Annie Bell “Zupy”
Autor: Annie Bell
Tytuł: Zupy
Liczba stron: 172
Liczba przepisów: ponad 100
Liczba zakładek “koniecznie zrobić!”: 14
Jako dziecko nie lubiłam zup. Robiłam wyjątek dla rosołu, barszczu i pomidorówki, ale generalnie kręciłam nosem ilekroć dostawałam przed sobą parujący talerz warzyw w bulionie. Moja mama uparcie robiła znienawidzoną przeze mnie zupę jarzynową, pełną selera i pietruszki – mój mały koszmarek dzieciństwa. Długo nie mogłam przekonać się do tego, że zupy mogą być dobre, aż w końcu “odkryłam” zupy kremy, w których się totalnie zakochałam. Z czasem dopuściłam do mojego jadłospisu więcej rodzajów zup, a ostatnio mam na nie totalną fazę. Dlatego, jak dorwałam tę książkę, wiedziałam, że muszę ją mieć.
Na wstępie zachwyciłam się cudownymi zdjęciami. Och, jak zupy się pięknie prezentują na fotografiach! Zdjęcia w tej książce są na prawdę najwyższej jakości i przyprawiają mnie o cieknięcie ślinki.
Z zupami zazwyczaj nie ma dużej filozofii. Coś podsmażyć, coś pokroić, coś wrzucić do garnka. Owszem, w książce znajdziemy kilka przepisów na buliony, które są zazwyczaj sercem tego dania, ale generalnie teorii jest tu niewiele. Nie mam jednak pretensji – sama nie wiedziałabym co napisać o zupach.
Gdybym czegoś się miała doczepić to jednej rzeczy, której w książkach kucharskich nie znoszę: zapisu listy produktów – w dwóch kolumnach i z pełnym opisem. Przez to lista produktów staje się nieczytelna i potrzeba więcej uwagi już na etapie tworzenia listy zakupów. Oddać jednak trzeba, że same przepisy są bardzo dokładne i przejrzyste, więc z tą książką gotuje się bardzo łatwo.
To co cieszy, to oryginalność przepisów. Nie jest to typowa, “polska” książka gdzie dominowałby rosół i ogórkowa. Przepisy są oryginalne i zróżnicowane – znajdziemy tu zarówno takie, które przyrządzimy bez problemu z tak zwanych “podręcznych” składników, jak i te bardziej egzotyczne, gdzie za składnikami trzeba by się trochę naszukać (np. zupa z pasternaku czy zupa z rukwii wodnej).
Oprócz przepisów na zupy, w książce znajdziemy też wiele przepisów na dodatki – grzanki. tosty, kluseczki itp. Są one wymieniane jako dodatki do konkretnych zup, ale też znajdziemy kilka uniwersalnych przepisów na końcu książki.
Całość podzielona jest na 7 rozdziałów: warzywniak. sklep z nabiałem, sklep rybny, sklep mięsny, sklep spożywczy, piekarnia i buliony. Podział jest chyba dość jasny i klarowny :) Książkę wieńczy bardzo dobry i łatwy w obsłudze indeks.
Na pytanie “czy warto?” odpowiedź może być tylko jedna – zdecydowanie TAK. Polecam każdemu kto lubi zupy, lub dopiero się do nich przekonuje. Gwarantuję, że każdy znajdzie tu coś dla siebie :)
-
decorateacake
-
Fio
-
Fio
-
Wiola W.