prawdziwe zastosowanie widzę raczej w dziecięcym pokoiku :) Jabłuszko to bowiem uroczy, drewniany wieszak, w sam raz na worek ze strojem na rytmikę.
Fandoo jak zwykle dba o detale – kokardka na “ogonku” dodaje mu uroku :)
Przewidziany przez autora sposób mocowania to dwustronna taśma, która przyklejona jest z tyłu wieszaka. Z doświadczenia wiem, że ta metoda sprawdza się dobrze na płytkach oraz gładkich, laminowanych powierzchniach (np. meblach). Raczej radzę unikać tego mocowania na malowanych ścianach, szczególnie gdy chodzi o wieszak, na którym będziemy wieszać kolejne rzeczy – może odpaść wraz z tynkiem :) Niestety, z tyłu jabłuszka nie ma żadnych dziurek, by powiesić wieszak na gwoździu czy też w inny sposób, dlatego trzeba by je nawiercić samodzielnie.
U mnie jabłuszko nie do końca wpisuje się w wystrój mieszkania, ale wieszaczek z pewnością ucieszy jakichś zaprzyjaźnionych rodziców małych dzieci :)
————————————————————————————————————————–