Cristina Bottari “Casa Mia”
Autor: Cristina Bottari
Tytuł: Casa Mia
Liczba stron: 256
Liczba przepisów: 132
Liczba zakładek “koniecznie zrobić!”: 8
Dzięki uprzejmości wydawnictwa Publicat miałam okazję recenzować już poprzednią książkę tej autorki – Mamma mia!. Teraz w prezencie od wydawnictwa otrzymałam drugą książkę – Casa mia. Obie książki są do siebie bardzo podobne, zarówno w charakterze, jak i sposobie wydania. Mamma mia nie powaliła mnie wówczas na kolana i w przypadku Casa Mia mam dość podobne spostrzeżenia. Na przestrzeni czasu jednak nauczyłam się o książkach kulinarnych jednej ważnej rzeczy – nie wszystkie mają służyć do gotowania. I chyba pokuszę się o stwierdzenie, że zarówno Mamma Mia i Casa Mia do takich książek właśnie należą.
Tutaj muszę pewną rzecz wyjaśnić – gdy planuję z książki kucharskiej gotować musi ona spełniać jeden podstawowy warunek: musi być przejrzysta. Obie książki Cristiny stanowią raczej album – dużo w nich zdjęć (nie koniecznie jedzenia), ozdobników i pstrokatości. Myślę jednak, że książka znajdzie swoich zwolenników – z pewnością osoby które uwielbiają scrapbooking będą nią zachwycone, bo z tym mi się właśnie kojarzy ;)
Przepisy niestety czytelne nie są – w wielu brakuje listy składników (wymieniane są kolejno w sposobie przygotowania), pisane są niewyraźną czcionką (kursywa, szeryfy i ozdobniki), nie we wszystkich jest informacja o liczbie porcji. Jak na książkę z tak dużą ilością zdjęć dziwi, że nie do wszystkich przepisów dołączone są zdjęcia potraw (zamiast tego znajdziemy tu mnóstwo zdjęć lifestylowych np. zdjęcia krojenia sera lub zdjęcia na których autorka posypuję potrawę pieprzem itp.). Jeśli o same przepisy chodzi pomiędzy fajnymi, oryginalnymi perełkami zdarzają się też przepisy, które uważam za pójście na łatwiznę (np. konfitura z moreli składająca się z moreli i cukru lub winogrona moczone w rozpuszczonym cukrze) – cóż, przepisów w książce jest dużo, dlatego moim zdaniem autorka śmiało mogła z nich zrezygnować.
By jednak przerwać marudzenie, skupię się na chwilę na tym, co w książce fajne:
Fajne jest to, że pomiędzy przepisami jest dużo informacji na różne kulinarne tematy. Np. : rodzaje dyń, historia Carpaccio, idealny czas gotowania makaronu, przyprawy do mięs itp. itd. Jest co czytać i to chyba największa wartość tej książki, ponieważ autorka prowadzi nas po historii, tradycji, kulturze i smakach Włoch.
Fajne jest to, że w książce od czasu do czasu zamiast zdjęcia jest… rysunek. Wygląda to jak zapiski wyrwane z notesu babci i nadaje książce charakteru.
Fajne jest to, że zdjęcia są całkiem, całkiem smakowite, nie przestylizowane i naturalne. Podobnie jak w przypadku Mamma Mia – są lepsze, są gorsze, ale generalnie robią dobre wrażenie.
Fajnie, że podobnie jak w “Mamma mia” do dań proponowane jest konkretne wino. Wciąż jednak nie sprawdziłam, czy wina te są dostępne w Polsce ;)
Gdybyście zapytali mnie o książkę jaką polecam, Casa Mia raczej nie przyszła by mi do głowy jako pierwsza. Nie dlatego, że jest zła – po prostu nie trafia w moje gusta. Gdybym mogła w niej coś zmienić, to bym ją jedynie nieco uporządkowała – zmieniła czcionkę na bardziej czytelną, zmniejszyła liczbę ozdobników, ujednoliciła formę zapisu i… wtedy prawdopodobnie bym ją Wam poleciła z czystym sumieniem :) A tak to musicie sami wziąć książkę do ręki, przejrzeć ją i stwierdzić czy ta forma przekazu do Was przemawia czy nie. Ja niestety nie dałam się porwać kulinariom Cristiny Bottari, ale może Wam bardziej przypadną do gustu proponowane przez nią przepisy :)