baklava

Baklavę jadłam jeden jedyny raz w życiu, a mimo to ten smak zapadł w mojej pamięci bardzo dokładnie. Marzyłam, żeby ten przysmak odtworzyć! Moje polowanie na ciasto filo (czy jak kto woli phyllo) było raczej bierne, ale trwało już od dłuższego czasu. Myślę, że ta bierność wynikała w dużym stopniu ze strachu – nie miałam pojęcia jak się z tym ciastem obchodzić, ani nawet jak wygląda w surowej wersji. W końcu jednak uznałam, że skoro odważyłam się już na ciasto drożdżowe to i filo nie powinni być dla mnie dłużej postrachem.

W końcu się udało! Dorwałam ciasto filo w Almie, dobrze schowane między ciastem francuskim. Już w drodze ze sklepu wertowałam w komórce przepisy na baklavę, próbując wybrać ten “najbardziej odpowiedni”. Nie muszę chyba pisać jak to się skończyło – jak zawsze w moim przypadku: freestylem :) Wymieszałam kilka różnych przepisów i tak powstała moja własna baklava :) Kilka przepisów radziło, by baklavę odstawić na kilka godzin. Upiekłam ją więc pójściem spać i próbę generalną miałam przeprowadzić rano. Nie powstrzymałam się jednak i spróbowałam jej już tego samego dnia. Teraz już wiem, żeby jednak podawać ją na świeżo, bo następnego dnia spód jest za bardzo nasączony miodem. Ale i tak jest doskonała!

Muszę to napisać wyraźnie do tych co ciasta filo boją się tak jak ja: Nie taki diabeł straszny! Ale wymaga duuuużo cierpliwości w układaniu ;)

baklava
 

Składniki (gwarantuję, że 1 mały kawałeczek, (góra 3 ;) ) baklavy syci, a kawałeczków wyszło mi około 15 na blaszce o wymiarach 20×23 cm):

– 225 g (1/2 opakowania) ciasta filo

– 250 g orzechów włoskich

– 1 łyżka cynamonu

– 1/4 szklanki cukru

– 1/2 kostki masła

– 1/3 szklanki miodu

– 1/3 szklanki wody

– 1 łyżka soku z cytryny

– skórka starta z 1 cytryny

– 1 laska cynamonu

– kilka pistacji do dekoracji

Orzechy drobno siekamy i mieszamy z sypkim cynamonem i cukrem. Dzielimy na 3 części.

Masło roztapiamy. Ciasto filo kroimy na prostokąty dopasowane rozmiarem do blaszki (u mnie wystarczyło przekroić połowę ciasta raz jeszcze na pół :)).

Przy pomocy pędzelka smarujemy blaszkę roztopionym masłem. Kładziemy na nim pierwszy arkusz ciasta. Wierzch smarujemy masłem, przykrywamy kolejnym arkuszem i… tak dalej, aż arkuszy na dnie blaszki będzie 8.

Równomiernie wysypujemy pierwszą część orzechów.

Na wierzchu układamy kolejny arkusz ciasta, smarujemy masłem, układamy kolejny i również smarujemy masłem jego wierzch.

Wysypujemy drugą część orzechów.

Ponownie układamy dwa arkusze ciasta (jak poprzednio smarując każdy masłem).

Wysypujemy trzecią część orzechów.

Wierzch ciasta przykrywamy ośmioma arkuszami ciasta, także smarując każdy z osobna masłem na wierzchu.

Tak przygotowane ciasto kroimy na blaszce na małe kawałki (kwadraty, prostokąty, romby lub trójkąty) – moje kawałki miały około 2×5 cm. Należy się upewnić, że ciasto jest dobrze docięte. Wkładamy do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni na około 20-25 minut (do przyrumionego wierzchu)

W tym czasie do rondelka wlewamy wodę, miód, cytrynę, skórkę z cytryny i laskę cynamonu. Gotujemy około 10 minut.

Gotowym syropem polewamy wierzch ciasta wyjętego z piekarnika i odstawiamy do ostygnięcia. Wierzch dekorujemy posiekanymi pistacjami.

Smacznego życzy gruszka z fartuszka! :)